Pandemia ograniczyła nasze rozrywki do telewizji i książek. Ale nawet najciekawszy program telewizyjny nie zyskuje na reklamie. Wielokrotnie powtarzana reklama jest otępiająca i daje umysłową stymulacje zbliżoną do wpatrywania się w wirujący bęben pralki.
Korzystanie z bibliotek publicznych jest niebezpieczne, a kupowanie nowych książek nie wchodzi u nas w rachubę; Małżonek, kolekcjoner, zapełnił wszystkie półki, a reszta stoi na podłodze spiętrzona w stosy. Pozostaje więc domowa biblioteczka. Czasem odnajdzie się parę, nieczytanych dotychczas, perełek literatury, ale najczęściej są to książki, które mimo walorów warsztatu pisarskiego nie pociągają fabułą i czyta się je raczej z obowiązku niż dla przyjemności.
Dla amatorów, a ja do nich należę, jest jeszcze sudoku, stworzone przez Amerykanów i Brytyjczyków, ale spopularyzowane przez Japończyków. Pomysłowość sudoku polega na jego dostępności dla wszystkich, bez względu na przynależność jezykową. Sudoku o wysokim stopniu trudności wymaga koncentracji, co umożliwia zdystansowanie się od problemów dnia codziennego, dolegliwości podeszłego wieku i pandemii. Prasa codzienna dostarcza nam po kilka sudoku w każdym numerze, ale nie wszystkim to wystarcza. Sudoku uzależnia tak jak narkotyk czy nikotyna. Dla zatwardziałych amatorów są pisemka z setkami sudoku, prostych i skomplikowanych. Sudoku na internecie nie jest alternatywą. Tam rozwiązanie proponuje komputer, co nie jest wyzwaniem dla szarych komórek. Twierdzi się, że jeśli regularnie rozwiązujemy sudoku kondycja naszego umysłu będzie dużo lepsza. Sudoku zwiększa sprawność umysłową, rozwija tę półkulę mózgu, która odpowiada za logiczne myślenie. Oby to była prawda.
Prawdopodobnie na skutek braku stymulujących rozrywek uwrażliwiłam się na obecność okruszków i pyłków. Okruszki najlepiej się czują na kuchennym blacie i podłodze, obrusie w jadalni, tudzież tam gdzie dogadzamy sobie małym „co nie co” między posiłkami. Wyczuwa się je także pod stopami, jako że na ogół chodzimy po domu w skarpetkach.
Pyłki natomiast są wszechobecne. Mimo regularnego odkurzania stale pojawiają się nowe. Na jasnych powierzchniach pyłki są ciemne, a na ciemnych odwrotnie. Dlaczego? Nawet najbardziej otępiały móżdżek po namyśle odkryje przyczynę. Usuwam pyłki z pasją godną lepszej sprawy, ale górują nade mną uporczywym powstawaniem z niczego.
Prowadzę również walkę z kurzem, nie tylko odkurzaczem ale i wycieraniem podłogi na mokro. Najwygodniej wyciera mi się klęcząc. Obawiam się jednak, że mogę nabawić się puchliny kolan. Przypomina mi się opowiastka z książki „Trzech panów w jednej łódce”, gdzie bohater-hipochondryk po przekartkowaniu encyklopedii chorób stwierdził, że ma wszystkie dolegliwości w zaawansowanym stadium i z komplikacjami, poza puchliną kolan. Na nią zapadały wyłącznie panny służące szorujące podłogę na kolanach. Zastanawiam się czy przypadkiem sami nie produkujemy tego kurzu. Podczas ceremonii pogrzebowych słyszymy, że z prochu powstaliśmy i w proch się obrócimy. Czyżby proces ten zaczynał się już za życia?
Jest jeszcze jedno porządkowe wyzwanie, kudełki czyli rozdrobnione resztki włókien na bawełnianych tkaninach. Jeszcze przed emeryturą stwierdziłam, że gdyby brakowało mi zajęcia zawsze mogę usuwać kudełki z narzuty. Zajęcia nie zabraknie, bo stale tworzą się nowe, tak jak pyłki. Podobno bawełna złej jakości ma krótkie włókna, które się kudłacą. Bawełna wysokiej jakości, na przykład egipska, posiada długie włókna. Niestety nie zawsze jakość decyduje o kupnie tkaniny, a często barwa czy wzór.
Jedna z tutejszych codziennych gazet posiada stronę humorystyczną. Publikowane są tam dowcipy, zabawne anegdotki i satyryczne felietony. Muszę się poszczycić, że parokrotnie wydrukowano nadesłane przeze mnie teksty. Czytywałam tę stronę z przyjemnością dla poprawienia nastroju. Ale ostatnio coraz mniej mnie ona bawi. Czy to efekt pandemii, że skrybenci i czytelnicy stracili poczucie humoru? Niedawno opublikowano tam felieton, gdzie autorka, podobnie jak ja, zainteresowała się kudełkami. Odkąd zamieszkała razem z narzeczonym w domu pojawiły się kudełki. Narzeczony nie jest bynajmniej włochaty, tak jak Ezaw, syn biblijnego Izaaka, ale wspólnie generują duże ilości kudełków. Czy to też wina pandemii, że pustkę naszych wyjałowionych jaźni zniewoliły prozaiczne kudełki?
Marzy mi się powrót do normalnych, przedpandemicznych czynności. A było ich wiele: spotkania z rodziną i przyjaciółmi, podróże, teatr, kino, koncerty, muzea, wernisaże i wystawy, restauracje, sympatyczne polonijne spotkania, name it. Oby ten rok był ostatnim rokiem pandemii i tego nam wszystkim życzę.
Teresa Urban