Nie pamiętam, gdzie przeczytałem, że PiS to nie partia polityczna, lecz stan umysłu. Może była to wrzutka anonimowego internauty?
Jak by nie było, fraza utkwiła mi w pamięci i stawała się tym trafniejsza, im dłużej ta formacja rządziła. Fraza ta budziła przy tym wiele niepokojących pytań. Bowiem o jaki stan umysłu miałoby chodzić? Potrzebna terapia indywidualna dla poszczególnych polityków, czy może miliony kanap dla funkcjonariuszy PiS-u i ich wyborców? Czy celem badania miały być ciemne nurty podświadomości społecznej wynoszące ku władzy populistów, czy analiza narcyzmu politycznego Kaczyńskiego et konsorcjum? A może mamy do czynienia z niezaspokojonymi popędami seksualnymi (te starokawalerskie fasony i ciągłe ataki na kobiety)? Na pewno jest coś na rzeczy, jeśli chodzi o chore ambicje i kompleksy, wodza, naczelnika, emerytowanego zbawcy narodu etc. W grę może wchodzić wiele innych emocjonalnych zaburzeń tożsamości kompensowanych kurczowym trzymaniem się mitycznych konstrukcji nieustraszonego działacza podziemia, bohatera opozycji, nieugiętego rycerza i oczywiście „prawdziwego Polaka”, co nie miałoby to ostatnie znaczyć. O czym świadczą chwilowe utraty historycznej pamięci (tego, co akurat nie na rękę), wybiórcze traktowanie faktów, a nawet zaburzenia równowagi psychicznej i (psychopatyczne?) ataki wściekłości: „mordercy” i „zdradzieckie mordy”? Czy zatem zwykła terapia wystarczy (jak myślałem do wczoraj) czy już tylko psychiatria została, jak podejrzewam dzisiaj, po ogłoszeniu w Trybunale Konstytucyjnym przez kucharkę Prezesa werdyktu o wyższości polskiego prawa nad prawem Unii Europejskiej.
Diabełek na moim ramieniu złośliwie zapytał: czy aby nie przesadzasz? Wpadłeś w sidła upraszczającego dualizmu: wyższość albo niższość; choroba albo normalność itd… Czy nie rozumujesz – dodał przesiadając się na moje drugie ramię – dokładnie tak jak ci, co prawią o inteligentach i nieukach, gorszym i lepszym sorcie, światłych elitach i ciemnym ludzie, miejskich influencerach i wiejskich burakach, rowerzystach i pedałach, moherowych beretach i wściekłych macicach albo prawdziwych Polakach i zdrajcach narodu.
Może przesadzam, odpowiedziałem. Może problem leży gdzie indziej, głębiej? W płynnej kondycji współczesnego człowieka? W bezhołowiu postkomunistycznego społeczeństwa nagle otwartego, którego części zaczynają same siebie pożerać? A może w niestabilnym stosunku do prawdy, czyli jej coraz powszechniejszym ignorowaniu i naginaniu do swoich celów? Na jednej szali status nauk medycznych, autorytet lekarzy a na drugiej enuncjacje egzorcystów-biskupów, anty-szczepionkowców, fundamentalistów plemnikowych, szamanów niepokalanej natury ludzkiej. Kto wygra ten wyścig, skoro półprawdy są bardziej zaskakujące i atrakcyjniejsze niż cała prawda. Przy tym zyskują one w pośpiechu w jakim żyjemy, kiedy lekturą większości są e-maile i sms-y.
– Wracaj do tematu! – odezwał się znowu diabełek – W co oni grają?
– Nie wiem. Stali się nieprzewidywalni. Nie wiem też czy ktokolwiek jeszcze ma kontrolę nad sytuacją w Polsce, bo wiem natomiast, że prowokacje zazwyczaj wymykają się spod kontroli i kierują własnymi mechanizmami kończąc inaczej niż przewidywali prowokatorzy. To mnie martwi. Tym bardziej, że są, żyją w przekonaniu, iż stosują arcychytrą, arcymakiaweliczną i arcytajną strategię geopolityczną. Strategię, która ma wykołować wszystkich, umożliwić przejęcie rządu dusz w Polsce na lata i władzę nad Europą na wieki (wieków amen).
Wszyscy zewnętrzni obserwatorzy wiedzą jednak w co grają. Bohaterskie drgawki, szantaże vetem, buńczuczne hasła i narodowe spazmy ostrzegają sąsiadów i wysyłają światu sygnały, że powinni się odsunąć od takich osobników i nawet sypać piasek w tryby Naszyzmu, bo wkrótce zamieni się w coś gorszego (znowu amnezja historyczna). Pisał dawno temu Pavese:
”Narody, które przychodzą do wielkiej potęgi hegemonów, w momencie gdy tę potęgę tworzą, na ogół nie zdają sobie z tego sprawy. Z początku pochłonięte są wykonywaniem drobnych zadań, przypadających w udziale każdemu narodowi; potem jednak okazuje się, że idąc od zwycięstwa do zwycięstwa urzeczywistniły wielki plan dziejowy. Natomiast narody, które wyruszają z pompą, aby stać się la grande nation (wielkim narodem), potykają się przy pierwszej okazji – jakby to było im pisane – a ponieważ przez swój program zaalarmowały wszystkie inne narody, starają się one natychmiast podciąć im nogę.”
No to jak jest z tym arcysprytem i arcyprzebiegłością Napoleonów z Nowogrodzkiej skoro przy takim stanie umysłu nawet logika i rozsądek zawodzą? Jarosław Kaczyński nazwał kiedyś dążenia mniejszości śląskiej do poszerzenia autonomii samorządowej, jako ”zakamuflowaną opcję niemiecką”. Ocenił dążenia Ślązaków jako zdradę oraz sprzeniewierzenie się Polsce i polskości. Nota bene rozumował – nie po raz pierwszy zresztą – jak czystej wody komisarz, uważając, że nawet jeśli Ślązacy subiektywnie domagają się autonomii dla siebie, to obiektywnie osłabiają i zdradzają Polskę, służąc w ten sposób interesom Niemiec (pamiętał więc o zaborach, ale nie dostrzegł, że byliśmy już wtedy we wspólnej Unii, do której Polskę on z bratem też wprowadzili)… Dlaczego teraz, kiedy ekipa PiS-u wyłamuje się z europejskiej wspólnoty wartości, izoluje swymi posunięciami w sprawie uchodźców Polskę od Unii Europejskie, kiedy łamie prawo powołując się na polską konstytucję i idąc na twarde zwarcie z jedynymi przyjaciółmi jacy nam jeszcze zostali, rządzący nie dostrzegają, że – w zgodzie ze własną logiką – są zakamuflowaną opcję rosyjską?! Bo chyba gorące głowy nie roją, że po wyjściu/wyproszeniu Polski z Unii stworzą mocarstwo Międzymorskie (z kim?). Subiektywnie zatem domagają się większej władzy i pieniędzy dla siebie, ale obiektywnie osłabiają i zdradzają Polskę kierując nasz statek na kurs, który wiedzie do katastrofy.
Nie przepadam za mądrościami Otta von Bismarcka, ale w przypadku ludzi rządzącej dzisiaj formacji jedna z jego maksym trafia w dziesiątkę:
”Dajcie Polakom rządzić, a sami się wykończą”.
Janusz Korek