Wyjechałem z Polski i żyję w innej rzeczywistości od dziesiątków lat, bowiem żona się ze mną rozstała i nie miałem gdzie się podziać. Ojczyznę pilnie obserwuję i widzę, że ostatnimi laty zatraciła zupełnie równowagę, balans pomiędzy tym co „tradycyjne”, a co „modern”; co dobre a co mniej dobre. Opatrzyłem oba słowa apostrofem ponieważ jest pęknięcie. To jeszcze można by tolerować, ale poszło w nienawiść, a tu już kompromis nie jest możliwy.
Co się stało? Podejrzewam, że stało się tak, iż łatwiej poradzić sobie ze stopą życiową, z zadbanym trawnikiem, wyremontowanym domem, kretyńskim disco-polo i ratami w banku, autami przed każdym domem (chałup już w zasadzie nie uświadczysz) i telefonem w każdej kieszeni, niż koniecznością wewnętrznej cywilizacyjnej zmiany. To się dzieje jeśli w ogóle, to bardzo powoli.
Oni (Kaczyński et consortes) zrozumieli. Znaleźli drogę do wnętrza zapyziałych pokoleń pańszczyźnianych chłopów i przebili się do nich przaśną demagogią Dudy. Niestety nie przebiła się wizja współczesnego państwa prezentowana przez inteligenta Trzaskowskiego.
Granica, jak niektórzy twierdzą, nie przebiega na Wiśle. Dzieje się w ludzkich umysłach po obu stronach matki rzek polskich. Inaczej płynie woda w Bugu i zupełnie inaczej w Odrze.
Modernizacja owszem tak, ale nie za szybko, to długa lekcja do odrobienia. Co działo się do 2015 roku, to było za dużo świeżego powietrza na raz. Trzydzieści lat nie wystarczy, kiedy ma się w bagażu sto dwadzieścia trzy lata zaborów, plus jeszcze pięćdziesiąt parę bycia sowieckim dominium.
Ludzie – nazywani niesłusznie prostymi, boją się zmasowanej „przymusowej” modernizacji, odczuwają to jak rodzaj gwałtu na ich chłopsko-dworkowej mentalności. Proces ten wymaga nauki pokoleń by dojść do dojrzałej świadomości, co oznacza branie za siebie odpowiedzialność, umiejętności życia z innymi, niekoniecznie podobnymi do mnie, ale równie odpowiedzialnymi za siebie. Wymaga chęci życia w wolności, co okazało się wcale nie tak oczywiste dla potomków pańszczyzny.
Tym z wielkich miast poszło szybciej i myśleli, że się od razu spodoba wszystkim innym. Mylili się, wygrały antyeuropejskie słowa i nędzne idee, które im w wystraszone głowy wpycha cynik Kaczyński ustami małego pyszałka Dudy. Duda jest tak kiepski, jak to tylko możliwe, w dodatku fatalnie mówi, ale to wystarcza.
Jak będzie, gdy skończą się pieniądze do rozdawania, a zdaje się, że już się skończyły? Na domiar złego zaczyna się światowy kryzys i wiele znaków na niebie i ziemi wskazuje, że ostry będzie, brutalny. Czarno to widzę, nie wiadomo co będzie z Polską, rozwalonym przez Kaczyńskiego państwem. Przypuszczalnie ludzie znowu rozjadą się na budowy w charakterze europejskich pariasów.
Wartości? Słyszymy o nich bez przerwy od złotoustych kłamców w sutannach i bez nich. O jakich k..wa wartościach mówimy! Pijaństwo, zawiść, kłamstwo, zaprzaństwo, pazerność, złajdaczony kler i rząd?
Inteligent Trzaskowski przegrał, bo polska inteligencja nie potrafi pozbyć się poczucia bycia lepszym. Wiem co mówię, przez te wszystkie lata poznałem sporo inteligentów europejskich i innych. Różnią się od polskich, nie nadymają się poczuciem bycia kimś lepszym, co oczywiście skazuje całą resztę na bycie kimś gorszym. Małość w wielkości?
Dlaczego Kaczyńskiemu się to wszystko udało? Facet wyalienowany z życia praktycznego, całe życie samotny, bez podstawowej wiedzy o świecie, bez żadnego języka, z takimi kompleksami że ślepy by zauważył, i takie nędzne pięć minut trzęsie nieomal 40 milionowym narodem! Nie do wiary.
Wyszło mu bo zrozumiał, czego nie rozumiała wokołotuskowa i wcześniej rządząca inteligencja – Żeby aby się powiodło, żeby mieć spokój, należy dopieścić lud! Obiecać i dać, a potem opatrzeć własnymi warunkami. Kaczyński to odkrył i wygrał kładąc an stół pięćsetzłotową kartą.
Wyczuł odruchy i zrozumiał fobie. Pojął w swej duszy cynika, że dając zawiść, lęk i wzgardę, ale też pieniądze, wybuduje tożsamość na niechęci tak silnej, że starczy iskierka by zapłonęła nienawiść. I rozbłysła, powstały dwa szczepy oddzielone groblą nie do sforsowania. Kaczyński odreagowuje w ten sposób własne kompleksy, to widać gołym okiem. Mści się na świecie i Bogu za to, że go stworzył takim, jakim jest.
Słowo o tożsamości, ale już nie Kaczyńskiego, wystarczy, o naszej, polskiej mentalności. Pomiędzy potężnymi mentalnościami azjatycką i germańską, nie jest możliwym mieć silną, inną i lepszą. Polska mentalność jest konglomeratem tamtych dwóch i nie tylko ich. Mamy jeszcze wpływy francuskie, ukraińskie, tureckie, litewskie, wlewane od wieków do polskiego naczynia. Niesprecyzowaną mamy tożsamość, chwiejną, przez to trudną ale i ciekawą, bo nieomal niemożliwą do sterowania i na tym Kaczyński, wraz całym swoim majdanem ludzi bez jakości, się wywróci. Amen.
Andrzej Szmilichowski
pisane 9 sierpnia 2020 roku