Pamięć z biegiem lat staje się nieprzewidywalna, często zawodzi. Osoby w podeszłym wieku twierdzą , że mają doskonałą pamięć, ale krótką, albo że jest ona teflonowa czyli nic do niej nie przywiera. Pamięć w dzieciństwie i młodości nie stanowiła problemu. Po prostu była. Chyba, że świadomie udawałam, że zapomniałam o wizycie u dentysty, której, jako dziecko, panicznie się bałam.
Ciekawe, że to czego nauczyliśmy się za młodu pamiętamy do dziś, natomiast zapominamy co jedliśmy na obiad poprzedniego dnia. Dawne doświadczenia magazynują się trwale w głębszych partiach mózgu, podczas gdy nowo nabyte lądują powierzchniowo i są narażone na utratę. Kiedyś znałam nazwy różnych płatów mózgu, ale zapomniałam.
Łatwiej zapamiętać teksty rymowane niż prozę. Jeśli obudzą mnie w środku nocy mogę z pamięci recytować wierszyki Brzechwy, Tuwima, Fredry czy Konopnickiej: o koniku polnym i bożej krówce, o jeżu, żuku, wronie i serze, o lokomotywie i zapominalskim słoniu Trombalskim. Rosyjska poezja, głównie fragmenty Eugeniusza Oniegina, również zapadła mi w pamięci. Często spotykamy Rosjan w czasie urlopów i kiedy konwersacja zaczyna kuleć recytujemy wiersze. Jest piękny wiersz Puszkina „Wieczór zimowy”, którego fragment przytaczam w polskim tłumaczeniu.
„Zamieć mgłami niebo kryje,
Wichrów śnieżnych kłęby gna,
To jak dziki zwierz zawyje,
To jak małe dziecię łka.
To ze strzechy nam słomianej
Wyrwie z szumem kępę mchów,
To jak pielgrzym zabłąkany
W okieneczko stuknie znów.”
Zakończenie cytuję teraz po rosyjsku w polskiej transkrypcji „To kak putnik zapazdałyj nam w akoszko zastuczit.”. Recytując go zmieniam „putnik” na „Putin” co budzi salwy śmiechu wśród słuchaczy.
Znam również na pamięć modlitwę „Pater Noster” (Ojcze nasz) po łacinie. Tylko jednego wersetu nie jestem w stanie zapamiętać, tego o wybaczaniu naszym winowajcom. Czy to znaczy, że jestem pamiętliwa?
Wszyscy znamy uczucie kiedy udajemy się do pokoju, kuchni czy łazienki w konkretnym celu i zapominamy po co. Trzeba wtedy wrócić do punktu wyjścia i pamięć powraca. Czasem szukamy bezskutecznie jakiegoś przedmiotu mimo iż przed chwilą mieliśmy go w ręku. „Gdzie się podziała szklanka z wodą , którą niosłam do sypialni?” – pytam sama siebie. W końcu znajduję wodę w łazience, gdzie weszłam aby zgasić światło, o czym zapomniałam, i postawiłam szklankę na umywalce podnosząc ręcznik, który zsunął się z wieszadła. Gdy zdystrachuje nas coś w czasie rozmowy mówimy: ”Miałam jeszcze coś powiedzieć, ale mi uciekło.”
Panowie nagminnie zapominają o opuszczeniu wieka od toalety i zakręceniu tubki pasty do zębów, ale powodem nie jest zła pamięć tylko inny, dotychczas niewyjaśniony mechanizm.
Idąc do sklepu muszę brać listę zakupów, w przeciwnym razie nie pamiętam co mam kupić. Czasem powtarzam w myśli najważniejsze wiktuały, tak jak wysłane po zakupy dzieci z Bullerbyn, aby nie zapomnieć śpiewały „Kawałek kiełbasy dobrze obsuszonej” (w wersji szwedzkiej była to falukorv). Czasem jestem zmuszona ponownie wybrać się do sklepu. Na szczęście leży on blisko a ruch to zdrowie.
Istnieje pamięć wzrokowa i słuchowa. W czasie studiów zmuszona byłam rozwinąć u siebie pamięć słuchową. Ponieważ nie jestem rannym ptaszkiem chadzałam tylko na te wykłady, które rozpoczynały się po godz 10. Moja odpowiedzialna przyjaciółka od rana notowała skrzętnie wszystko i dzieliła się potem ze mną udokumentowaną wiedzą, której nie było w podręcznikach. W sesji letniej uczyłyśmy się na świeżym powietrzu. Ja wystawiałam twarz do słońca a przyjaciółka w półcieniu czytała na głos notatki. W rezultacie zaliczałam egzaminy bez problemu.
Nigdy nie miałam pamięci do dat. Znam w zasadzie tylko własną datę urodzenia, numer telefonu, datę bitwy pod Grunwaldem i numer buta. W dobre dni pamiętam również datę urodzenia Małżonka, nasz kod pocztowy oraz numery telefonu najbliższych przyjaciół. Pamiętam nawet numer jedynego w okolicy, prywatnego telefonu należącego w latach 50-tych ubiegłego stulecia do zaprzyjaźnionego z rodzicami lekarza wojskowego mieszkającego w sąsiedztwie. Czarny bakelitowy aparat z metalową tarczą byłby obecnie antykiem.
Rzeczywistość się tym nie zadowala wystawiając pamięć na nowe próby. Zmusza nas do pamiętania kodów i haseł. Kody z którymi mamy najczęściej do czynienia to te do kart płatniczych i drzwi wejściowych. Mam kartę, którą rzadko używam. Stoję przy kasie i zastanawiam się nad jej czterocyfrowym kodem. Wiem, że pierwsza i ostatnia cyfra są jednakowe ale czy są to siódemki czy dziewiątki? A dwie środkowe cyfry po zsumowaniu dają cyfry boczne, których nie pamiętam. Wyciągam więc banknot i płacę gotówką. Czasem palce pamiętają lepiej niż głowa jaki kod wybrać. Bankomaty mają nieprzyjemny zwyczaj, że po trzykrotnym wybraniu błędnego kodu połykają kartę żując ją na kawałki.
W domach wielorodzinnych kody do drzwi wejściowych są co pewien czas zmieniane. Nie warto ich pamiętać. Przed każdą wizytą dzwonimy do znajomych aby dostać aktualny numer. Czasem jest to kombinacja kodu, numeru mieszkania i symbolu kluczyka, kwadracika lub gwiazdki. Nie ułatwia to kontaktów towarzyskich, ale czego nie robi się dla przyjaciół.
Z hasłami jest jeszcze gorzej. Aby uprościć sprawę postanowiłam mieć jedno hasło na wszystkie okazje. Niestety nie dało się. Czasem moje hasło było za krótkie, czasem wymagano aby było kombinacją małych i dużych liter albo liter i cyfr. Jak to zapamiętać? Sporządzić listę haseł? Ale nie należy mieć jej w łatwo dostępnym miejscu, aby nie wpadła w niepowołane ręce. A jeśli się ją ukryje łatwo zapomnieć gdzie.
Istnieje jeszcze pamięć USB, przenośne urządzenie podłączane do komputera. Stosuje się je do przenoszenia i przechowywania dokumentów. Ale jest to temat w którym nie czuję się mocna.
Felieton miał być dłuższy, ale zapomniałam co jeszcze chciałam napisać. „Chwała Bogu!” – odetchnie z ulgą ten czy ów czytelnik.
Teresa Urban