Facecjonista i mistrz paradoksu Georges Bernard Shaw, zanotował z przekąsem w liście do przyjaciela, że święte dla katolików miejsce w Lourdes, jest najbardziej bluźnierczym miejscem na świecie, uzasadniając te mocne słowa tak:
„Znajdują się tam vota będące pamiątkami cudownych uzdrowień. Wielkie ilości kul i wózków inwalidzkich, różnego rodzaju wspomagające pasy i tak dalej, natomiast całkowicie brak szklanych gałek protez ocznych, protez nóg i rąk, peruk i tak dalej. Protez! Jaskrawy przykład ludzkiego zarozumialstwa i limitowanie boskich mocy. Bluźnierstwo!”.
W większości żartów Showa ukryte są tak zwane ziarnka prawdy. Osobiście nie słyszałem ani czytałem o jednym choć przypadku cudu w Lourdes, że komuś odrosła amputowana noga, w pustym oczodole pojawiło się nowe oko (co interesowałoby mnie szczególnie), czy odrósł choćby palec albo kawałek nosa. W żartobliwych złośliwościach Bernarda Shawa o „cudach” w Lourdes, można odczytać głębszy sens. Odrośnięcie brakującej nogi jest poza możliwościami samoregeneracyjnymi ludzkiego ciała (podkreślmy – ludzkiego, jaszczurka to potrafi), ale już likwidacja komórek nowotworowych jest jak najbardziej możliwa.
Natura jest Wielkim Lekarzem, głoszą medycy. Zgadza się, ale tylko po części, bowiem Natura samodzielnie nic dla Ciebie ani dla mnie nie zrobi, a to z prostego powodu: Nie ma takich zainteresowań! W tych słowach tkwi, moim zdaniem, głębszy sens. Zapamiętałem gdzieś przeczytaną a celną koncepcję, którą cytuję z pamięci: Nie ma podziału między samoleczeniem, a samorealizacją.
W nauce obowiązuje, że zjawiska muszą podpadać pod prawa natury. A to między innymi oznacza, że kategorie magii i cudu dla nauki nie istnieją. Tu zgoda, ale sprzeciwiam się twierdzeniom nauki, że zjawisk paranormalnych w ogóle nie ma. Natomiast jako zaprzysiężony liberał proponuję rozwiązanie kompromisowe: Zdarzenie paranormalne jest w istocie rzeczy zjawiskiem nieco mniej normalnym.
A w ogóle to dobrze jest mieć, albo zachować jakąś dozę marzeń. Marzeń które wcale nie muszą mieć coś wspólnego z realnymi planami, ale powinny z horyzontem, z płaszczyzną która w jakimś aspekcie określa, kim się naprawdę jest.
Na tym poprzestanę ustępując miejsca fachowcom, nauce i Bernardowi Shaw, ale w kontekście spraw ważnych dla każdego jeśli idzie o duchowy poziom egzystencji, a szczególnie katolików i Watykanu, jeszcze jedno. Brak mi słów oburzenia dla działalności kardynała (Tytuł księcia kościoła, nadany przez papieża człowiekowi o horyzontach wiejskiego proboszcza, jest policzkiem dla katolików) Stanisława Dziwisza, który z kłopotliwych spraw „nic nie pamięta”, ale doskonale sobie radzi ze sprzedażą „relikwi”, w tym ileś tam już kropli krwi papieża Jana Pawła II-go.
Trzeba okazać nie byle jaką czelność jak i chciwość, żeby w dwudziestym pierwszym wieku tak ogłupiać Polaków! To jedno, drugie zaś tym bardziej przygnębiające, że ciągle istnieje wielu, którzy dobrowolnie dają robić z siebie idiotów i to za własne pieniądze.
Lubię i mam wielki szacunek do mądrości ludowych. Na ławeczce koło kuźni siedzi baca. Podchodzi przechodzień i pyta: Baco, co robicie? A siedzę i myślę. A co robicie, jak nie myślicie? A dyć tylko siedzę.
Andrzej Szmilichowski