Z Dominikiem Górnym, poetą, kompozytorem oraz dziennikarzem i publicystą rozmawia Leszek Wątróbski.
Co dla Pana jest w życiu najważniejsze?
Jestem świadomy, że nasze role w życiu i oficjalne funkcje na wizytówkach często się zmieniają. Co zatem pozostaje? Ten ktoś czyli człowiek. Właśnie dlatego wartości, które zjednują ludzi różnych poglądów czy idei były i są dla mnie najważniejsze. Bo tak naprawdę niezależnie od tego w jakiej części świata mieszkamy, czym się zajmujemy, co robimy z konieczności, a co z przyjemności – poszukujemy jednego: akceptacji odnalezienia siebie w życiu i pokazania, że możemy dać coś drugiemu człowiekowi. I stąd też nasze role.
Jeden odnajduje się w tym, że może być świetnym urzędnikiem, drugi – wspaniałym profesorem czy wykładowcą, a trzeci – artystą, który poprzez swoją twórczość stara się pokazać wartości ponadczasowe – wartości, takie, z których wyrasta tożsamość danego regionu, w jakim ten konkretny człowiek mieszka. Właśnie dlatego zawsze w swoim życiu starałem się kierować pasją.
Piękne to, nawet trochę misyjne…
…tak to czuję.
Czy jest Pan bardziej poetą, kompozytorem czy dziennikarzem?
Staram się zawsze odnajdywać w życiu w różnych rolach. Jestem świadomy, że dzisiejszy świat wymaga tego od człowieka, który chce w nim tym świecie odnaleźć swoje miejsce tzn. zaistnieć w rozmaitej postaci i formie. Trzeba więc być… albo starać się być człowiekiem uniwersalnym i elastycznym. Najbardziej bliską z tych ról, była mi poezja, a następnie muzyka. Uważam, że te dwie ulubione role są ze sobą bardzo spójne i bardzo się uzupełniają. Ja bardzo Często tworzę teksty literackie przy muzyce instrumentalnej. Oczywiście dany tekst literacki czy dany utwór muzyczny mają swoją odpowiednią strukturę czy formę i z reguły tworzone są często przy odwoływaniu się do pewnych schematów czy teorii.
Odniosę się natomiast do prywatnego sposobu odczuwania poezji i muzyki. Wg. mnie powinny być nośnikami nadziei i piękna, którego każdy z nas może mieć własną definicję. Nie powinny niczego narzucać ale sugerować i zapraszać do milczenia, słuchania, do odkrywania tego, co jest pozornie utajnione. I co ciekawe, przyjęcie tego zaproszenia zależy od jego adresata. Twórca jest w pewnym sensie listonoszem myśli. Otwierając ich koperty, wyciąga z nich bilety dające możliwość podróży przy otwartym bądź zamkniętym oknie. Każdy chce mieć swoje okno na świat. Poezja i muzyka mogą być zarówno szybą jak i krajobrazem, który tworzy perspektywę.
Myślę, że To są te dwie formy, w których czuję możliwość wyrażania się.
Ad vocem muzyki, podczas moich spotkań autorskich – jeśli tylko w pomieszczeniu, jest pianino lub fortepian, jestem proszony, aby zagrać autorską kompozycję. To jest wybór mojej publiczności. To jest to przyjęcie zaproszenia. Tak też się zdarzyło np. rok temu podczas inauguracji Międzynarodowego Listopada Poetyckiego.
I niezależnie od tego czy spotka się to z jakąkolwiek akceptacją, to będę chciał tworzyć dla samego siebie. A tak się złożyło, że w moim życiu spotkałem wielu życzliwych mi ludzi, z którymi mogłem długo i namiętnie rozmawiać o poezji i muzyce. I te osoby nakierowywały mnie na to, czego powinienem szukać od strony warsztatowej czy technicznej.
A co z Pana dziennikarstwem i publicystyką?
Kiedy wyruszałem na spotkanie z osobą z życia publicznego np.: artystą lub politykiem, aby zrobić z nią wywiad to jednocześnie miałem wspaniałą okazję poznać naprawdę wielu ciekawych ludzi. Tak jest do dziś. To w kontekście mojego życia zawodowego skutkowało później pozytywnie i przynosiło dobre efekty. Tak było np. w przypadku mojej książki Poemat o moim Chopinie. Kiedy udałem się na konferencję prasową w Filharmonii Poznańskiej dotyczącej Roku Chopinowskiego (2009), to poznałem tam pianistkę Bożenę Sitek, pełniącą ważną rolę w Komitecie Obchodów Roku Chopinowskiego. I z tej to relacji wypłynęły kolejne kwestie, które sprawiły, że zdecydowałem się napisać wspomnianą książkę. Inspiracje zbierałem m.in. podczas podróży do miejsc, w których tworzył Chopin, by wymienić Majorkę… Trzeba być zawsze u źródła albo chociaż stać pod wodospadem… Dlatego zazwyczaj piszę podczas podróży. Czerpię energię z różnych miejsc, w których jest prezentowana moja twórczość – począwszy od legendarnej „Piwnicy Pod Baranami” w Krakowie, poprzez „Scenę na Piętrze” w Poznaniu aż po narodowe instytucje kultury i międzynarodowe festiwale…
W moim życiu dane mi było przeprowadzić i opublikować blisko sto różnych wywiadów, w tym m.in. z większością aktorów biorących udział w cyklu Verba Sacra – Modlitwy Katedr Polskich. Był to projekt interdyscyplinarny artystyczno-naukowo-religijny poświęcony tradycji słowa w kulturze duchowej narodu polskiego, ze szczególnym uwzględnieniem dziedzictwa europejskiego. Robiłem je dla organizatora cyklu Przemysława Basińskiego. Były one następnie publikowane na łamach poznańskiego „Przewodnika Katolickiego” na jego ogólnopolskich stronach. Można je i dziś zobaczyć na ich stronie internetowej. Najbardziej jednak zapamiętałem jedno spotkanie, już poza cyklem Verba Sacra, z prymasem Polski ks. kard. Józefem Glempem. Miało ono miejsce w poznańskim pałacu arcybiskupim. Rozmowa nasza, trwająca może 20 czy 25 minut, miała jakże głęboką treść, jakże ważną i piękną formę.
I z innych rozmów, jakie odbyłem i jakie również wspominam do dziś, zaliczam spotkanie z prof. Janem Miodkiem – wybitnym językoznawcą oraz niedawno odbytą z Janem A.P. Kaczmarkiem – polskim kompozytorem, autorem muzyki do ponad 70 polskich i amerykańskich filmów i spektakli teatralnych, laureatem Oskara – Nagrody Akademii Filmowej za muzykę do filmu Marzyciel. Ten wybitny człowiek przyjechał specjalnie do Poznania z USA w czasie pandemii dosłownie na kilka dni.
Nie zapomnę także wywiadu i rozmowy z Szewachem Weissem – izraelskim politologiem, politykiem i dyplomatą, profesorem nauk politycznych, będącym w latach 2001–2003 ambasadorem Izraela w Polsce. W pewnym bowiem momencie Szewach Weiss powiedział – cytuję: Panie Dominiku proszę teraz wyłączyć dyktafon, coś Panu powiem poza wywiadem. Przeprowadziłem też wywiad z Lechem Wałęsą, laureatem Pokojowej nagrody Nobla; Janem Kanty Pawluśkiewiczem – kompozytorem piosenek, muzyki teatralnej i filmowej; Zbigniewem Wodeckim, piosenkarzem, Wojciechem Siudmakiem, artystą-malarzem… Było wiele takich rozmów, z których nie raz wyniknęły długotrwałe i niezwykle wartościowe pod względem twórczym znajomości…
Na co dzień pracuje Pan obecnie w Towarzystwie Hipolita Cegielskiego1…
Moja codzienne praca w Towarzystwie Hipolita Cegielskiego, gdzie mam przyjemność być sekretarzem Zarządu oraz prezesem Klubu Młodych Pozytywistów sprawia, że jestem osobą, której dane jest na co dzień obcować z wieloma wspaniałymi osobistościami tego świata czy też europejskiej kultury.
Towarzystwo Hipolita Cegielskiego, już od wielu, wielu lat (w przyszłym roku świętować będziemy 25-lecie naszego powstania) przyznaje liczne nagrody – w tym dla ludzi kultury. Mam przyjemność być sekretarzem Kapituły Złotego Hipolita, czyli najwyższego naszego wyróżnienia. Pierwszą taką statuetkę przyjął w darze św. Jan Paweł II podczas audiencji w Watykanie (2001). Niezwykłym wzruszeniem było dla mnie spotkanie z Andrea Bocellim, światowej sławy tenorem. Miałem zaszczyt, w imieniu Kapituły Towarzystwa, wręczyć mu medal…
Nagradzamy wyłącznie osoby zasłużone i wybitne. Dane mi jest na co dzień obcować z takimi właśnie ludźmi. I chce podkreślić, że ta „wybitność” przejawia się w ich dokonaniach i wytrwałej pracy, która kształtuje postawu godne naśladowania.
I te spotkania i rozmowy z nimi sprawiają, że moim udziałem się stają i dojrzewają we mnie pewne refleksje. I zdarza się, że dopiero po tygodniu czy po miesiącu, czasem nawet po upływie roku – już po ich przemyśleniu i przeanalizowaniu, zapisuję je i wprowadzam w życie. Podobnie też stopniowo rodzą się moje wiersze czy teksty do utworów. Zdarza się, że piszę na zamówienie albo do gotowej muzyki. Staram się jednak wpierw poznać bliżej osobę, która zaśpiewa dany utwór; odkryć ideę, będącą motywem przewodnim utworu np. hymnu jakiejś instytucji.
W moim przypadku nie jest tak, że tytuł, puenta i następnie dorabianie do nich jakiejś tam treści. U mnie wszystko powstaje po pewnej obserwacji i analizie rzeczywistości, a pewne okoliczności życiowe podpowiadają mojej świadomości i mentalności jak to zapisać, jak to stworzyć. Uważam, że żaden wiersz i żadna muzyka, niezależnie od tego z jakim twórcą byśmy rozmawiali, nie jest formą skończoną. Oczywiście technicznie czy schematycznie są skończone, ale to co tworzymy jest tylko początkiem tego, co jeszcze może się rozwijać w wyobraźni słuchacza, czytelnika i w ogóle odbiorcy. I to on w tym momencie, od strony swoich emocji, staje się jakby współtwórcą tego, co ta muzyka czy poezja w sobie niesie…
Podobnie jak z naszą rozmową, za którą szczerze dziękuję. A jeśli naszym odbiorcom, któraś z refleksji, jakie poruszaliśmy wydała się interesująca, zapraszam do dalszej rozmowy, a może i do współpracy na gruncie artystycznym i zawodowym.
Rozmawiał: Leszek Wątróbski
Czołowy facet…