Jaki jest obraz świata widziany oczami nauki? Wszystko powstało z chwilą Wielkiej Eksplozji, a świat kształtuje się naprzemiennie i jest związany prawami naturalnymi.
Oczywiście, nauka wie co mówi, tylko gdzie w tym mega ciągu jest miejsce dla mnie, dla mojej duszy? Ale może nie w tym rzecz? Miejsce jest, przecież jestem! Może więc bardziej o poszukiwania idzie? Poszukiwanie siebie, mozolne i powolne urządzanie się w życiu? Życiu duchowym oczywiście, biologiczne rozumie się samo przez się. To oznaczałoby, że zanim nadejdzie faza finalna, innymi słowy końcowe upraszczanie siebie, trzeba przekopać się przez czyściec nauki, teologii, mistyki?
Idzie p to, że nie łatwo porozumieć się z sobą samym! Zwiększa w epoce w której żyjemy, czasie dominacji intelektu. Staramy się wszystko co napotkamy, przepuścić przez elementy (wymyślonej przez nas samych) logiki, zaś efekt końcowy ocenić chłodnym i jakże mądrym mózgiem! Na całe szczęście nie znamy i nie poznamy nigdy Kodu Wszystkiego. To byśmy się dopiero urządzili, posiadając taką wiedzę!
Istniejemy w resztkach. Poruszamy się w w błotach schizofrenicznych ideologii, wybujałej ponad miarę cywilizacji technicznej. Bijemy tę coraz mniej sensowną fotonową pianę, nie mając czasu ani ochoty zastanowić się, czy to w ogóle ma jakiś szerszy sens. Wniosek? Nie ma wniosku! Ratunek? Ratunek owszem jest – upraszczanie. Zacznijmy upraszczać siebie i świat!
Świat się zmienia i zmienia się również nasze o nim pojęcie. Kosmos coraz mniej przypomina maszynę a coraz bardziej ideę, w której wszystko ma związek ze wszystkim. To oznaczałoby, że nic nie dzieje się przypadkiem, że przypadek w ogóle nie istnieje, tylko my tego jeszcze nie rozumiemy!
Co roku więcej i więcej ludzi czuje niepokój bliskiego końca w wybuchach termojądrowych (jak w filmie „Ostatni Brzeg” Nevila Shute), lub na skutek globalnej zapaści planety. Narasta chaos i strach, ale pomimo wszystko budzą się też nadzieje na przyszłość. Myśli, że pomimo ciśnienia owej bezosobowej magmy, musi narodzić się coś nowego i dobrego! Nie możemy zginąć ze szczętem, jaki byłby wówczas sens poczęcia człowieka i obdarzenia go inteligencją?
Nadchodzą wielkie zmiany w pojmowaniu istnienia w ogóle, a duchowej identyfikacji człowieka w szczególności. Jeżeli tylko unikniemy wcześniejszego wysadzenia siebie samych w powietrze, idziemy na spotkanie wielkiej przygody, którą z braku stosownego słowa nazwijmy sferą boską.
Nadejdzie nowy świat i będzie ludzki w otoczce boskości. Będziemy badali i rozwijali inteligencję, będziemy pielęgnowali możliwości i troszczyli się o duszę. Narodzą się ludzie, których dziś nazwalibyśmy „idealnymi”. Będą bardziej od nas „ludzcy”, będą darzyć szacunkiem zwierzęta, naturę, siebie nawzajem, a ze słowników znikną pojęcia jak „konflikt” czy „wojna”.
W sztuce Petera Shaffera Amadeusz, Mozart mówi taki monolog:
„Powiadam wam, chcę napisać finale, które będzie trwało pół godziny! Kwartet, który się zmienia w kwintet, a potem w sekstet. Coraz dalej, coraz szerzej… dźwięki mnożą się, rosną… i wspólnie tworzą całkiem nową harmonię!… Zapewniam panów, tak właśnie Bóg słyszy świat. Miliony dźwięków wznoszą się, mieszają w Jego uszach, przemieniają się w nieskończoną muzykę, jakiej my nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić!”.
Pisał poeta: będzie prosto będzie pięknie/ wstaje ranek słonko świeci/ rośnie trawa rosną dzieci/ gdy na zachód się wybiera/ człowiek umiera.
Andrzej Szmilichowski