Bieg życia dostosowuje się do danych, złożonych w człowieku zawczasu w postaci kodu genetycznego? Znakiem zapytania sprytnie strącam z siebie obowiązek odpowiedzi. Co nie przeszkadza mi brnąć dalej.
W losie każdego człowieka trwa swoistego rodzaju continuum. Mam na myśli, że błędy i sukcesy powtarzają się i przeplatają w ciągle nowych warunkach i wariantach. Jest w tym jednocześnie znamię oszukaństwa w postaci cech charakteru, oraz ucieczki i musimy z tym żyć. Cóż, drodzy planetczycy (od planeta), można wyzbyć się przyzwyczajeń, można pozbyć choroby, ale nie można wyleczyć się siebie.
Tylko, że „ego” o tym nie wie i stale poszukuje, a ma na to swoje, najczęściej oszukańcze sposoby. Przypomina się stara metafora o cudownej perle, dziecku chorej muszli. Coś z tym w końcu należy zrobić, człowiek ciągle czeka na swoje wyzwolenie, śniąc sen o samym sobie.
Bywają, niestety, takie fazy egzystencji, w których społeczeństwo wydziela z siebie formy wyjątkowo paskudne. Chorowite i tak pokraczne, że inni z ulgą przyjmują ich żądzę śmierci i tendencje do samozagłady. Jak u orek, kiedy decydują się na dobrowolne zakończenie życia i gromadnie wpływają na piaski plaż świata.
Wczesne lata dwudzieste XXI wieku zafundowały nam narodowe samookaleczenie świadczące o zaburzeniach, na które medycyna nie ma nazwy, ponieważ psychiatria skupia się raczej na przypadkach indywidualnych. Dodatkowym utrudnieniem jest, że granica pomiędzy zdrowiem a chorobą bywa trudna do sprecyzowania. Szczególnie, kiedy wiodący geniusz zostaje sprowadzony dramatyzmem wydarzeń brutalnie na ziemię, a nie dorasta do roli Konrada Wallenroda.
Upadek złudzeń powoduje z reguły wejście na drogę wstecz i próbę schronienia się w zakamarki przeszłości, w lubianej bo znanej minionej epoce. Dotkliwa to poraża, ponieważ do spełnienia marzeń zostania narodowym bardem, niestety brak geniuszowi muzykalności i poczucia rytmu, a na samej urodzie trudno daleko zajechać.
Na początku zadałem pytanie, ale od odpowiedzi się wywinąłem. Czas na poprawę, a zatem pytanie drugie: – Czy można być jednocześnie patriotą i niszczycielem? Odpowiedź: – Życie i doświadczenia uczą, że można, ale na krótko. Łatwo rozbić jajko, znacznie trudniej je wysiadywać.
Grecki mędrzec Platon, lubił przemawiać. A że potrafił to robić dobrze świadczyło, iż miał zawsze wielu słuchaczy. Popularności dodawało mu, że każde swoje publiczne wystąpienie, kończył zawsze tym samym zwrotem: – A poza tym, Kartagina powinna zostać zburzona! Z greckich tragedii pobrałem jeszcze jedną naukę i przestrogę: za zakładanie skarpetek do sandałów groziła kara śmierci.
Andrzej Szmilichowski