Zmienia się również nasze o nim pojęcie. Wszechświat coraz mniej przypomina maszynę a coraz bardziej ideę, gdzie wszystko ma związek ze wszystkim oraz nic nie dzieje się przypadkiem. To nie budziłoby niepokoju, gdyby nie dzisiejszy stan świata, przypominający bóle porodowe zakończone błyskami wybuchów jądrowych, (jak w książce „Ostatni brzeg” Nevila Shute). Coraz trudniej znaleźć argumentację na wykluczenie wariantu dziejów innego jak „wielka katastrofa”.
Narasta chaos i strach, ale jednocześnie budzą się nadzieje na inną, lepszą przyszłość dla ludzkości, bowiem z otaczającej coraz ciaśniej złowrogiej magmy niepewności losu, musi narodzić się coś nowego. M u s i! Nie zginiemy ze szczętem, potomkowie Atlantydy są wśród nas, inaczej jaki sens miałoby poczęcie, w ogóle istnienie człowieka?
Podlegamy od dłuższego czasu szerzącym się powszechnie niepokojom, co poniekąd zrozumiałe, ponieważ nieomal równocześnie wystartowały procesy wymiany ważnych egzystencjalnie i cywilizacyjnie paradygmatów. Solidna materialistyczna teoria istnienia, na której wychowały się długie szeregi pokoleń, zatrzęsła się w posadach, ponieważ solidna materia przestała być czymś stałym. To energia, pustka w gruncie rzeczy. Nie chodzimy po chodnikach, chodzimy po wibrującej energii, stół, samolot, szklanka, komputer, to tylko skupienia atomów!
Przez wiele wieków było dla trochę gęściej myślących ludzi oczywiste, że wszystko, co się wokół dzieje jest łańcuchem skutków, następujących po pojawieniu się przyczyn. Mędrcy żyli w błogim przekonaniu, że wszystko można wyjaśnić, poznając przyczynę.
Ta baza została podważona z chwilą narodzin tezy, że przyczyna i skutek bezpośrednio na siebie wpływają. Obiekt na którym skupia się uwagę, zmienia się pod wpływem obserwacji! To odkrycie doprowadziło do konkluzji, że nie istnieje nic, co byłoby nieruchome, statyczne, stabilne. Coraz więcej badaczy dotychczas skupionych na badaniu ludzkiego mózgu i jego niesamowitych możliwości, przekierunkowało uwagę ku nieograniczonym możliwościom ludzkiej świadomości. Obraz skończonej rzeczywistości, powszechnie akceptowanego świata materii, przestrzeni i czasu, skończył się, odszedł w niebyt.
Jeżeli tylko nie wysadzimy się wcześniej w powietrze, a taka ewentualność niestety coraz wyraźniej się zarysowuje, idziemy na spotkanie największej przygody, jaka może spotkać ludzkość tej Ziemi. Zbliżamy się do poznania b y t u, tego, co jedni nazywają Bogiem, drudzy Absolutem, inni Inteligencją, a jeszcze inni Matrixem. Innymi słowy nawiązujemy zwolna znajomość z rodzajem Panświadomości, która stworzyła wszystko i gdzie po śmierci człowiek wraca. Nie jest możliwe określić kiedy Panświadomość powstała i kto ją stworzył, ani czy istnieje coś poza nią, jest czystym istnieniem.
Żydowscy rabini studiujący od wieków Stary Testament (dzieło mało zrozumiałe, miejscami makabryczne), zwracają uwagę na słowa Jahwe: ”Jam jest ten, który jest”. I tyle, o to w końcu idzie cała gra, czyste istnienie a poza tym nic! Czy jest w ogóle sens w zastanawianiu się kto nas stworzył i jaki był powód zmuszenia nas do życia w świecie takich a nie innych parametrów?
Otóż jest powód: I have a dream, I have a dream people, I have a dream!, wołał pastor Martin Luter King. Człowiek ma marzenia i Panświadomość tego nie przewidziała! Powstanie nowy świat i będzie bardziej ludzki, to pewne! Będzie badał i rozwijał intelekt, pielęgnował możliwości, troszczył się o bogactwo duszy. Narodzą się ludziki lepsze i doskonalsze, darzące szacunkiem zwierzęta, naturę i siebie nawzajem. Znikną konflikty, pójdą w zapomnienie wojny, po prostu czyste istnienie!
Jeżeli chcesz rozbawić Pana Boga, opowiedz mu swoje plany na przyszłość.
Andrzej Szmilichowski