Dziwni ludzie

W życiu spotyka się rozmaitych ludzi: miłych i mniej miłych, mądrych i mniej mądrych. Bywają także dziwni ludzie. Nie sposób ich rozumieć.

Dariusza poznaliśmy na rejsie po Karaibach. Jeśli wśród pasażerów znajdujemy rodaka, zazwyczaj nawiązuje się znajomość. Dariusz nie pracował i cały swój wolny czas spędzał na rejsach. Wracał z jednego i jechał na drugi. Musiał dysponować pokaźną fortuną. Nie pytaliśmy o jej źródło, bo nie wypadało. Był muzykiem. Opowiadał wprawdzie, że od czasu do czasu grywa i śpiewa na rodzinnych uroczystościach. Nie jest to jednak zajęcie intratne. Wspomniał także, że jest współautorem znanego przeboju, ale sąd na razie nie przyznał mu prawa do tantiemów. Mimo finansowych zasobów Dariusz nie był rozrzutny. Na rejsach wybierał zawsze kabinę bez okna, nie dokupywał pakietu z napojami alkoholowymi i ubierał się skromnie. Nawet w dni, kiedy rekomendowano ubranie galowe, zakładał tylko granatowy blezer. Podróżował ze swoją partnerką Iloną, której fundował przejazd. Ale nie rozpieszczał jej luksusem. Kiedyś na plaży zachęcał ją do picia wody. ”Pij Ilonko, pij. Butelka kosztuje tylko jedno euro.” Raz zdarzyło się, że dokupił na tydzień pakiet z alkoholami. Ilona narzekała, że od bogatych owocowych drinków ma zgagę. Nie będę opisywać ich związku. Był burzliwy, pobrali się i rozeszli. Ilona czuła się poszkodowana przy podziale majątku, a Dariusz okradziony. Rozstali się w nienawiści.

Kiedy nastała pandemia Dariusz siłą rzeczy przestał jeździć na rejsy. Natomiast stał się zagorzałym antyszczepionkowcem. Był zwolennikiem teorii spiskowej. To nie Covid zabija ludzi, tylko szczepionka. Bombardował nas linkami o dewastujących efektach szczepień. Początkowo usiłowałam przekonać go, że nie ma racji. W końcu jako mikrobiolog znam się nieco na infekcjach i wirusach. Dariusz urągał nam, że nie potrafimy myśleć logicznie wierząc w kłamstwa. Linki były przeważnie po niemiecku, więc tylko Małżonek mógł je czytać. Ja przestałam pisać na ten temat do Dariusza. Od czasu do czasu pytałam co u niego słychać, prosiłam o parę osobistych informacji, niestety bez skutku.

Zaskoczyło mnie więc ogromnie, że nagle przesłał nam parę krótkich video, gdzie śpiewa znane przeboje akompaniując sobie na keyboard. Może przestał byś dziwny i powrócił do normalności.

Ze szwedzko-duńską parą, Lili i Larsem łączyła nas głęboka przyjaźń. Opisałam naszą znajomość w felietonie ”Pokrewne dusze”. Małżonek i Lars prowadzili historyczno-polityczne dysputy, a Lili i ja miałyśmy dużo wspólnego. Ogromnie się zmartwiłam wiadomością, że Lili nagle zachorowała na skręt kiszek. Ponieważ była już kilkakrotnie operowana na to schorzenie, powstały w jamie brzusznej liczne zrosty. Może popełniono błąd w sztuce medycznej, może chirurdzy nie byli wystarczająco obeznani z takim stanem.  Nie udało się im przywrócić drożności jelit. Jelito grube zostało wyprowadzone na zewnątrz w formie stomii. Przyplątała się sepsa. Stan Lili był krytyczny. Lars i ja żyliśmy w strachu. Odetchnęliśmy, kiedy Lili zaczęło się polepszać.

W czasie pandemii o odwiedzinach nie było mowy. Pozostały maile. Nie pamiętam, co skłoniło mnie do napisania maila o demokracji. ”Demokracja to najlepszy system, ale nie optymalny. Życzę sobie, aby wprowadzono więcej plebiscytów (referendum), tak jak w Szwajcarii” – pisałam. Nie mam pojęcia, co w tym mailu uraziło Lili. Odpisała, że zbyt się różnimy poglądami i dalsza przyjaźń jest niemożliwa. Prosiłam o wyjaśnienie, tłumaczyłam, że musi to być nieporozumienie, Lili nie dała się przebłagać. Przestałam pisać, bo mnie to upokarzało. Ale nadal trudno mi zaakceptować sytuację. Cierń bólu nie daje się usunąć. Zatwardziałość Lili jest dla mnie niezrozumiała. Okazała się dziwnym człowiekiem.

Halinkę poznałam w Australii podczas służbowej konferencji w Sydney. Była żoną mego dalekiego kuzyna. Od razu przypadłyśmy sobie do serca. Dbała abym w wolnym czasie poznała jak najdokładniej okolicę. Organizowała pikniki, zapraszała do parków narodowych z kangurami, koalami, dziobakami i innymi typowymi dla Australii zwierzakami. Byliśmy honorowymi gośćmi na wielu proszonych obiadach. Halinka jest pielęgniarką. Jej małżeństwo było bezdzietne, ale sprowadziła z Polski bratanicę, wykształciła ją za własne pieniądze na pielęgniarkę i traktowała jak córkę.

Po powrocie do Szwecji utrzymywałyśmy kontakt mailem, Skype i telefonem. Zmartwiła mnie wiadomość, że w jej małżeństwie przestało się układać. Rozwiodła się i przeprowadziła do Brisbane. Ale nadal miałyśmy bliski kontakt. Zapraszała nas raz po raz w odwiedziny. Mieszkała w willi i miała miejsce dla gości. Australia nie jest jednak miejscem, gdzie łatwo się wybrać. Natomiast Halinka wybrała się do nas do Szwecji. Pierwsze co zrobiła, to uprała całą zawartość walizki, aby ciuszki były świeże i pachnące.

Halinka nie była tęga, ale dość potężna i silna. Pomogła rozstawić namiot, dla ochrony przed ewentualnym deszczem w ogrodzie przyjaciela, który wkrótce miał obchodzić okrągłe urodziny. Spędziła z nami tradycyjny Midsommar w Uppsali. Załatwiliśmy jej rejs ze Sztokholmu po norweskich fiordach. Oczywiście wróciła urzeczona. Nie dała się jednak namówić na kąpiel w naszym jeziorze. Mimo słonecznej pogody było dla niej za zimno.

Po powrocie do Australii nadal utrzymywała z nami kontakt i zapraszała do odwiedzin. Choć nie była młódką, los okazał się dla niej łaskawy. Poznała zamożnego wdowca, była zadowolona z tego związku. Dużo podróżowali między innymi na Tasmanię. Wkrótce zamieszkali razem. Zaproszenia nie przychodziły już tak często. Kontakty stały się sporadyczne, aż w końcu zupełnie ustały. Halinka nie odpowiadała na telefon, mimo iż udawało mi się nagrać wiadomość, nie dawała się uchwycić na Skype, nie pisała maili. Zaczęłam się niepokoić, że coś złego się stało. Próbowałam dowiedzieć się czegoś od jej byłego męża. Nic bliższego nie wiedział, ale nie słyszał żadnych złych wieści.

Milczenie Halinki pozostało zagadką. Zakwalifikowałam ją do grupy dziwnych ludzi.

Teresa Urban

Luty, 2023 r.

Lämna ett svar