Kazimierz Dziedzioch był najmłodszym żołnierzem polskiej brygady, wysłanej drogą morską do Harstad i skierowanej na front w Narwiku. W momencie desantu nie miał jeszcze szesnastu lat. Urodził się w polskim Chorzowie, zaledwie trzy kilometry na wschód od granicy Rzeszy Niemieckiej Adolfa Hitlera. Jego ojciec był urzędnikiem państwowym.
To matka, na wieść o napaści Niemiec na Polskę 1 września 1939 roku rozpoczynającej drugą wojnę światową, namówiła Kazimierza do zaciągnięcia się do polskiego wojska. Poza motywem patriotycznym, jej działaniem kierowało pragnienie zapewnienia synowi dostępu do racji żywnościowych przysługujących żołnierzom. Chciała mu oszczędzić głodu i cierpienia, na jakie była narażona ludność cywilna podczas pierwszej wojny.
Młody Kazimierz nie uczestniczył w bezpośrednich walkach toczących się w Polsce jesienią 1939 roku. Jego oddział został zmuszony do odwrotu oraz translokacji na wschód. Zarówno on jak i jego towarzysze broni znaleźli się wkrótce za granicą. Uciekinierzy z Polski zostali internowani na terenie wciąż jeszcze neutralnych Węgier.
Pragnąc uniknąć deportacji do Polski, Kazimierz zataił swój wiek podając, ze jest starszy niż był w rzeczywistości. Młodzieniec podążył wkrótce w kierunku Francji, do której dotarł po długiej podróży kolejowej przez Jugosławię i Włochy. Przybywszy do celu, zgłosił się do właśnie powstających tam wolnych polskich sił zbrojnych.
Jesień i zima 1939/40 roku upłynęły rekrutom na szkoleniu wojskowym. W momencie ataku Niemiec na Norwegię w kwietniu 1940 roku, polski rząd na wygnaniu miał do dyspozycji jedną brygadę przygotowaną do wysłania razem z siłami francuskimi i brytyjskimi na północ Norwegii.
Polską brygadę, w sile około 5500 osób, skierowano do Narwiku. Batalion Kazimierza, po pokonaniu pieszo odcinka z Bogen w Ofoten do Bjerkvik (obie miejscowości pomiędzy Harstad a Narwikiem, przyp. tłum.), został przetransportowany norweskimi łodziami rybackimi do Skjomen położonego na południe od Narwiku. Zadaniem Polaków było odciążenie brytyjskiego batalionu żołnierzy wyborowych, od wielu dni walczącego z niemieckimi strzelcami alpejskimi generała Dietla.
Dzień Święta Narodowego Norwegii (17 maja, przyp. tłum.) Dziedzioch spędził wysoko w górach Ankenes koło Narwiku. Z usytuowanego tam stanowiska strzeleckiego roztaczał się spektakularny widok na okupowane przez Niemców miasto. Miejsce to było punktem, z którego wyruszał na patrole bojowe oraz strzelał do niemieckich strzelców alpejskich. Siedemnasty maja był dniem specjalnym nie tylko dla mieszkańców krainy fiordów, ale też osobiście dla Kazimierza, obchodzącego wtedy urodziny. Tej wiosny podczas walk w Ankenes ukończył szesnaście lat.
Na dwudziestego ósmego maja zaplanowano rozległy atak sił norweskich i alianckich na okupanta . Celem akcji było wyparcie Niemców z Narwiku i otaczających go gór. Kazimierz, który pomimo młodego wieku w międzyczasie awansował do stopnia kaprala, przebywał nadal przy swoim oddziale na stanowisku w górach Ankenes.
W początkowej fazie bitwy, podczas ataku niemieckiego lotnictwa na polskie jednostki, Kazimierz został trafiony przez odłamek wybuchającej bomby. Okazało się, że prawa noga rannego była przecięta powyżej kolana. Łydka wraz ze stopą trzymały się uda jedynie przy pomocy strzępów skóry i ścięgien. Towarzysze broni, udzieliwszy mu na miejscu najbardziej niezbędnej pierwszej pomocy, musieli pospieszyć dalej. Z czasem odgłosy walki zaczęły się coraz bardziej oddalać od rannego żołnierza. Okaleczony przeleżał w górach około szesnastu godzin.
Kazimierzowi utkwiło w pamięci ogarniąjace go wówczas uczucie spokoju. Opowiadając o tym zdarzeniu po latach podkreślał, że jego myśli były wtedy klarowne. Nie odczuwał też większego bólu. On, który zarówno w młodym jak i dorosłym wieku nie znosił widoku krwi na skaleczeniach czy świeżym mięsie, zaczął po jakimś czasie badać swoje rany. Wiele razy oglądał wciąż odzianą w but i zwisającą na końcu nogi prawą stopę. Postanowił sprawdzić jaka część kości została oderwana przez odłamek bomby. Z czasem uświadomił sobie, że stopniowo ubywa mu krwi. W miarę powiększania się jej kałuży tracił nadzieję na ratunek. Z wewnętrznym spokojem pogodził się z myślą o powolnej, wybawiającej śmierci.
Następnej nocy został znaleziony przez patrol ze swojej własnej kompanii. Rannego żołnierza przetransportowano najpierw do punktu pomocy batalionu, a następnie na brytyjski statek-szpital. Po amputacji nogi, przeprowadzonej tam przez dobrze wyszkolonych brytyjskich chirurgów, pacjenta przewieziono do szpitala wojskowego w Wielkiej Brytanii.
Kazimierz nie przestał być jednak żołnierzem. Po krótkiej rekonwalescencji został z powrotem oddelegowany do swojego oddziału, stacjonującego w tym czasie w Szkocji. Poruszał się wówczas o kulach, a miejsce jego prawej nogi zastępowała pusta nogawka.
W grudniu 1940 roku młody inwalida uczestniczył w paradzie swojego batalionu odbieranej między innymi przez norweskiego generała Carla Gustava Fleischera. Podczas tej uroczystości uhonorowano generała Fleichera oraz piętnastu polskich oficerów i żołnierzy zasłużonych w bitwie o Narwik najwyższym polskim odznaczeniem wojskowym, orderem Virtuti Militari. Jednym z udekorowanych tym zaszczytnym medalem był Kazimierz.
Podczas parady poinformowano też o innym wyróżnieniu, nadanym przez króla Norwegii wszystkim polskim żołnierzom walczącym na froncie w Narwiku. W dowód uznania ich postawy dostąpili oni przywileju noszenia na ramieniu specjalnego sznura w barwach narodowych Norwegii – czerwonej, niebieskiej i bialej – ozdobionego złotą miniaturką norweskiego godła państwowego.
Po ceremonii przyznania odznaczeń wojskowych generał Fleischer, zwracając się po francusku do stojącego przed nim polskiego batalionu powiedział, że w jego mniemaniu przywilej nadany właśnie Polakom jest zaszczytem także i dla Norwegii. W dalszej części przemówienia kontynuował następującymi słowy: “… jestem przekonany, że norweskie barwy nigdy nie będą noszone przez waleczniejszych od was żołnierzy. Naród norweski ma wielki dług wdzięczności w stosunku do narodu polskiego. Nigdy nie zapomnimy, co dla nas zrobiliście…”.
Wiosną 1941 roku Kazimierz, oczekując między innymi na aluminiową protezę nogi, przebywał w polskim szpitalu wojskowym w Szkocji. W tym okresie jego losami zainteresowała się żona generała Sosnkowskiego. Pani Sosnkowska postanowiła mu pomóc w przedostaniu się do USA. Według niej w kraju tym było łatwiej o pełnowartościowe pożywienie. Uważała, że miałby tam też większą szansę na zdobycie wykształcenia. Jej zdaniem młodzieńcowi potrzebne było zarówno jedno jak i drugie.
Wysłano go więc do Kanady, skąd w 1942 roku dostał się do USA. Przybywszy do kraju przeznaczenia, zaczął pracować w polskich wojskowych służbach rekrutacyjno-propagandowych. Jednostki te działały na rzecz agitacji Polaków – tak nowo przybyłych jak i zamieszkałych tam od pokoleń – do przystąpienia do sił zbrojnych w Europie. Zaczęła się nowa epoka w życiu Kazimierza: brał udział w zebraniach ludności i konferencjach prasowych oraz występował w radio. Pewnego razu został nawet przyjęty przez prezydenta Roosevelta i jego małżonkę w Białym Domu.
We wrześniu 1942 roku jeden ze znaczących amerykańskich kanałów radiowych, CBS, nadał 20-minutowy program “They live forever”oparty na przeżyciach wojennych Kazimierza. Dwa miesiące później, 17 listopada 1942 roku, młody mężczyzna uczestniczył w wielkiej imprezie propagandowej, mającej miejsce w sali balowej znanego nowojorskiego hotelu Waldorf-Astoria. Tam dowiedział się o przyznaniu mu przez Króla Norwegii Haakona VII norweskiego Krzyża Wojennego. Decyzją Króla i rządu norweskiego z 20 marca 1942 roku, odznaczeniem tym wyróżniono 12 polskich uczestników bitwy o Narwik. Zgodnie z życzeniem Króla, na dyplomie towarzyszącym medalowi, umieszczono napis: “Za szczególnie wyróżniającą się postawę podczas wojny w Norwegii”.
Osobą przypinającą Krzyż Wojenny do piersi młodego inwalidy był norweski attaché wojskowy w Waszyngtonie, pułkownik Oscar Klingenberg. Klingenberg zwrócił się do licznie przybyłych, odświętnie ubranych gości z następującymi słowy: “ Polskie oddziały wojskowe zostały w kwietniu 1940 roku wysłane do Norwegii, z zadaniem wsparcia naszych rodaków w walce o wolność i niepodległość. Polacy walczyli w zaśnieżonych górach naszego kraju z nieopisaną umiejętnością i odwagą. W dowód uznania męstwa podczas walk w Norwegii, Jego Wysokość Król Norwegii Haakon VII przyznał niektórym z tych bohaterów Krzyż Wojenny. Jeden z nich jest tu dzisiaj z nami. Kapralu Dziedzioch, mam zaszczyt przekazać panu norweski Krzyż Wojenny”.
Kolejnym mówcą był norweski podporucznik, pozdrawiający zebranych w imieniu młodzieży swojego kraju. Myślą przewodnią jego wypowiedzi było stwierdzenie, że charakterystyczną cechą młodości jest podążanie za ideałami. W godzinie próby młodzi ludzie są gotowi walczyć o niepodległość. Podporucznik przybył na uroczystość z “Little Norway” w Kanadzie. Z obawy przed niemieckimi represjami, na jakie mogłaby być narażona jego rodzina w Norwegii, został przedstawiony jedynie z imienia. Jego pełne imię i nazwisko brzmiało Finn Andvig; po wojnie był on wieloletnim szefem technicznym SAS-u.
Nadszedł maj 1945 roku a wraz z nim zakończenie drugiej wojny światowej. Fakt ten wpłynął bezpośrednio na dalsze losy Kazimierza. Wiązało się to między innymi z zerwaniem kontaktów dyplomatycznych z polskim rządem londyńskim przez niektóre kraje, w tym Wielką Brytanię, USA i Norwegię. Brytyjczycy współpracowali z rządem w Londynie od wybuchu wojny w 1939 roku, a Amerykanie od przystąpienia do niej USA w grudniu 1941 roku. Postępowanie jednych i drugich w tym okresie trudno zaliczyć do szlachetnych lub taktownych. Ambasador Polski w Waszyngtonie obawiał się że prasa i radio podadzą komunikat o wycofaniu się USA ze współpracy ze swoimi dotychczasowymi partnerami przed oficjalnym poinformowaniem o tym polskiego rządu. Zwrócił się więc do ministerstwa spraw zagranicznych USA z prośbą o zawiadomienie go o tej decyzji przed jej podaniem do publicznej wiadomości. Jego propozycja została uwzględniona i drugiego lipca otrzymał informację, że oficjalne postanowienie rządu USA zostanie ogłoszone 4 lipca. Polski ambasador odpowiedział, że ze względu na przypadające właśnie wtedy amerykańskie Święto Niepodległości taktowniej byłoby wybrać inną datę na ten hańbiący moment. Amerykanie przyjęli jego sugestię. Komunikat o zerwaniu wszelkich kontaktów z dotychczasowym gabinetem oraz uznaniu nowego, zdominowanego przez komunistów polskiego rządu ogłoszono 5 lipca. Dla Kazimierza oznaczało to utratę uprawnień do renty wojennej. Od tej pory musiał sam “stanąć na nogę” w obcym kraju.
Dziedzioch postanowił nie wracać do wciąż pogrążonej w walkach i opanowanej przez komunistów Polski. Na jego decyzję wpłynął między innymi jeden z listów matki. Prosiła w nim syna o pozostanie i zdobycie wykształcenia w USA. Adresat zrozumiał jej utajone przesłanie – powojenna Polska nie była przyjazna dla uczestników wojny walczących na zachodnich frontach. Służby sowieckie wraz z siłami komunistycznymi przeprowadzały tam nieomal polowanie z nagonką na osoby z jego przeszłością.
Po ukończeniu rozpoczętych jeszcze podczas wojny studiów w Alliance College, wyjechał za pracą do Chicago. Nie było łatwo. Często zmieniał miejsce zatrudnienia. Utrzymywał się zmywając naczynia w Lenard’s Polish Restaurant oraz śpiewając jako baryton w Chicago Opera Society. Wolny czas przeznaczał na studia. Od 1950 roku został studentem studiów dziennych. Uwieńczeniem jego edukacji akademickiej był zdany z dobrym wynikiem egzamin uniwersytecki w dziedzinie zarządzania przędsiębiorstw. Jednak nawet tego rodzaju dyplom nie zapewniał stałej posady. Kazimierz niejednokrotnie doświadczył dyskryminacji, na jaką narażona była liczna wówczas polska mniejszość narodowa w Chicago. Otrzymanie kierowniczej pracy w tym mieście przez osoby z polskim pochodzeniem było prawie niemożliwe.
Polski emigrant założył w USA rodzinę. Urodziło mu się troje dzieci. W 1962 roku został zatrudniony w IBM. W firmie tej przepracował jako inżynier przez następne 25 lat. Stamtąd też w 1987 roku odszedł na emeryturę. Pomimo częstych wyjazdów służbowych za granicę, jako przedstawiciel IBM nigdy nie zawitał w Norwegii.
Ani polskie, ani norweskie władze nie podejmowały kwestii uczestnictwa Kazimierza w wojnie oraz będącego jej skutkiem inwalidztwa. W latach powojennych nigdy nie otrzymał żadnej formy uznania lub rekompensaty za udział w walkach lub ubytek na zdrowiu. Sam też finansował kolejne protezy kończyny. Na przestrzeni lat zabiegi wymiany sztucznej nogi były wykonywane sześciokrotnie.
Dokładnie w pięćdziesiątą rocznicę odznaczenia go w hotelu Waldorf-Astoria norweskim Krzyżem Wojennym, do Kazimierza dotarł list od siostry z Polski. Z przysłanej korespondencji dowiedział się, że ktoś z Norwegii próbuje się z nim skontaktować. Wiadomość ta zmobilizowała go do zaplanowania na wiosnę 1993 roku wizyty w tym kraju. Nie wykluczał możliwości dotarcia aż do Narwiku.
Tygodniowy pobyt w Norwegii pozostawił w pamięci kombatanta bardzo miłe wspomnienia. Był to okres po zmianie stosunków politycznych w Polsce. Pierwszym po wojnie, reprezentującym wolny i niepodległy kraj, ambasadorem Polski w Norwegii został Lech Sokół. Kazimierz doświadczył niezwykłej gościnności i życzliwości ze strony tego dyplomaty. Zaproponowano mu noclegi w budynku ambasady w Oslo. Pierwszego dnia wizyty w Norwegii Dziedzioch został przyjęty na audiencji u Jego Wysokości Króla Haralda V. Miał wówczas możliwość złożenia podziękowania za Krzyż Wojenny, przydzielony mu w 1942 roku przez Dziadka obecnie panującego Króla. W miłej atmosferze upłynęło również spotkanie z norweskimi kombatantami, goszczącymi przybyłego kolegę w lokalach słynnego klubu Linge na terenie twierdzy Akershus. Komendant twierdzy, w imieniu szefa sił zbrojnych Norwegii, przekazał mu norweski Medal Uczestnictwa. W klubie Linge został ponadto przedstawiony wielu norweskim kombatantom odznaczonym Krzyżem Wojennym. Tam też raz jeszcze spotkały się drogi Kazimierza oraz Finna Andvig, z którym zetknął się przed ponad pięćdziesięcioma laty, owego pamiętnego dnia w Nowym Jorku.
Wysoki poziom cen w Norwegii w połączeniu ze zmniejszająca się stopniowa pulą środków przeznaczonych na podróż zdawały się oddalać perspektywę przyjazdu do Narwiku. W tej sytuacji jeden z norweskich przyjaciół Kazimierza postanowił zbadać możliwość wsparcia finansowego jego wizyty przez państwo norweskie. Norweg pragnął jak najbardziej wzbogacić pobyt tego podeszłego już wiekiem kombatanta w kraju, do którego rzuciły go kiedyś losy historii. Okazało się jednak, ze władze odmówiły udzielenia dotacji na przejazd gościa na północ. Problem finansowy rozwiązano dzięki przychylności redaktora pisma “Heimevernsbladet” (norweskie pismo poświęcone służbom ochrony kraju, przyp. tłum.). Przystał on bowiem na propozycję pokrycia kosztów podróży pociągiem z Oslo do Bergen oraz statkiem z Bergen do Harstad w zamian za pisemną historię życia oraz relację z pobytu Kazimierza w Narwiku.
Gospodarze przyjmujący Dziedziocha na północy kraju zadbali, by i tam doświadczył norweskiej gościnności z jak najlepszej strony. Zorganizowano spotkanie z burmistrzem Narwiku. Uczestniczył w nim także ambasador RP w Norwegii, który z własnej inicjatywy przybył wówczas do tego miasta. Oficerowie z lokalnego pułku zaprosili polskiego kombatanta na helikopterową wycieczkę nad górami Ankenes. W czasie lotu dokonano kilku międzylądowań, między innymi na pamiętnym “wzgórzu 405”, gdzie Kazimierz przeżył zarówno swoje szesnaste urodziny jak i utratę nogi.
Kazimierz nie powrócił już później do Narwiku.
W 1995 oraz w 2000 roku odbywały się (w Narwiku, przyp. tłum) uroczyste obchody rocznic wyzwolenia. Podjęto wówczas starania zmierzające do skłonienia tak norweskich jak i polskich władz do uwzględnienia na liście gości także i tej części polskich kombatantów, którzy po zakończeniu wojny postanowili nie wrócić do rządzonej przez komunistów ojczyzny. Pozostawało wtedy przy życiu trzech polskich posiadaczy Krzyża Wojennego – jeden we Francji, jeden w Szkocji oraz Kazimierz w USA. Na uroczystości w 2000 roku w Narwiku przybyło bez zaproszenia i na własny rachunek dwóch polskich kombatantów zranionych w bitwie o to miasto. Jednym z nich był okaleczony w górach Ankenes Jan Lasowski z Francji. Lasowski został na trwale oślepiony pociskiem, który przestrzelił mu na wylot głowę podczas bitwy o Narwik 28 maja 1940 roku. Latem 1942 roku młody inwalida przeżył niezapomnianą chwilę. Król Haakon VII we własnej osobie przypiął wówczas do jego piersi Krzyż Wojenny. Po zakończeniu wojny Lasowski zamieszkał w okolicy Paryża. W powojennej podróży do Narwiku towarzyszyli mu córka i zięć.
Wiadomość o przybyciu dwóch polskich kombatantów nie uwzględnionych w planach uroczystości dotarła do burmistrza Narwiku. Dzięki jego staraniom zostali oni zaproszeni do udziału w obchodach i podjęci na bankiecie wydanym dla przybyłych gości. W poczęstunku wzięło udział około stu członków polskiej delegacji, w której skład wchodzili głównie urzędnicy, czołowi politycy, oficerowie oraz kilku kombatantów. Dla Polaków odznaczonych Krzyżem Wojennym zabrakło miejsca przy honorowym stole. Zarezerwowano go dla ówczesnych dygnitarzy, gości reprezentujących centralne władze ze stolicy. Te same władze, które wcześniej odrzuciły wniosek o zamieszczenie na liście uczestników inwalidów, którzy przed prawie sześćdziesięcioma laty zostali uhonorowani przez Króla Haakona VII najwyższym norweskim odznaczeniem wojennym.
Miłym gestem ze strony polskiej delegacji była postawa szefa ówczesnej Brygady Strzelców Podhalańskich, pułkownika Henryka Dziewiątki, który wraz ze swoim adiutantem zasiadł do stołu obu kombatantów. Los chciał, że obaj na trwale okaleczeni w walkach o wolność żołnierze, po zwycięstwie nie mogli powrócić do wolnej ojczyzny.
W Norwegii dyskutuje się obecnie zagadnienie słuszności udziału wojsk tego kraju w akcjach zewnętrznych mających na celu przywrócenia pokoju, niepodległości i demokracji narodom przeżywającym niepokój, okrucieństwa oraz cierpienia. Warto w tym kontekście pamiętać, że kiedy to Norwegia była przed prawie 70-ciu laty w potrzebie, przybyli jej z pomocą młodzi żołnierze z dalekiej Polski. Wielu z nich doznało trwałych obrażeń lub poległo w ośnieżonych górach otaczających Narwik. Po śmierci Kazimierza Dziedzocha przy życiu pozostaje jeszcze jeden z dwunastu odznaczonych przez Króla Haakona VII Krzyżem Wojennym Polaków, Jan Lasowski z Francji.
Bjørn Bratbak, Stavanger
Tłumaczenie: Jolanta Sulkowska, Narwik
Tekst publikowany był w Nowej Gazecie Polskiej w 2007 roku