MARIEFRED. Byringe – Ciemna karta szwedzkiej historii

Mówi się, że nie ma bardziej polskiego miasta w Szwecji, niż Mariefred. Leży zaledwie 60 km na południe od Sztokholmu, nad jeziorem Mälaren. W latach 1605-1970 Mariefred posiadało status miasta, ale w 1971 roku, w wyniku reformy administracyjnej, miasto Mariefred (Mariefreds stad) weszło w skład nowo utworzonej gminy Strängnäs (Strängnäs kommun). Tym samym posiadanie przez miasto praw miejskich, straciło administracyjne znaczenie. Ale nie historyczne, i to z wielu powodów.

Nazwa miasta wywodzi się od katolickiego klasztoru Pax Mariae, który w 1493 roku zaczęli tutaj budować Kartuzi – katolicki zakon męski i żeński o bardzo surowej regule, założony w 1084 roku przez św. Brunona z Kolonii. Był to jedyny klasztor kartuzów w Europie Północnej, ostatni ufundowany w Szwecji przed reformacją, i pierwszy zlikwidowany przez Gustawa Wazę.

Jak podają źródła historyczne na rzecz sprowadzenia zakonu kartuzów działali arcybiskup Jakob Ulfsson i biskup Strängnäs Kort Rogge. Na wezwanie regenta Sten Sture Starszego w 1493 r. z klasztoru Marienehe w Rostocku przybyło dwóch mnichów i dwóch braci zakonnych. Zostali przyjęci przez Radę Królestwa, a regent w tym samym roku nadał zakonowi majątek Gripsholm. W 1502 r. zakon otrzymał kolejne gospodarstwa leżące w sąsiednich parafiach. Niektóre źródła podają, że wśród mnichów przebywających w zakonie byli także Polacy, ale trudno znaleźć potwierdzenie tego faktu.

Kościół klasztorny był gotowy w 1504 roku. Wzniesiono go na wzgórzu leżącym naprzeciwko Gripsholmu. Przy klasztorze działała drukarnia. W 1525 r. Gustaw Waza, powołując się na swoje prawa jako spadkobierca Stena Sture Starszego, zażądał zwrotu nadanego klasztorowi przez regenta majątku na rzecz prawowitych spadkobierców. W styczniu 1526 r. Rada Królestwa poparła króla, który polecił rozebrać zabudowania klasztorne, a materiał budowlany użyć do budowy zamku Gripsholm.

W 1682 roku murowany kościół, który powstał w miejscu klasztoru, jak i duża część zabudowy miasta zostały zniszczone przez pożar. Kościół odbudowano dzięki hojnemu wsparciu królowej Jadwigi Eleonory, wdowy po Karolu X Gustawie. Prace budowlane zakończyły się w 1697 r. Obie królowe-fundatorki zostały upamiętnione monogramami w oknach prezbiterium – po lewej stronie królowa Krystyna holsztyńska (CR; Christina Regina) i po prawej królowa Jadwiga Eleonora (HERS; Hedvig Eleonora Regina Sveciae).

Malownicze i pięknie położone miasteczko, w którym mieszka dzisiaj około 4000 mieszkańców, ma w przeważającej części drewnianą, niewysoką zabudową. Centralnym punktem jest Rådhustorget (Plac Ratuszowy), od którego rozchodzą się drogi we wszystkich kierunkach. Centrum zamknięte jest dla ruchu samochodów, ale miasteczko sprawiające wrażenie, na pierwszy rzut oka, swoistego skansenu, tętni życiem, zarówno stałych mieszkańców, jak i turystów odwiedzających Mariefred o każdej porze roku.

Latem głównie turyści gromadzą się na nabrzeżu chętnie odwiedzanym przez żeglarzy, albo w otoczeniu dominującego nad miastem zespołu zamkowego Gripsholm. Ten renesansowy zamek był rezydencją królów szwedzkich. Pierwotna średniowieczna twierdza została zbudowana w 1380 przez Bo Jonssona Gripa i należała do jego rodziny aż do konfiskaty zamku przez króla Gustawa I Wazę w 1526. Ten dokonał gruntownej przebudowy budynku w stylu renesansowym. Aż do 1713 roku był rezydencją królewską.

Dla Polaków zamek ma znaczenie symboliczne. To tutaj w latach 1563–1567 król Szwecji Eryk XIV Waza więził swojego przyrodniego brata, księcia Finlandii Jana III Wazę i jego żonę Katarzynę Jagiellonkę. Tu 20 czerwca 1566 urodził się ich syn, późniejszy król Polski i Szwecji Zygmunt III Waza.

A było to tak:

Jagiellonka wychowywana była na wawelskim dworze, w otoczeniu dwóch ukochanych sióstr – Anny i Zofii. Wraz z nimi otrzymała dość wysokie wykształcenie jak na owe czasy. Zabrakło im jedynie matczynej miłości. Żyła wraz z siostrami w cieniu najstarszej siostry Jadwigi, którą matka oceniała jako najpiękniejszą i najinteligentniejszą, oraz Zygmunta Augusta, następcy tronu.

W 1548 roku umarł Zygmunt Stary, Katarzyna przeprowadza się wraz z siostrami i matką na Mazowsze. Tę decyzję spowodował konflikt, który się nasilił, gdy Jagiellończyk potajemnie ożenił się z Barbarą Radziwiłłówną pomimo sprzeciwu matki. Życie poza dworem królewskim utrudniało znalezienie odpowiedniego męża dla Katarzyny. Miała bliski kontakt ze swoją bratową Katarzyną Habsburżanką. Zakochała się ze wzajemnością w jej bracie Ferdynandzie. Jednak Bona sceptycznie odnosiła się do Habsburgów i nie zgodziła się na małżeństwo. Ostatecznie, 4 października 1562, Katarzyna poślubiła o 11 lat młodszego od siebie Jana Wazę, przyrodniego brata panującego ówcześnie króla Szwecji.

Małżonkowie zamieszkali początkowo w zamku w Turku. To właśnie dzięki Katarzynie tamtejsze komnaty ozdobiły arrasy, dywany, meble, srebrne nakrycia stołu, które wniosło w dworze królewny polskiej więcej luksusu i przede wszystkim piękna. Dobry gust przyszła królowa musiała odziedziczyć po swoich rodzicach. Od zewnątrz jednak zamek przypominał typowy średniowieczny klasztor.

Po roku sielanki i beztroskiego dworskiego życia, w 1563 roku Jan został oskarżony o zdradę Szwecji. Jego brat, król szwedzki Eryk XIV obawiał się, że Jan poprzez małżeństwo z polską księżniczką zacznie spiskować z Rzeczpospolitą. Eryk XIV obawiając się brata uwięził książęcą parę na Zamku Gripsholm w Mariefred. Katarzynie zaproponowano wolność, ale ona pozostała wierna przy boku uwięzionego męża. W niewoli pozostali przez cztery lata. W między czasie parze urodziła się córka, Izabella (imię po swojej prababce, Izabeli Aragońskiej). Dziewczynka jednak zmarła w 1564 roku, mając niespełna dwa lata. Jej grób znajduje się niedaleko od Mariefred, w katedrze w Strängnäs. W tym samym roku na świat, w więzieniu, przychodzi Zygmunt, przyszły król Polski i Szwecji, znany jako Zygmunt III Waza.

Kilka lat później role dwóch braci się odwróciły. Jan III wstąpił na tron, a Erik ginie kilka lat później. Katarzyna Jagiellonka zostaje królową Szwecji. Jej artystyczny smak i gust miał wpływ na wprowadzenie renesansu do Szwecji. Burzliwe i pełne wydarzeń życie Jagiellonki kończy się po długiej chorobie w 1583 roku na zamku w Sztokholmie. Pochowana zostaje i do dziś spoczywa w katedrze w Uppsali.

Historia Jagiellonki to oczywiście najbardziej polski akcent Mariefred, ale w Gripsholmie można znaleźć polonika z późniejszych czasów – polskie zabytki zrabowane przez Szwedów podczas najazdów na Polskę.

Niemal 400 lat później historia Mariefred jeszcze raz bardzo mocno zwiąże się z historią Polski. Latem 1940 roku internowano tutaj załogi polskich okrętów podwodnych ”Rysia” ”Sępa” i ”Żbika”, które znalazły schronienie w 1939 roku w Szwecji. Łącznie z innymi uciekinierami z Polski internowanych było w Szwecji w czasie wojny około 200 Polaków. Większość z nich znalazła się w obozie internowania w Mariefred.

Historia ta jest dobrze udokumentowana i opisana, duża w tym zasługa marynarzy, którzy po wojnie odmówili, powrotu do Polski i zamieszkali w Szwecji, część z nich na stałe w Mariefred i okolicach. Między innymi Władka Słomy, który niemal całe życie poświęcił na przypominanie tego epizodu.

W trzech miejscach w Mariefred i bliskich okolicach znajdziemy pamiątkowe miejsca związane z internowanymi marynarzami. Między innymi w Marielund, zaledwie parę kilometrów od miasta, jadąc od strony autostrady. To właśnie tutaj postawiono obóz dla polskich załóg. Oficerów zakwaterowano na statku pasażerskim, później w jednej z willi. Marynarzy umieszczono w zimnych krypach z blachy, nad jeziorem znajdowała się, w małej drewnianej szopie, łaźnia. Można ją oglądać jeszcze dzisiaj. Warunki internowania były ciężkie, dopiero później postawiono baraki, w których marynarze spędzili resztę wojny, ale kilku z młodych mężczyzn zmarło.

W Marielund zachowała się łaźnia, jest willa dla oficerów, są tabliczki informujące o pobycie tutaj w czasie wojny polskich marynarzy. Jest także mała stacja zabytkowej kolejki wąskotorowej, która kursuje między Mariefred a Läggesta, a w niewielkim budynku stacyjnym umieszczono małą ekspozycję przedstawiającą historię polskich marynarzy. Tuż obok budynku jest posąg z tablicą pamiątkową i maszt, na który wciągana jest polska flaga.

W samym Mariefred na cmentarzu znajdziemy polskie groby kilkunastu marynarzy, którzy zmarli albo jeszcze podczas wojny, albo później pozostając na stałe w Mariefred, gdzie żenili się ze Szwedkami. Przy wejściu na cmentarz umieszczono wiele lat temu pamiątkową tablicę.

Jest jeszcze jedna tabliczka pamiątkowa na jednej z wysepek niedaleko Mariefred, upamiętniająca miejsce, w którym Szwedzi zacumowali okręty podwodne, pilnowane przez szwedzkich wartowników.

jak wspominał Władek Słoma w rozmowie z dziennikarką Radia Szwedzkiego Magdaleną Pramfelt z obozu internowania Polacy zostali zwolnieni dopiero w sierpniu 1945 roku. Okręty ponownie trafiły do Sztokholmu, a marynarzom dano wybór: powrót do Polski, pozostanie, ale bez żadnych udogodnień, gwarancji i pomocy państwa w Szwecji lub wyjazd do innego kraju. Na decyzję sporej części marynarzy miała wpływ wizyta w obozie polskiej misji wojskowej, która odpowiadała za sprowadzenie okrętów do kraju. Kierujący nią oficer ledwo mówił po polsku, za to z rosyjskim nie miał najmniejszych kłopotów. Uzmysłowiło to wielu, że kraj, do którego mieliby wrócić, nie jest tym, który opuścili blisko 6 lat temu. Z grupy liczącej ok. 200 marynarzy i oficerów do kraju wrócił tylko jeden oficer (z szesnastu) i kilku marynarzy. Większość postanowiła wyjechać do Anglii lub zostać w Szwecji. Skandynawię wybrało 71.

O ile historia polskich marynarzy internowanych w Szwecji podczas drugiej wojny światowej jest znana i dobrze opisana – ukazało się na ten temat wiele opracowań, zachowały się wspomnienia internowanych, powstało parę filmów dokumentalnych – mniej znana w polskich publikacjach – jest historia marynarzy rosyjskich, których podobny los spotkał w Szwecji.

Tyle tylko, że polscy marynarze internowani zostali już na początku wojny, we wrześniu 1939 roku. Pierwsi marynarze rosyjscy szukali schronienia w Szwecji 21 września 1941 roku, a więc dwa miesiące po rozpoczęciu działań wojennych Hitlera przeciwko Sowietom. Tego dnia, rano, na szwedzkich wodach terytorialnych koło Huvudskär, znalazły się dwa sowieckie trałowce z 60 osobową załogą. Udało się im zmylić niemiecką marynarkę blokującą wody przybrzeżne koło estońskich wysp Dagö i Ösel, i dotrzeć do Szwecji. Sowieckie okręty zatrzymane zostały przez szwedzki trałowiec Grönskär, a załogi zostały zabrane przez ścigacz Jägaren i przetransportowane do Nynäshamn. Po przesłuchaniach, sowieccy marynarze dzień później zostali internowani. Najpierw w Sztokholmie, później przeniesieni zostali do specjalnego obozu w Byringe (dzisiaj przy drodze nr 55 między Strängnäs, a Malmköpingiem) – zaledwie kilkanaście kilometrów od obozu, w którym znajdowali się Polacy.

Byringe było początkowo ściśle tajnym miejscem, przygotowanym na internowanie w czasie wojny osób (w tym także Szwedów), którzy mogli stwarzać zagrożenie dla szwedzkiej polityki neutralności. Decyzję jego budowy podjęto już w czasie wojny w 1940 roku. Po napaści Hitlera na Sowiety, ówczesny szef specjalnej komórki zajmującej się sprawami internowania, hrabia Folke Bernadotte, zlecił, by 20 baraków w Byringe przygotować dla ewentualnych uciekinierów z Sowietów. Zmobilizowano specjalny oddziały żołnierzy szwedzkich mający pełnić służbę wartowniczą, a obóz ogrodzono trzema rzędami drutu kolczastego o wysokości 2 metrów.

Tutaj trafili pierwsi marynarze sowieccy. Do 16 listopada 1941 roku do wybrzeży szwedzkich dotarły kolejne okręty i łodzie sowieckie, łącznie 95 wojskowych i 9 cywilów. Na początku grudnia w obozie przebywało łącznie 164 obywateli sowieckich, a pilnowała ich kompania 160 żołnierzy szwedzkich. Z czasem zastąpiono ich oddziałem Hemvärnet (pomocniczej służby wojskowej).

Jak wspominają internowani tam marynarze, warunki w obozie na początku były bardzo trudne. Zwłaszcza zimą, dopiero później uległy poprawie. W tej grupie marynarzy było 21 oficerów, 19 mechaników wachtowych, 51 marynarzy i… 8 politruków. (Pierwotnie – 1919-1942, z przerwami – była to funkcja osoby kierującej pracą polityczno-wychowawczą w pododdziałach Armii Czerwonej i Floty. W siłach zbrojnych ZSRR w latach 1935-1942 był to także stopień wojskowy w korpusie oficerów politycznych wszystkich rodzajów wojsk, bezpośrednio wyższy od stopnia młodszy politruk, bezpośrednio niższy od stopnia starszy politruk).

Wkrótce, począwszy od końca 1941 roku do Szwecji zaczęli przybywać inni uchodźcy sowieccy – zarówno żołnierze, którzy znaleźli się w niemieckiej niewoli, jak i cywile, głównie uciekający z obozów pracy z Norwegii. (Tą drogą – z tzw Oddziałów Todta, przez góry, również dotarło do Szwecji wielu Polaków). Łącznie schronienie w Szwecji znalazło niemal 3000 obywateli sowieckich. (Historycy – w tym kontekście – celowo unikają pisania “Rosjanie”, gdyż – jak wynika z zachowanych akt – wśród internowanych byli m.in. Armeńczycy, Gruzini, Kirgizi, Kozacy, Tatarzy, Turkmeńczycy, Ukraińcy, Białorusini, także Bałtowie i Polacy.) Część z nich internowana była wraz z marynarzami w Byringe (na terenach majątku Rönntorp) – łącznie internowano tam 450 obywateli sowieckich. Pozostali znaleźli się w innych obozach, które powstały w okolicach Sztokholmu (Lissma, na wschód od Huddinge – ślad po obozie został do dzisiaj, jadąc samochodem łatwo zauważyć tabliczkę kierującą do “rysslägret”), w Västmanland, w południowej części Dalarna i na terenie województwa uppsalskiego.

Z upływam czasu i po zmianach na froncie, sytuacja internowanych obywateli sowieckich zaczęła ulegać poprawie. W obozie w Byringe zezwolono internowanym najpierw na poruszanie się w promieniu trzech kilometrów od obozu, później większość internowanych wyraziła chęć podjęcia pracy i znalazła zatrudnienie głównie przy budowie dróg. Za swoją pracę dostawali 1 koronę dziennie (dla porównania: szwedzcy pracownicy zarabiali 3 korony dziennie), więc słusznie czuli się wykorzystywani. Ale jednocześnie każdego miesiąca otrzymywali po 50 koron na swoje potrzeby, wypłacane im przez poselstwo sowieckie (czyli ambasadę) w Sztokholmie. Dopiero wiele lat po wojnie ujawniono, że tylko na utrzymanie obozu w Byringe władze sowieckie wypłaciły Szwedom łącznie 428.269 koron.

Jak wynika z dokumentów, obozy internowania dla Sowietów były całkowicie pod kontrolą ambasady, a internowani tam politrucy byli całkowicie na usługach Moskwy.

Historia internowania doczekała się zresztą bardzo ponurego zakończenia. Wraz ze zmianami na froncie i porażkami armii Hitlera, poselstwo zaczęło domagać się od Szwedów, by odesłali internowanych do Rosji. Złej sławy ambasador Aleksandra Kołłątaj już w 1943 roku naciskała szwedzki rząd, by w trybie natychmiastowym wysłał do Rosji wszystkich internowanych.

Kołłątaj była rosyjską polityczką komunistyczną, rewolucjonistką, członkinią Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji (do 1914 frakcji mienszewików, następnie bolszewików), później była w RKP(b)/WKP(b), jako pierwsza w świecie kobieta pełniła funkcję ministra i ambasadora. W latach 1939-1945 była ambasadorem sowieckim w Sztokholmie i jako jedna z nielicznych „starych bolszewików” uniknęła śmierci z rąk NKWD podczas “wielkiej czystki” w latach 30. XX wieku. Później została sprowadzona do roli symbolu zaangażowania kobiet po stronie bolszewików.

Szwedzi na początku lawirowali, ale naciski ze strony Moskwy – łącznie z groźbami “politycznych konsekwencji” – były na tyle silne, że wreszcie w październiku 1944 roku ulegli sowieckim szantażom. Ponad 2500 obywateli sowieckich zostało odesłanych do Rosji – to była zasługa Kołłątaj, politruków i personelu ambasady. Internowanym grożono, że jeśli nie wrócą, konsekwencje ich decyzji poniosą rodziny, które pozostawili w Sowietach.

Dzisiaj decyzja władz szwedzkich o przymusowej deportacji obywateli sowieckich uważana jest za jedną z najciemniejszych kart historii politycznej Szwecji. Okazało się bowiem – czego zresztą większość internowanych obawiała się – że potraktowano ich wszystkich jak dezerterów i niemal cała grupa trafiła do gułagów, gdzie albo ślad po nich zaginął, albo przesiedzieli tam 10 lat zesłania.

Wzmianka o “więźniach z Byringe” znalazła się w słynnej książce Alek-sandra Sołżenicyna “Archipelag Gu-łag”, gdzie jeden z więźniów na Syberii wspomina, że spotkał w swoim obozie wcześniej internowanych w Szwecji.

Już w 1942 roku atmosfera w obozie w Byringe była nerwowa, internowani bali się wyrażać swoje poglądy na temat Stalina i Berii, utworzyła się grupa “rozłamowa”, której przewodził rosyjski oficer Nikolaj Fiodorowicz Basukow – która deklarowała, że chce pozostać w Szwecji. Grupie lojalnej wobec Moskwy przewodził inny oficer, politruk Georgij Makarowicz Anisimow. By rozładować napiętą sytuację, Szwedzi zdecydowali się podzielić obóz na dwie części, osobna dla “białych” i osobny dla “czerwonych”. Statystki pokazują, że ta druga grupa – zapewne zastraszona konsekwencjami – była znacznie liczniejsza. Spośród internowanych marynarzy na pozostanie w Szwecji zdecydowały się 34 osoby, z pozostałej grupy niemal 3000 obywateli sowieckich, udało się uzyskać azyl w Szwecji… 35 osobom.

Dla porównania: z grupy liczącej ok. 200 marynarzy i oficerów polskich internowanych w Mariefred, po zakończeniu wojny do kraju wrócił tylko jeden oficer (z szesnastu) i kilku marynarzy. Większość postanowiła wyjechać do Anglii lub zostać w Szwecji. Skandynawię wybrało 71.

Skandaliczna decyzja władz szwedzkich przez wiele lat była utrzymywana w tajemnicy. Dzisiaj, w Byringe, niedaleko dawnej stacji kolejowej (linię kolejową zlikwidowano lata temu) na terenie starego obozu umieszczono tablicę upamiętniającą, że w tym miejscu w czasie wojny internowano sowieckich żołnierzy. Po barakach zostały tylko fundamenty, ale na tablicy informacyjnej umieszczona jest mapka z zaznaczonymi miejscami wszystkich budynków obozowach. Miejscem opiekuje się Länna Hembygdsföfrening.

W lipcu 2018 roku, w Eskilstunie zmarł ostatni z Rosjan, który wtedy, w 1944 roku, odmówił powrotu do Sowietów i pozostał w Szwecji. Konstantin Arzamasov dożył 98 lat.

Tadeusz Nowakowski

Lämna ett svar