Przyjęcie zaczęło się pechowo. Na godzinę przed spotkaniem zadzwonił jeden z zaproszonych gości meldując, że nie przyjdzie, o czym podobno wiedział już od trzech dni. Podejrzewałam, że w międzyczasie dostał towarzysko ciekawszą propozycję.
Usunęłam jedno nakrycie ze stołu. Reszta gości pojawiła się kolejno z dużym opóźnieniem na skutek kilometrowych korków na autostradzie. Dzwonili regularnie z samochodów meldując aktualne pozycje. Jedyny gość, który przyjechał o czasie, przeszedł niedawno wylew i dowieziony został specjalnym transportem mającym prawo jechać pasem dla autobusów. Jego „balkonik” został na czas przyjęcia zaparkowany w pralni.
Następny gość wyciągnął na powitanie lewą rękę. Prawa była zagipsowana w przegubie. Nie wiadomo, czy zapalenie ścięgna czy podagra były przyczyną silnego bólu, który gips nieco łagodził. Zrezygnował z tego powodu z planowanej wycieczki na kanaryjskie plaże. Musiał zapomnieć o kąpieli. Z ręką w gipsie idzie się na dno.
Następny gość wydawał cieszyć się dobrym zdrowiem, ale zamiast usiąść w zaproponowanym mu miękkim fotelu, wybrał twarde krzesło. Wyjaśnił, że ma złamane żebro. Wypadek zdarzył się podczas pogoni za porwanym przez wiatr 50-koronowym banknotem, który odzyskał po ekwilibrystycznym manewrze pochylenia się nad płotem i opłacił to pękniętym żebrem. Odzyskał 50 koron, ale wydał 300 na pogotowiu.
Gdy nadeszła pora na powitalny drink okazało się, że większość gości prowadzi samochód albo zażywa leki, których nie należy kombinować z alkoholem. Butelka szampana starczyła na długo. Jedyny gość, przyjaciółka, która jeszcze nie osiągnęła wieku emerytalnego, zdążyła wypić zaledwie łyczek zanim jej synek-nastolatek zadzwonił z prośbą, aby go odebrać ze stacji metra. Mama posłusznie ruszyła w drogę, ale po pół godzinie była z powrotem.
Przy stole inny gość zwierzył się z problemów ze swą córką. Była w trzecim miesiącu ciąży i badanie wykazało, że oczekuje bliźniaków, co samo w sobie byłoby pozytywną wiadomością, gdyby nie fakt, że od samego początku cierpiała na silne mdłości. Nie mogła jeść ani pić i od miesiąca była w szpitalu, gdzie karmiono ją kroplówką. O tym już wiedzieliśmy przedtem, nowością było, że jeden bliźniak zniknął, ale nie przez poronienie. Zdarza się czasem, przy ciąży bliźniaczej, że jeden z zarodków zostaje zaabsorbowany przez ciało matki. Oczyma wyobraźni ujrzałam zniekształcony płód ukryty wewnątrz zdrowego bliźniaka. Słyszałam kiedyś o takim przypadku. Te makabryczne myśli zachowałam oczywiście dla siebie.
Gość po wylewie mógł poruszać się w domu bez balkonika, jeśli ktoś użyczył mu ramienia do wsparcia. Znalazł się taki ktoś. Siedziałam między nim a gościem z ręką w gipsie i obu pomagałam przy krojeniu mięsa. Na szczęście nie musiałam ich karmić. Obecne panie były w lepszej kondycji zdrowotnej. Za wyjątkiem gospodyni, która w wyniku chwilowego zaniku pamięci zapomniała podać placek, który wcześniej wstawiła do mikrofalówki dla podgrzania.
Kiedy wszyscy zaczęli zbierać się do wyjścia, okazało się, że rower należący do gościa ze złamanym żebrem niespodziewanie się popsuł. Przyszły dziadek usłużnie obiecał podrzucić kolegę do domu samochodem. A gospodarz cierpiący na cukrzycę pomylił szybko działającą insulinę z powolną i całą noc musiał jeść słodycze, aby uniknąć insulinowego szoku.
Ale poza tym spotkanie – jak na przyjęcie emerytów – było niezwykle udane.
Teresa Urban