Był sobie pewien Szwed. Magnus von Horn ukończył szkołę filmową w Łodzi i został reżyserem. Zakochał się w Polsce i w pewnej Polce (według Manueli Gretkowskiej Polska jest kobietą), ożenił się i odziecił, a także spolszczył (językowo) i nakręcił trzy filmy, w koprodukcji polsko-różnej, ale na ogół skandynawskiej. Recenzję debiutu (Efterskalv) znaleźć można w NGP nr 21/2015.
”Dziewczyna z igłą” jest głównie filmem duńskim, w tym języku mówionym i tam się rozgrywającym tuż po I wojnie światowej. Ale wkład polski w koprodukcji, niewidoczny na pierwszy rzut oka, polega na obsadzie aktorskiej wielu ról drugoplanowych i epizodycznych (dubbigowanych na duński) oraz licznych, nawet ważnych (np. zdjęcia) funkcji technicznych.
W dodatku wiele miejskich, ulicznych plenerów, ubogich i zapyziałych, znaleziono w mieście Kłodzko, a Dolnośląskie Centrum Filmowe współfinansowało film. Ale największą wartość widzę w twórczym korzystaniu z bogatego dorobku sztuki filmowej – z filmu niemego (głównie duńskiego). Zaczynamy od pionierskiego (francuskiego) ”Wyjścia robotnic z fabryki” (1895), dalej mamy znany z kina jarmarcznego wątek cyrkowy (”Diabelska czwórka” 1911), chwilowo ratujący bohaterkę i wreszcie nawiązanie do debiutu C.Th. Dreyera ”Prezydent” (1919) w scenie procesu Dagmar (w tej roli Trine Dyrholm, coraz częściej niejednoznaczna w rolach pozytywno-negatywnych).
Trudno tu się dopatrzeć podobieństw z polskim procesem Gorgonowej. A koszmarne maski z początku i pod koniec filmu to jakby aluzja do ”Elephantmannen”, wczesnego filmu niedawno zmarłego Davida Lyncha. Zrazu miałem wrażenie pokrewieństwa z polskim filmem ”Nic” (1999), nagrodzonym niegdyś w Soczi, ale kompletną czerń tego filmu nieco rozrzedza tu trudny happy-end adopcji 7-letniej dziewczynki.
Film nominowany do Oscara.
Aleksander Kwiatkowski