Kwadratura koła

Wojna na Bliski Wschodzie trwa już ponad pół roku. Izrael po ataku Hamasu 7 października ub.r. walczy na kilku frontach: na ziemi (w Gazie) bądź w powietrzu (z Iranem, Hezbollah i w pewnym sensie z Houti w Jemenie). Tę wojnę trudno zakończyć, bo osiągnięcie obu głównych celów – zniszczenia Hamasu i oswobodzenia zakładników – graniczy z niemożliwością.

Zdecydowana i skuteczna ofensywa w Rafah i paru innych częściach Gazy, może spowodować śmierć 189 zakładników (pozostałych jeszcze przy życiu), a byłby to konsekwentny ostatni czyn terrorystyczny tej organizacji. Odwracając moralną treść biblijnej legendy, mogliby oni zburzyć gmach cały i zginąć pod gmachem.

Legendę Samsona, a może też pojedynku Dawida z Goliatem, można tym snadniej przytoczyć, bo żyjący w Gazie t.zw. ”Palestyńczycy” są jakby potomkami, z nieprawego łoża, starożytnych Filistynów, plemienia niesemickiego, od których pochodzi właśnie nazwa Palestyny. A głównie zamieszkiwali teren dzisiejszej Gazy, niekiedy zapuszczając się nieco dalej w wojnach z Izraelem.   I ten obszar nigdy nie został na stałe zagarnięty przez starożytne państwa judejskie.

Nie wiem, czy tym właśnie kierował się ówczesny premier Izraela Ariel Sharon, gdy na początku XXI w. wycofał okupacyjne jednostki z Gazy i niemal przemocą zlikwidował istniejące tam gospodarstwa izraelskich osadników. Dodatkowym motywem mogło być okazanie dobrej woli wobec Arabów, co okazało się naiwnym błędem, jeśli prześledzić dalszą historię kontaktów z tym obszarem zamieszkałym przez ok. 2 mln. ludzi.

Ale ta ziemia, formalnie niczyja, nie nęci nikogo. Nie ma na nią chęci Egipt, podobnie jak Jordania nie marzy o ponownym zajęciu t.zw. Zachodniego Brzegu (Jordanu). Nie mówiąc już o wielu tysiącach dawnych mieszkańców brytyjskiego mandatu, Palestyna czy raczej ich potomków, urodzonych już w obozach dla przesiedleńców po roku 1948. Bo przecież pamiętamy kłopoty Jordanii z zamieszkałymi tam uchodźcami, którzy w końcu zostali siłą przesiedleni do Libanu a później Tunisu (Czarny Wrzesień).

Przyszłość Gazy i jej ludności można widzieć jako obszar zdemilitaryzowany, pozostawiony pod kontrolą międzynarodowych sił ONZ. I na pewno przedwczesna jest idea dwóch państw, która może okazać się aktualna, gdy Arabowie wyłonią jakichś przywódców zdolnych do kompromisu, przy całkowitym zerwaniu z tradycją hitlerowskiej sławy muftiego Jerozolimy Hadżi Amin al Husseiniego, później Jasira Arafata, a także Hamasu czy Jihadu. A do tego długa droga.

Równocześnie jednak przeciągająca się wojna i cierpienia ludności cywilnej w Gazie (o cierpieniach ofiar terroru 7 października nikt już nie pamięta, ani o sytuacji 100.000 ludności przesiedlonej z północnego Izraela) skłaniają nie tylko młodych studentów, ale też rządy różnych państw do opowiedzenia się – dla świętego spokoju (sumienia?) – za rozwiązaniem dwupaństwowym. Powstała już nieformalna większość państw przypominająca nieco głosowanie w ONZ w 1947 roku. Tamtą decyzję uznała wtedy tylko Agencja Żydowska. Przyszłą, jeszcze nie podjętą, uzna być może strona arabska, ”palestyńska”. Ale obawiam się, bez zmiany nastawienia (wielokrotnie wyrażanego), określanego zdaniem: nasza jest Palestyna od Morza Śródziemnego do Jordanu.

A wszystkie inne uchwały i decyzje ICJ , w Hadze i nawet Rady Bezpieczeństwa ONZ przypominają do złudzenia kompromitującą uchwałę Zgromadzenia Ogólnego ONZ z lat 1970. zrównującą syjonizm z rasizmem. Postkolonialne maszynki do głosowania działają bezbłędnie.

Aleksander Kwiatkowski

Lämna ett svar