ANDZREJ SZMILICHOWSKI: Na brzegu – Z życia pisarza

Dziennik można zacząć pisać gdy się jest po pięćdziesiątce. Wcześniej nie ma większego sensu. Nie ma przeciwskazań żeby po siedemdziesiątce. Jak się jest czerstwym staruszkiem, może się udać i po osiemdziesiątce, ale w ostatnim przypadku należy już przyspieszyć tempo.

Jestem, co wynika z dat, w ostatniej, sprinterskiej grupie. A oto przykazania, których staram się dochowywać, by być wiarygodnym i najważniejsze, nie nudzić!

Nie chciej się przypodobać, bądź szczery, a przynajmniej staraj się jak najbardziej ku tej niezwykłej i piekielnie trudnej, brutalnej i bezlitosnej formy (szczerość) zbliżyć. Masz albo-albo, dwie możliwości – tworzyć autokreację vide genialny dziennik Gombrowicza, albo idziesz na konfrontację, spięcie z otwartym światem. Możesz się kłócić i szydzić, wrzeszczeć na ludzi i siebie, ale powinieneś pilnować dystansu, jaki wynika z przeżycia i pilnować go gdy zamierzasz opisywać fragmenty, w których zostałeś przeczołgany. Gdy przeczołgujesz kogoś, tym bardziej. Innymi słowy – niełatwo pisać o tym, co boli.

Nie bądź zbyt „dojrzały”, tego nikt nie lubi. Nota bene tylko niedojrzałość jest interesująca, tylko niepewność i naiwność odnajdują drogę do szczęścia. Słuszna, ale i serdeczna myśl rzucona w przestrzeń, zawsze znajdzie swoje echo. Nie moja myśl, zapamiętana, ale niech by tak było.

Czub, wiejski głupek, jest szczęśliwszy od mądrali, bo wszystko mu się podoba. Bez przerwy merda ogonem i tak szczęśliwy podąża za światem. Trudniej egzystować zdając sobie sprawę z upiorności życia i próbować nadać mu jakiś do przyjęcia sens. Głupek ma dobrze!

Pamiętam doskonale Staszka P. Pracowaliśmy, jeszcze w Kraju, w jednej firmie i przez jakiś czas podnajmowaliśmy wspólnie pokój na Ochocie. Staszek się upił (upijaliśmy się zazwyczaj razem) i się zwierzył, że naprawdę nazywa się Staszko Pużow, jest Białorusinem i ma dwóch braci w Szczecinie. Rozmarzył się i snuł opowieść o szczęśliwym życiu w rodzimej wioseczce. Raptem ryknął śmiechem. Spytałem z czego się śmieje, a on na to, że przypomniał mu się głupek z ich wioski.

Każda porządna wioska na Białorusi, w Polsce, czy Japonii, wszędzie na świecie, miała zawsze i ma dziś swojego głupka. Co to za wieś bez głupka? Ich wieś też miała. Nikomu nie robił krzywdy, chodził po wsi i bez przerwy się śmiał, zanosił się nieprzerwanym rechotem idioty. A gdy napotykał młodą dziewczynę, to jej śpiewał. I Staszek mi zaśpiewał. Ja zapamiętałem i zanotowałem, a czastuszka brzmiała tak: Skurwysynem bede, jak cie nie uwiede, na samym gościańcu, pierdolić cie bede.

Może z tego głupka nie był tak całkiem głupek? W końcu posiadanie siusiaka to nie obciach, przynajmniej jeszcze w moim pokoleniu tak było.

Andrzej Szmilichowski

5 październik 2020 godz. 7.08

Lämna ett svar