Kiedy po wiekach zapomnienia śpiewamy na nowo słowa siedemnastowiecznej kolędy Jezus Bóg i człowiek w stajence betlejemskiej narodzony, warto przypomnieć nie tylko jej dzieje, ale także wspomnieć o długiej tradycji polskich kolęd oraz o zwyczaju kolędowania. Wówczas zrozumiemy, jakie miejsce wśród polskich pieśni bożonarodzeniowych i noworocznych zajmuje barokowa kolęda, odnaleziona wśród poloników na zamku w Skokloster.
Słowo kolęda pochodzi z łaciny od calendae ”pierwszy dzień miesiąca”. Mniej więcej od połowy I wieku oznaczało ono u Rzymian Nowy Rok, dzień, w którym odwiedzano się nawzajem, składano życzenia, wymieniano prezenty, śpiewano pieśni. ˇ
Zwyczaj ten przyjął się na ziemiach słowiańskich i dosyć szybko zaczął się tam szerzyć. Początkowo nie miał on więc charakteru religijnego. Po przyjęciu chrześcijaństwa Kościół starał się w okresie Bożego Narodzenia i Nowego Roku propagować własne pieśni o charakterze dogmatyczno-religijnym. Miały one podobnie jak inne teksty kościelne spełniać funkcje dydaktyczne i pomagać w katechezie wiernych. Tworzono je głównie w oparciu o Ewangelię św. Łukasza, tłumaczono bezpośrednio z łaciny lub języka czeskiego i w odróżnieniu od świeckich pieśni życzących, czyli kolęd, zwano kantyczkami, symfoniami, pieśniami. Najstarszą z nich jest pieśń Zdrów bądź, królu anielski, pochodząca z 1424 roku. Dopiero w szesnastym wieku nazwa kolęda zyskała znaczenie pieśni o narodzeniu Chrystusa.
Na przełomie XVI i XVII wieku kolędy nadal były dość dalekie treściom religijnym, co powodowało, że nie używano ich w liturgii, natomiast były one obecne w obrzędach paraliturgicznych oraz w obyczajowości szlacheckiej. W tym też czasie w polskiej tradycji kolędowej wytworzyły się trzy, dosyć wyraźnie zaznaczające się tendencje: jedna, zmierzająca do zespolenia elementów kultury antycznej z chrześcijańką, druga, polegająca na adoracji Dzieciątka Jezus wraz z wprowadzeniem rozmowy Maryi z Jezuskiem (zastosowanie języka dziecięcego z licznymi zdrobnieniami, czułość, kołysanie Bożej Dzieciny), wreszcie trzecia, mocno polonizująca, związana z przejęciem przez kolędę wielu elementów rodzimej obyczajowości sarmackiej, które polska szlachta szczególnie ceniła i czciła w imię dewizy, że wszystko co własne, swojskie i bliskie jest najbardziej wartościowe i prawdziwie polskie.
Nie przyjęła się i zniknęła zupełnie z polskiej kultury tendencja pierwsza, natomiast dwie pozostałe pozostawiły trwały ślad w rozwoju polskiej kolędy. Kolęda zatem, wprowadzając czułostkowość w opisie sceny w stajence, przejęła wiele motywów z życia codziennego i zmieniła się w pieśń bożonarodzeniową o tematyce religijno-świeckiej. Autorzy kolęd dosyć swobodnie rozbudowywali zapisany w Ewangelii obraz narodzin Chrystusa o opisy oddania czci Jezusowi przez przyrodę, ukazywali często humorystyczne scenki pasterskie, dołączali do treści religijnych wydarzenia z teraźniejszości lub przeszłości, wplatali w pieśni kolędowe motywy panegiryczne: sławili królów Rzeczypospolitej lub przedstawicieli ważnych rodów szlacheckich.
W ten sposób kolędy, wypracowując sobie własne konwencje tematyczne i językowe, zaczęły coraz bardziej odrywać się od świata sacrum – od sfery dogmatyczno-religijnej – wchłaniając coraz więcej elementów świeckich, także ludowych. Odtąd też obraz narodzenia Chrystusa umieszczany był nie tylko w polskich warunkach kulturowych, ale także klimatycznych i geograficznych. W swej nowej, spolonizowanej formie kolęda wraz ze zwyczajem kolędowania i składania sobie życzeń stała się nieodzowną formą obyczajowości w okresie świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku.
Kolęda w siedemnastym wieku to już kolęda prawdziwe polska. Spolonizowaniu uległa również jej oprawa muzyczna. Teraz śpiewana była nie jak dawniej na nutę psalmów lub hymnów łacińskich, ale na melodie polskich tańców – mazura, poloneza, kujawiaka, czy też popularnych piosenek ludowych. Wzbogaciła się także jej tematyka, język, podkład muzyczny, sposób śpiewania, równocześnie jednak konwencjanolizowała się jej forma. Ten nowy typ kolędy spopularyzował Jan Żabczyc, który w roku 1630 wydał w Krakowie tomik Symfonie anielskie. Obejmuje on 36 utworów kolędowych wraz z instrukcją, na jakie znane melodie należy śpiewać poszczególne teksty. Do dziś ponad dwadzieścia kolęd z tego zbiorku nadal rozbrzmiewa w kościołach i jest śpiewanych przy polskich stołach wigilijnych, np. A wczora z wieczora czy Przybieżeli do Betlejem pasterze.
Niestety, do naszych czasów zachowało się niewiele podobnych zbiorków kolędowych. Kancjonały pieśni religijnych nie obejmowały kolęd, bowiem kościół nie uważał ich za teksty ściśle religijne i z tego powodu nie włączał do liturgii i śpiewników kościelnych. Niemal nieznani pozostali także twórcy kolęd, z nazwiska możemy wymienić zaledwie paru m.in. wspomnianego już wcześniej Jana Żabczyca.
W tym miejscu należy zaznaczyć, że również wielcy twórcy literatury polskiej tworzyli kolędy, ale te “kolędy literackie” rzadko zdobywały sobie popularność i zapisywały się zwykle jedynie w historii literatury polskiej. Tak było np. z pięknym tekstem Jana Kochanowskiego Kolęda, czy z pieśnią bożonarodzeniową Juliusza Słowackiego Chrystus Pan się narodził. Zdarzały się jednak wyjątki. Skarbiec polskiej kolędy barokowej wzbogacił się z czasem o parę znanych i do dzisiaj śpiewanych kolęd jak Bóg się rodzi, moc truchleje autorstwa Franciszka Karpińskiego czy Mizerna, cicha stajenka Teofila Lenartowicza.
Ten krótki przegląd dziejów polskiej kolędy byłby niepełny, gdyby nie wspomnieć o kolędach śpiewanych przy szopce betlejemskiej w zakonach karmelitanek, klarysek czy franciszkanów. Tam do pieśni bożenarodzeniowej wprowadzono motyw kołysania i usypiania maleńkiego Jezusa. Z tego klasztornego repertuaru do dzisiaj śpiewany z czułością i zachwytem Jezus malusieńki, leży nagusieńki… i Lulajże Jezuniu….
W wykładach paryskich na temat kultur i literatur słowiańskich Adam Mickiewicz zwrócił szczególną uwagę na cechę niezwykłej wręcz uczuciowości polskich kolęd barokowych, mówiąc:
„Uczucia w nich wypowiedziane, uczucia macierzyńskie, gorliwej czci Najświętszej Panny dla Boskiego Dzieciątka, są tak delikatne i święte, że tłumaczenie prozą mogłoby je spospolitować. Trudno by znaleźć w jakiejkolwiek innej poezji wyrażenia tak czyste, o takiej słodyczy i takiej delikatności“.
Oprócz pieśni klasztornych ogromną popularność z czasem zdobyła sobie w polskiej tradycji kolędowej kolęda góralska Oj, maluśki, maluśki, maluśki… Natomiast znana i chętnie śpiewana kolęda Cicha noc nie jest utworem polskim, ale austriacką pieśnią bożonarodzeniową Stille Nacht, która przełożona została na wiele języków. Z biegiem czasu powstały w polskiej kulturze także różnego rodzaju ”nowe kolędy”: patriotyczne, powstańcze, wojenne itp. Były one raz bardziej, raz mniej popularne, zwykle jednak na tyle przelotne, że szybko popadały w niepamięć, ustępując miejsca znanej i lubianej kolędzie barokowej. Nic więc dziwnego, że niektórzy historycy literatury właśnie barok nazywają „złotym wiekiem kolędy polskiej”.
Podstawowy kanon polskiej kolędy ukształtował się zatem w czasach baroku, odkąd pozostał niemal niezmieniony do naszych czasów. Już wówczas został na tyle ustalony i skanonizowany, że dawne teksty i melodie kolędowe potrafiły przetrwać wieki całe, ciesząc się dużą popularnością nie tylko przy stole wigilijnym i w szeroko rozpowszechnionym zwyczaju kolędowania, ale także zaczęły rozbrzmiewać na nowo w polskich kościołach, wracając do kancjonałów pieśni religijnej. Nikt już dzisiaj nie potrafi wyobrazić sobie uroczystej Mszy pasterskiej, odprawianej w nocy z 24. na 25. grudnia, bez odśpiewania Bóg się rodzi, moc truchleje, Anioł pasterzom mówił czy też Przybieżeli do Betlejem.
Odkrycie nieznanej polskiej kolędy w Zamku Skokloster
Kolęda Jezus Bóg i człowiek w stajence betlejemskiej narodzony odnaleziona została w roku 1967 w czasie prowadzenia prac porządkowych i inwentaryzacyjnych, związanych z przejęciem Zamku Skokloster na własność państwa szwedzkiego i przekształceniem go w muzeum. Wtedy to w najdalej położonych komnatach biblioteki zamkowej otworzono drewnianą skrzynię, w której spoczywały książki i drobne, często tylko kilkustronicowe, druczki. Okazało się, że znajdowało się tam ponad 200 polskich i łacińskich druków luźnych i książek. Zostały one wyselekcjonowane z półek książnicy zamkowej z powodu swojego skromnego wyglądu, ponieważ źle prezentowały się wśród drogich, oprawionych w skórę wydań książkowych, zdobiących bibliotekę. Cały ten niewielki zbiorek nazwano Polonikasamlingen, czyli Kolekcją poloników. Wśród odnalezionych w skrzyni pozycji znajdowała się również staropolska kolęda Jezus Bóg i człowiek… wydana w formie niewielkiej, cieniutkiej książeczki, oprawionej, a raczej włożonej w czerwoną okładkę. Druk wykonano starannie, z zastosowaniem na każdej stronie ozdobnych ramek, okalających tekst.
Odkrycie siedemnastowiecznego zbiorku poloników w Zamku Skokloster było wydarzeniem wielkiej skali w świecie bibliotecznym i archiwistycznym. Zachowane przez wieki, w znacznej mierze nieznane starodruki, zostały przewiezione do Biblioteki Królewskiej w Sztokholmie w celu sporządzenia ich pierwszego, skrótowego inwentarza. Kolęda polska uzyskała tam wówczas numer rejestracyjny POL. 128, czyli Polonikasamlingen (Kolekcja poloników) nr 128. Na karcie rejestracyjnej odnotowano, że na druczku nie podano miejsca i roku wydania, i że pozycja ta jest najprawdopodobniej unikatem, ponieważ w bibliografii Estreichera nie widnieje.
Po latach kolęda Jezus Bóg i człowiek … wraz z całą kolekcją powróciła do biblioteki Zamku Skokloster. Kilkakrotne próby dalszego skatalogowania zbioru nie przynosiły rezultatów. Z inicjatywy autorki artykułu w roku 2006 podjęto dlatego kolejne prace, których celem było dokładne zbadanie i opisanie zbioru. Przeprowadzenie tych badań było możliwe tylko we współpracy z naukowcami z kraju – historykami literatury i kultury epok dawnych, bibliotekoznawcami, bibliografami, łacinnikami. Po przestudiowaniu prac bibliograficznych, po poszukiwaniach w polskich bibliotekach oraz po licznych konsultacjach można było ostatecznie stwierdzić, że w Kolekcji poloników z Zamku Skokloster jest sporo pozycji rzadkich i unikatowych, i że interesujący nas druczek staropolskiej kolędy jest jedynym, dzisiaj istniejącym i znanym nam tekstem kolędy Jezus Bóg i człowiek… Nie znajdujemy go w żadnym z siedemnastowiecznych kancjonałów, w żadnym z późniejszych śpiewników, nie spotykamy śladów jego parafraz, nie jest ujęty w polskich bibliografiach, nie posiadają go krajowe biblioteki, archiwa, zbiory druków dawnych. Kolęda z biblioteki zamkowej w Skokloster jest zatem unikatem.
W jaki sposób polska kolęda znalazła się w Skokloster?
Kolęda Jezus Bóg i człowiek… z całą pewnością przywieziona została do Skokloster wraz z innymi zdobyczami wojennymi Karola Gustawa Wrangla (1613– 1676), generała, marszałka, admirała i Wielkiego Konstabla Szwecji. Wrangel wiele lat spędził poza granicami kraju na ciągłym wojowaniu; brał udział w wojnie trzydziestoletniej, a w czasach tzw. „potopu szwedzkiego” podbijał tereny Rzeczypospolitej, oblegał też, i niestety, zdobył Warszawę. Jego wojska plądrowały biblioteczki polskich dworków szlacheckich, biblioteki klasztorne i kościelne. Pod tym względem szwedzki generał nie był wyjątkiem. Jego rabunki mieściły się w szwedzkim programie “dogonienia Europy” w rozwoju nauki, sztuki, systemu szkolnictwa. Zdobycze wojenne przywiezione zza morza – zgodnie z wolą królów szwedzkich – miały zapewnić Szwecji podstawy dla jak najlepszego rozwoju rodzimej kultury. Dlatego też Gustaw II Adolf czy Królowa Krystyna dzielili przywiezione zdobycze książkowe między Bibliotekę Królewską w Sztokholmie, bibliotekę uniwersytecką w Uppsali i biskupstwa szwedzkie, przy których powstawały gimnazja. Część łupów książkowych przypadała także zasłużonym w walkach generałom i przyjmowana była przez nich z prawdziwą radością. Książki były bowiem w owym czasie w Szwecji niezwykle cenne i drogie; świadczyły o statusie właściciela, dodawały mu splendoru, stanowiły nieodzowny wystrój komnat zamkowych i pałacowych. Zamek w Skokloster miał świadczyć potomnym o potędze swojego właściciela – wielkiego magnata Szwecji – musiał więc posiadać także wspaniałą bibliotekę.
Wrangel sprowadził na zamek książki, dzieła sztuki i zbroje zdobyte w podbijanych krajach, m.in. na terenach dawnej Rzeczypospolitej. Jego biblioteka była odtąd największą biblioteką prywatną w Szwecji i liczyła za życia właściciela ponad 2 400 woluminów. Wśród przywiezionych książek znajdowała się także kilkustronicowa polska kolęda Jezus Bóg i człowiek…, wysegregowana z półek biblioteki zamkowej i złożona w drewnianej skrzyni. Ponieważ – zgodnie z życzeniem szwedzkiego magnata i jego potomków – z biblioteki, a także i z innych komnat zamkowych niczego nie wolno było usuwać, kolęda przeleżała w zamknięciu przez wieki całe wraz z innymi polskimi i łacińskimi starodrukami. Kiedyś była własnością polskiego szlachcica, dworzanina Władysława IV i podkomorzego miasta Gostynia – Władysława Konstantego Wituskiego. Mówi nam o tym dosyć wyraźnie na stronie tytułowej kolędy zapisany po łacinie podpis: Wladislai Constantini Wituski, co pozwala ustalić proweniencje druczku.
Kolęda ze Skokloster pochodzi z pierwszej połowy XVII-tego wieku. Nie znamy dokładnie jej daty i miejsca powstania, ale na podstawie treści, a zwłaszcza zakończenia, w którym odnajdujemy słowa wyrażające cześć składaną królowi Władysławowi IV, możemy przyjąć, że powstała między 1632 a 1648 rokiem. Natomiast miejsca druku do dzisiaj nie udało się bliżej określić.
Nowoodkryta kolęda Jezus Bóg i człowiek… to kolęda życzeniowa – napisana z okazji Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku przez wileńskich żaków, Jana i Krzysztofa Denhoffów – i przekazana jako kolęda-podarek przez młodych autorów ich rodzicom. Była to więc od samego początku kolęda rodzinna, śpiewana w kręgu domowym, pieśń ściśle związana swym tonem panegirycznym z pochwałą rodów szlacheckich Denhoffów i Bylofów.
Kolęda ze Skokloster a polska tradycja kolędowa
Odkryta na Zamku Skokloster kolęda Jezus Bóg i człowiek … znakomicie wpisuje się w tradycję kolędową pierwszej połowy XVII wieku. Splatają się w niej niemal wszystkie elementy, które były typowe dla kolędy, łączącej opis narodzin Chrystusa z Ewangelii z pieśnią, zbliżającą się do polskich realiów, chętnie wykorzystującą różnego rodzaju aktualizacje i poszukującą nowych form wyrazu artystycznego, jakie przynosił ze sobą barok. Jak już wspomniałam, jest to kolęda-podarek, która rozpoczyna się przedmową, pełniącą funkcję dedykacji-życzenia:
Żyj długowieczne lata cnych Denhoffów plemię,
Oto cię z łask orszakiem wita dobre mienie;
Żyj wesołe godziny, Bylofów podporo,
Perło i diamancie, wielkich dziadów Córo.
Niech po krwawej Europie, wasze imię słynie
Niechaj wam złotem Niemen i Wilija płynie.
Szczęście siebie, kolędę DENHOFFOM daruje,
Jezus gość w stajni nowy, to nam obiecuje.
Autorzy tekstu, wileńscy żacy, nie są, oczywiście, znanymi ani uznanymi poetami, ale chwilami całkiem nieźle radzą sobie z polskim ośmiozgłoskowcem. Zgodnie z panującą tradycją barokową i ówczesnym obyczajem próbują sił w poezji, wykorzystując w wierszu znane konwencje stylistyczne i tematyczne kolędy. Tekst dedykują rodzicom: składają im zatem w darze zarówno samą kolędę o narodzeniu Chrystusa jak i życzenia pomyślności i długich lat szczęśliwego życia.
Fakt, że tekst kolędy, napisany jest nie przez wybitnych i oryginalnych w swej twórczości poetów, ale przez studentów Akademii Wileńskiej, zorientowanych dobrze w tradycji szerzącego się kolędowania, sprawia, że kolędę tę możemy uznać za utwór odzwierciedlający przemiany, jakie zachodziły w treści, języku i gatunku kolędy w pierwszej połowie XVII wieku. Wtedy to bowiem kolęda przerodziła się w tzw. pieśń “śpiewaną gminnie”, stając się integralną częścią rodzimej i nieco ludowej obrzędowości religijnej oraz ważnym przejawem polskiej kultury szlacheckiej.
Rzeczywiście, łączą się w niej elementy religijne ze świeckimi, obrazy realistyczne z cudownymi, do tego dochodzą motywy panegiryczne, sygnalizowane są też treści narodowe – umiłowanie ojczyzny oraz oddanie czci panującemu królowi. Znajdujemy w niej również ślady uczuciowości (Dzieciątko Jezus kwili, płacze, jest mu zimno), a scenka betlejemska wpisana zostaje w polski krajobraz i polskie warunki klimatyczne:
Gdzie stajenka nieużyta
Ukwilony drzwiami wita,
Gdzie mrozy siwe mieszkają,
Ciepłe lata precz mijają,
Śnieg, gdzie mlekiem farbowany,
Przyodział spróchniałe ściany.
Cały tekst części kolędowej oparty jest na ulubionym w czasach baroku kontraście: przeciwstawieniu wyglądu ubożuchnej stajenki – pałacowi, bogatemu w złoto, srebra, drogie kamienie i dywany. Autorzy spiętrzają liczne przeciwieństwa wokół tych dwóch skontrastowanych ze sobą obrazów, po czym następuje typowe dla kolędy wezwanie do oddania czci Bogu małemu:
Wy przynajmniej zaśpiewajcie
Wojska nieb ognistych, dajcie
Boską cześć Bogu małemu
Rzewnie w jasłkach płaczącemu.
Obłok dżdżysty niech rozbije
Lutnia, która smutki myje.
Trzęś się ziemio, zagrzmij morze
pokłońcie się ranne zorze,
A ty niebo uderz czołem,
Co ustawnie chodzisz kołem.
Alić się Jezus rozśmieje,
Zadatek dobrej nadzieje (…)
Po adoracji Dzieciątka dochodzą do głosu elementy już typowo świeckie: synowie sławią ród Denhoffów, podkreślają szczególnie cnotliwość matki – Elżbiety Bylof, życzą obojgu rodzicom długich i szczęśliwych lat życia:
Radość, pokój i wesele,
Zgoda, miłość, przyjaciele
Niech się mnożą, i kołowrót
Szczęścia, nie skoczy na odwrót.
A czas ojciec niepamięci
DENHOFFÓW sławę poświęci.
Rzekłem; alić słońce z morza
Wyjrzy, szczęśliwości zorza.
W ostatniej części kolędy do tematyki rodzinnej dochodzą również treści narodowe. Wileńscy żacy sławią imię Władysława IV oraz swojego ojca, który zasłużył się i umiłowanej ojczyźnie i zacnemu królowi. Tak więc kolęda ze Skokloster łączy w jedną i nierozerwalną całość dwie konwencje twórcze: tradycję kolędy barokowej z konwencją polskiego panegiryku, który nadawał jej cechy realne i aktualizował jej treść. Elementem zespalającym obie tradycje jest motyw oddania czci Dzieciątku Jezus, złożonemu w cichej i mizernej stajence.
Sztokholmska prapremiera kolędy „Wielkie nieba! Co się dzieje?”
Inicjatorką projektu powołania na nowo do życia starej kolędy z Zamku Skokloster jest Pani Joanna Janasz, patronująca także do końca całemu przedsięwzięciu. Przygotowana przez sztokholmskich artystów prapremiera nieco sparafrazowanej wersji kolędy Jezus Bóg i człowiek … jest jej pierwszym odśpiewaniem od czasów baroku. Odnaleziona kolęda, niegdyś własność Władysława Konstantyna Wituskiego, po wiekach spoczynku w bibliotece zamkowej ponownie zatem przywołana zostaje do życia.
Artyści przygotowujący prapremierę kolędy postanowili skoncentrować się przede wszystkim na tekście kolędowym, wyłączając z wersji śpiewanej wszelkie aktualizacje rodzinne i historyczne obecne w oryginale. Autorka sparafrazowanego tekstu, Pani Dana Rechowicz, zdecydowała się na unowocześnienie języka, który w staropolskiej wersji trudny był do zastosowania w formie śpiewanej. Poetka starała się zachować kształt i treść dawnej kolędy, ale wszędzie tam, gdzie staropolszczyzna wydała się jej odległa, a wiersz czasami zbyt rozwlekły unowocześniła słownictwo i zastosowała drobne skróty treściowe. Postanowiła także wprowadzić refren, wykorzystując w tym celu dwie najbardziej udane zwrotki wileńskich żaków. Dzięki temu w sparafrazowanym utworze doszło do sprzężenia formy wiersza z powtarzalnością fraz muzycznych, co wpłynęło dodatnio na melodyjność tekstu.
Kolęda Wielka Nieba! Co się dzieje? w wykonaniu solo Pani Teresy Tutinas – przy akompaniamencie zespołu muzycznego Zbigniewa Bizonia , zespołu w składzie Dominika Depczyk, Stanisław Rejment, Witold Robotycki i Janusz Słotwiński – nie jest zatem siedemnastowieczną kolędą ze Skokloster, ale jej parafrazą, dosyć dokładnie naśladującą pierwowzór. W centrum tej nowej, ale opartej na staropolskim tekście kolędy, znajduje się, podobnie jak w oryginale, ukazany na zasadzie kontrastu obraz stajenki betlejemskiej i bogatego pałacu połączony z motywem oddania czci Dziecięciu Bożemu. Jak w wielu innych kolędach tekst kończy się błogosławieństwem – nowonarodzone Dziecię z okazji świąt Bożego Narodzenia wlewa w serca wiernych nadzieję. Wszystko zatem zgodnie z tradycją i konwencją kolędową.
Czy kolędę z Zamku Skokloster można ocalić od zapomnienia?
Czasem słyszy się opinie, że Polska posiada niezwykle bogate zbiory kolęd. Jedni twierdzą, że kolęd jest około 200, a pastorałek ponad 400, inni niemal podwajają te dane. Oczywistym jest, że nie wszystkie stare pieśni bożonarodzeniowe nadal są śpiewane, nie wszystkie rozbrzmiewają w kościołach czy przy stołach wigilijnych. Wiele z nich popadło w całkowitą niepamięć i stanowią obecnie interesujący obiekt badawczy historyków literatury.
Losy kolęd są, były i będą różne, a ich przyszłość zwykle trudno definitywnie przewidzieć. W literaturze polskiej mamy liczne przykłady na to, że piękne kolędy wielkich twórców epoki renesansu, baroku czy romantyzmu nigdy nie stały się popularne, chociaż pod względem treściowym i artystycznym reprezentowały wysoki poziom i zdawały się spełniać tradycją ustalone wymogi gatunkowe kolędy. Tymczasem anonimowe teksty kolędowe pisane przez nieznanych twórców – żaków, bakałarzy, księży, mniszki i mnichów, czy całkiem poślednich poetów – stawały się z czasem niezwykle popularne i śpiewano je zarówno w biednych, chłopskich chatach krytych strzechą, jak w dworkach szlacheckich i w komnatach wykwintnych pałaców magnackich.
O przetrwaniu kolędy dla potomności decyduje wiele czynników, m.in. przystępna treść, łatwy do zapamiętania tekst, pociągający rym i rytm oraz popularna melodia, łatwo wpadająca w ucho. Nic więc dziwnego, że twórcy barokowi układali swoje pieśni bożonarodzeniowe na melodie znanych tańców polskich lub na nutę piosenek ulicznych. Melodia miała zapewnić kolędzie jej ciągłość trwania. Jedynie więc powszechność może zagwarantować kolędzie przyszłość i ocalić ją od zapomnienia. Dlatego, aby stała się znana i lubiana, musi być śpiewana, nawet za cenę pewnych skrótów, czy drobnych zmian językowo-treściowych, o których decyduje nie autor, a … wykonawca.
Historia polskiej kolędy dostarcza nam wielu przykładów na to, że transformacjom tekstowym i językowym ulegały liczne, nawet najpiękniejsze kolędy. Pomimo to, a może właśnie dzięki temu, przetrwały one do dzisiaj i wchłonięte w tradycję kolędowania weszły do kanonu polskiej pieśni bożonarodzeniowej i noworocznej. Dlatego teraz, kiedy kolęda ze Skokloster w swej nieco zmienionej i unowocześnionej formie po raz pierwszy rozlegnie się na obcej dla niej ziemi, zaśpiewajmy, życząc autorce tekstu – Pani Danie Rechowicz, wykonawcy solo – Pani Teresie Tutinas, kompozytorowi melodii kolędowej – Panu Zbigniewowi Bizoniowi, całemu zespołowi muzycznemu oraz inicjatorce projektu – Pani Joannie Janasz, aby słowa tej kolędy co roku rozbrzmiewały na nowo, ponieważ tylko śpiew może ją ocalić od zapomnienia:
Trzęś się ziemio! Zagrzmij morze!
Pokłońcie się ranne zorze!
A ty niebo uderz czołem,
Co od wieków chodzisz kołem.
Obłok dżdżysty niech rozbije
Lutnia, która smutki myje.
To się Jezus roześmieje,
W serca wleje nam nadzieję!
Ewa Teodorowicz-Hellman
Warto posluchac o popatrec w filmie Tadeusza Nowakowskiego o polskiej koledzie odnalezionej w Szwecji https://www.facebook.com/marek.lewandowski.51/videos/1021300377885247