Jesienią 2017 roku XXI Liceum Ogólnokształcące w Łodzi (kiedyś I TPD) obchodziło jubileusz 70-lecia.
Wiosną 1952 r. na giełdzie ustnych egzaminów maturalnych zjawiło się paru naganiaczy ze Szkoły Głównej Służby Zagranicznej w Warszawie, poszukujących maturzystów-poliglotów. Uczniem byłem przeciętnym, ale w językach obcych należałem do czołówki. Miałem już wówczas złożone papiery na wydziale historii UŁ, ale za namową rodziców postanowiłem zdawać na SGSZ. Rodzice niespełna 17-latka, bądź co bądź ludzie dorośli, wykazali wtedy daleko posuniętą naiwność, gdy argumentowali: będziesz dyplomatą, będą cię wysyłali na placówki – nie zdając sobie sprawy, że serwituty płacone za tego rodzaju karierę, były wówczas nad wyraz wysokie. Zresztą już pod koniec pierwszego roku studiów przegrałem swe szanse w dyplomacji, zakładając na uczelni półjawną organizację podziemną, co w moich oczach było raczej sztubackim wybrykiem czy dowcipem, zostało jednak przez władze uczelni potraktowane nad wyraz poważnie. Po drugim roku studiów przeniesiono mnie na wydział historii UW (czyli znalazłem się w punkcie wyjścia), który ukończyłem w roku 1957.
Rychło jednak zdradziłem historię na rzecz… historii filmu, to jest przez następnych kilkadziesiąt lat zajmowałem się dziennikarstwem i krytyką filmową, do roku 1964 w Polsce, później, w latach 1965-2000, jako pracownik Szwedzkiego Instytutu Filmowego. Obok tekstów w periodykach opublikowałem parę książek o filmie szwedzkim i skandynawskim. W latach siedemdziesiątych odbyłem na uniwersytecie w Sztokholmie studia doktoranckie w zakresie filmoznawstwa, ale dysertacji nie napisałem, co trzeba przypisać zarówno nie sprzyjającym warunkom (cały czas pracowałem na pełnym etacie) jak i memu dobrze znanemu lenistwu – już w szkole mówiono o mnie: zdolny, ale leniwy.
Po przejściu na emeryturę w roku 2000 zostałem zatrudniony w Instytucie Polskim w Sztokholmie, i gdy przedstawiono mnie ówczesnemu ambasadorowi RP, przyznałem, że byłem w latach stalinowskich relegowany ze studiów dyplomatycznych i że stan dzisiejszy traktuję jako moje za grobem zwycięstwo. Ambasador skwitował moje wynurzenia dyplomatycznym milczeniem.
Aleksander Kwiatkowski