Jestem z ostatniego pokolenia, które nosi w sobie odziedziczone po przodkach poczucie wstydliwości. Wstydziliśmy się stale i bardzo wielu rzeczy: jaskrawości, chełpliwego popisu, egoizmu, strachu, lepszego roweru, ładnych butów, lepszego drugiego śniadania. Ja wstydziłem się jeszcze ubrania. Nosiłem buttledress po Mamie i przerobione z ojcowskich, również andersowskich oficerskich spodni, portki wpuszczane w buty. Gdy się tak ubrany pojawiłem w szkole – zacząłem pobierać edukację w Polsce od czwartej klasy, natychmiast otrzymałem ksywę – saper Wodiczko (na wzór jednego z haszkowych bohaterów). Żyje jeszcze parę osób, które mówią do mnie Saper.
To, czego w powojennej i „wyzwolonej” Polsce należało się wstydzić i starannie ukrywać, była inteligenckość. Pamiętam doskonale wysiłki Mamy, kiedy przyszedł czas rozpoczęcia studiów. Aby zetrzeć z mojego życiorysu fatalne znamię „inteligencja”, z dodatkiem „pracująca” (narzucono nam sowiecki klasowy system który mówił, że „białoruczki” (inteligencja) nie pracują a tylko pasożytują na chłopie i robotniku), Mamie udało się wstąpić do Cechu Rzemiosł Różnych, co dawało mi dodatkowe punkty na studia. Niestety wysiłki Mamy tylko częściowo zakończyły się powodzeniem, ale to już inna historia. W PRL-u stale podejmowano próby odtrucia młodzieży z inteligenckości, na całe szczęście mało udane. Tam gdzie była, nadal żyła.
Cóż to takiego, ta cała inteligenckość? Różnie, dla mnie wiele niepewności, wiele wątpliwości i wahań, ocean poczucia winy i wyrzutów sumienia, kosmos samoudręki. Do tego dochodzi jeszcze lojalność. Lojalność wpajana przez dziadków, podtrzymywana przez rodziców, ciotki, wujków. Lojalność wyślizgująca się z objęć przaśnej rzeczywistości.
Zabrzmi jakbym się mizdrzył i kokietował, ale ja naprawdę myślałem, że się nie zestarzeję, że ominie mnie bezradna starość i w pewnym stopniu to mi się sprawdza. To durne zadufanie w sobie wzmacnia jeszcze fakt, iż tak się złożyło, że zawsze byłem najstarszy, a gdy pytany mówiłem ile mam lat, unoszono brwi w zdziwieniu. Tylko nikt nie wie – prócz mnie jednego od kiedy zostałem wdowcem, jak jest rano. Ranek wygląda tak, jakbym z wielkim trudem i ociąganiem zmartwychwstawał, opłacając celną daninę pierwszych kroków reanimowania się.
Wracając do prawdy – jej moc zdumiewa. Jest w tym coś niesprecyzowanego, o sile nieomal biologicznej, co przyjęło się nazywać instynktem prawdy. Ciężko jest ów instynkt zdefiniować, ponieważ każdy człowiek robi to na swój własny rękodzielniczy sposób. Ludzie, a przede wszystkim filozofowie, wahają się przed sformułowaniem definicji instynktu prawdy, gdyż są świadomi wszelakich zamąceń jakim prawda podlega, ale społeczny instynkt skutecznie podpowiada, co jest grane.
Na świecie na nic nie wydaje się tyle pieniędzy, co na ukrywanie prawdy. Potężne głowy władzy poświęcają cały swój drogocenny czas i fortunę aby: torturować, palić na stosach, zamykać w kazamatach, no i kłamać, kłamać, kłamać. Angażowani są artyści, naukowcy, żołnierze, korporacje, ministerstwa, powołuje się komisje do badań wypadków lotniczych, oraz wzywa do pomocy funkcjonariuszy Pana Boga, wszystko po to by ukryć prawdę.
Zaangażowani w w ukrywaniu prawdy nie śpią i nie dojedzą, marzną i ślepną nad literami prawa, dostają zawałów i wylewów, a ta okropna hydra prawdy stale wystawia głowę doprowadzając ich do konwulsji. Tak życie kataryniarza w poście! Ale nie zatrzymują się i nie zaprzestaną nigdy, nie zaniechają, nie cofną się, bowiem każdy w skrytości ducha wierzy, że „tamtym” oczywiście się nie uda zniewolić prawdę, ale mnie tak i osiągnę nieśmiertelność!
Chcemy konfrontować się ze swoimi słabościami, bo chcemy przyjrzeć się sobie. A prawda (znowu prawda ale innej konsystencji) brutalnie puka palcem wskazując, że człowiek jest wewnętrznie sprzeczny. Wypełzają z nas potwory, przed którymi nikt nie potrafi się obronić, i to dotyczy Wszystkich! Patrząc na dzisiejszy świat można zadać sobie pytanie: Dlaczegoż miałbym dążyć do i zostać optymistą?
Mogę mówić tylko za siebie, a obserwacja świata mówi mi, że stale narasta społeczne rozwarstwienie. Widzimy coraz więcej przemocy i zupełnie nowych problemów, na jakie ludzkość jeszcze się nigdy nie natknęła. Pozostaje nam tylko mieć nadzieje, że ludzkie życie nabierze kiedyś większej wartości.
Andrzej Szmilichowski