Kiedyś każde pokolenie pragnęło, używając języka codziennego, dokopać a jakby się dało to i obalić, poprzednie. Dziś już nie, dzisiaj wszech panuje konformizm.
Myślę tu o Europie, nie dalszych terytoriach, bliższa koszula ciału, to mój dom. Niestety Europa nie ma mi nic nowego do zaproponowania, bo trudno nazywać nowością obsesję stałego zwiększania produkcji. Nie podoba mi się również absolutyzacja, pod postacią uniwersalnych praw człowieka. Pod „absolutyzacja” rozumiem przesadne nadawanie wagi wartościom (na przykład: Bóg, Honor, Ojczyzna), niż obowiązkom (na przykład: porządek, demokracja, sprawiedliwość), bo to szkodzi obywatelom i niszczy państwo.
„Uniwersalne prawa człowieka”, wraz z silnie ostatnimi laty nagłaśnianą wielokulturowością, szkodzą, są pustosłowiem i szkodliwą iluzją. Oba hasła są moim zdaniem bardziej humbugiem jak rzeczywistością, koncepcjami brzmiącymi zachęcająco w opracowaniach socjologicznych, ale w praktycznym życiu, jeżeli w ogóle sprawdzalne, to na dystansie pokoleń.
Ludzkie byty, inaczej mówiąc kultury, rozwijają się w różnym tempie, na wielu planach, w wieloraki sposób, i niestety, co łatwo zauważyć, częściej wykorzystują brutalne metody nacisku, niż subtelne zachęty i przekonywania. Wspólna, wielka, silna Europa, to fantasmagoria, podszyta nieustającym od stuleci strachem przed Rosją.
Podejrzewam, że europejska poprawność polityczna, zabija wiele ważnych inicjatyw. W ogóle uważam „poprawność polityczną” za pusty slogan, demagogiczną czczą gadaninę. A demagogia, jak ogólnie wiadomo, niesie z sobą nijakość i miernotę:
– gdy coś nie działa, należy powrócić do tego, co było
– jeśli chcesz wroga nie pokonać, a zrozumieć, szukaj jego pierwiastków w sobie
– odpowiedzialność tworzy wolność (Emanuel Kant)
– wolność to nie walka, a wysiłek pracy
– trawa za płotem zawsze bardziej zielona
Podobne frazy można ciągnąć nieomal w nieskończoność. Jest to, jak się dziś obrazowo mówi – nawijanie makaronu na uszy.
Na koniec, jak na dzisiaj panującą w kraju rzeczywistość, senne marzenie ściętej głowy – Polacy powinni nauczyć się spierać, a nie kłócić. Muszą zrozumieć, że być w sporze nie wyklucza wspólnego działania.
Nauczyć szacunku dla każdego człowieka (innej wiary i koloru skóry też), i odwagi w braniu na siebie odpowiedzialności. Tego powinno się uczyć już od szkoły podstawowej. Tylko, kto ma uczyć ważnych i trudnych spraw, jak chociażby tego, że człowiek, gdy się od małego nie nauczy myśleć, to łatwo wpada w strach albo nienawiść – katechetka?
Andrzej Szmilichowski