Co jakiś czas telewizja polska na różnych kanałach emituje przedwojenną wersję adptacji DZIEWCZĄT Z NOWOLIPEK, ci którzy to oglądali ( a ostatnia emisja była niedawno) to naturalnie zauważyli ostatnią scenę, gdy wbiega na ekran 10-letnia dziewczynka symbolizująca nowe pokolenie wychowujących się tam dziewcząt. Tą dziewczynką, którą kończył się film była Hania Szereówna. Późniejsza Hanna Kobowa.
Urodziła się 24 stycznia 1927 roku w Warszawie w rodzinie producentów filmowych. Ojciec Władysław Szer był współwłaścicielem znanej wytwórni filmowej SFINKS. Mama, Irena z domu Trelińska, to początkującą aktorką, która wybrała życie rodzinne. Natomiast brat ojca, czyli stryj Hanny, Alfred (Fred) Szer, był wybitnym kompozytorem, autorem muzyki do najlepszych z tego czasu polskich komedii muzycznych jak np. Jadzia, Dwie Joasie, Książątko, Pan Redaktor szaleje i wielu innych mniej znanych. Naturalnie, te uwarunkowania rodzinne spowodowały debiut Pani Hanii w filmie. Uznano ją za spadkobierczynię talentu Mamy z okresu filmu niemego. Wróżono dziecku wielką karierę filmową i nawet pani Hania dostała całkiem przyzwoitą rolę w jednym z niedokończonych filmów roku 1939.
Gdy nastała wojna cała rodzina musiała się ukrywać. Dla bezpieczeństwa rodziny ojciec wyrobił żonie i córce dokumenty na panieńskie nazwisko żony, Trelińska. Kupił im mieszkanie w innej dzielnicy, bo willę i tak skonfiskowali Niemcy, podobnie jak wytwórnię filmową. Sam ukrywał się gdzie indziej za duże pieniądze, a był bardzo bogaty. Słuch o nim, jego pieniądzach i pomagających mu adwokatach zaginął.
Pani Irena Trelińska z córką po powstaniu sierpniowym zostały wywiezione z Warszawy do obozu w Oświęcimiu (tu trzeba pamiętać, że zgodnie z aktem kapitulacji Powstania wywożeni do Oświęcimia, czy innych obozów warszawiacy, nie byli traktowani jako więźniowie lecz tylko pracownicy przymusowi, co często mało się różniło). Po postępach Armii Czerwonej, w pierwszym rzędzie ewakuowano właśnie tych niby niewięźniów na zachód. I tak przewieziono panie Trelińskie do Bergen-Belsen. Tam, po wyzwoleniu, pani Irena zmarła i jest pochowana, a panna Hanna i jej odnaleziona kuzynka, Władysława Szer, która była w najgorszym obozie, zostały transportem UNRRA przewiezione do Szwecji na rekonwalescencję. Kuzynka w zmarła zaraz potem w Szwecji w wieku 23 lat. A pani Hania poznała tu przyszłego męża, porucznika Armii Krajowej, Romana Kobę, też więźnia kacetów, który znalazł się w Szwecji w ramach tej samej amerykańskiej akcji UNRRA (którą Szwedzi przyjęli z otwartymi ramionami, żeby zamydlić sens Akcji Bernadotte, mającej nieudany sens polityczny, porozumienia między aliantami i Niemcami i zatrzymania Stalina na rozsądnej linii). Roman Koba był później wieloletnim prezesem Kongresu Polaków w Szwecji.
Państwo Kobowie pobrali się w Sztokholmie. Podróż poślubną, jak mi pan Roman opowiadał, odbyli za 50 öre od osoby Katarinahissen, windą na Södermalm. Potem w znajdującej się na górze restauracji, zjedli jakieś tanie danie i wypili po kieliszku wina.
Zamieszkali w rozbudowującym się Västerås, gdzie potrzebowano rąk do pracy. Bracia Roman i Józef Kobowie, przy owocnej współpracy pani Hani, zorganizowali tam polskie życie organizacyjne i kulturalne. Tam właśnie jeszcze w latach czterdziestych powstał pierwszy z prawdziwego zdarzenia polski zespół folktórystyczny, w którym debiutowała córka państwa Kobów, Jadwiga, później uznana solistka oper szwedzkich. Duszą zespołu była naturalnie, mająca korzenie artystyczne, pani Hania. Później (przy mężu i po jego śmierci) pełniąca zaszczytne funkcje w polskich organizacjach.
Zmarła 26 sierpnia 2009 w Västerås.
LGG