Albert Moravia napisał: Dziwne to, ale wyborca nigdy nie czuje się odpowiedzialny za zawód, jaki sprawia rząd przez niego wybrany. Jarosław Kurski pisał kiedyś w Wyborczej w 2004 roku: Niskie standardy polskiej polityki przekładają się na obywatelską odmowę uczestniczenia w życiu publicznym i tym samym na poparcie dla partii skrajnych. Polska demokracja zaczyna przypominać rzeczny wir. Jeszcze jedne wybory, byle szybko, byle do władzy, a za kilka lat sięgniemy dna i ludzie na dźwięk słowa demokracja będą zatykali uszy. Ale dzisiaj przekonuje, że udział w wyborach to nasz obowiązek. Od tego zależy nasza przyszłość.
Wybory i ich beznadziejność. Nadzieje i rozczarowania. Chociaż ponoć nadzieja umiera ostatnia. Ciekawy głos w dyskusji na stronie Facebookowej Piotra Pietuchy, dzisiaj mieszkającego w Polsce, ale wcześniej w Sztokholmie:
Czy mam się wstydzić tego, że moja rozumna zazwyczaj żona, pokłada nadzieję w jednym człowieku tak mocno, że chce demonstracyjnie wypisać jego wielkie imię na naszym płocie?
On ją ocali, sprawi, że świat wróci do ładu, nabierze sensu. Biały Rafał na naszej czerwonej palisadzie? Gdzie zaczyna się histeria, gdzie kończy głupota?
Tysiące wykształconych, rozgarniętych 50-cio, 60-cio latków, sprowadzonych do roli bezradnych, podnieconych dzieci, entuzjastycznie skandujących dwa męskie imiona na rynkach miast i miasteczek 21 – wiecznej Polski.
Dżizes, co za pomylony obciach!
Przypomina szyderczo – miłosne zawodzenie kabaretowej Joasi Kołaczkowskiej:
– Andrzeju!!! Jeju… jeju!
– Rafałku!!! Ałku… ałku! – Pozszywaj mi świat z kawałków!
Mam wrzeszczeć, demonstrować, głosować na prezydenta, wbrew własnym przekonaniom, że system z prezydentem tylko Polskę jeszcze bardziej rozpieprza i pogrąża? Cały ten dwór, podobnie jak Senat, jakaś, kurwa, izba Lordów, to zwykłe pasienie stada przemądrzałych nygusów. Panoszącej się kasty darmozjadów. A w dodatku mam teraz upatrywać nadziei w człowieku, który pochodzi ze środowiska żerującego na kłamstwie, wyzysku i mega hipokryzji. Angażować w popieranie systemu, który sam w sobie jest uosobieniem patologii?
Zawsze przed wyborami czuję podobnie: zawodzący latami, pijany, przemocowy tatuś, wytrzeźwiały i wypachniony na Wigilię, zachwycony sobą, będzie rozdawał prezenty. Jesteśmy dziećmi, więc cieszmy się jak dzieci!
– Jesteś ofiarą przeszłości – ktoś by cierpko skonkludował – owszem – potakuję – dalekiej i bliskiej!
Na wybory dreptałem posłusznie, bo jestem liberalnym socjaldemokratą. Ale pusty śmiech mnie ogarniał, kiedy świadomie i konsekwentnie marnowałem mój głos na Razem albo Biedronia. W patetycznym przekonaniu, że się nie sprzeniewierzam wartościom, chociaż w świecie w którym żyję, nie mają one żadnego sensu. Poza mandatowo-narcystycznym manifestowaniem ważności samego siebie. Próżność idioty. Spełniałem obywatelski obowiązek. Mniej – więcej tak, jakbym doszedł w żonie po kilkunastu ruchach i zadowolony z siebie, zasypiał, odwrócony plecami.
Jak być realistą w świecie obłędu? Za czym iść, czym się kierować, czemu się poddać? Jak wytłumaczyć sobie, że własna postawa jest czysta, uczciwa, wewnętrznie niesprzeczna?
Przekonać siebie, że nie jesteśmy skazani na absurd, w którym musimy uczestniczyć, bo sami jesteśmy jego autorami. Że nie mamy innego wyboru, tylko go utwierdzać, równocześnie wierząc, że głos jaki oddamy, pozwoli nam zachować spokój, szacunek dla siebie, wiarę w przyszłość.
Alienacja w takim poczuciu jest kolejnym, chyba ostatnim już gwoździem. Zwierzam się więc tak intymnie, w nadziei, że są inni, którzy przeżywają podobnie.
Wyzbyci złudzeń a jednak, mimo wszystko, promienni. Siostry i Bracia, pozdrawiam, pokój z Nami!
Piotr Pietucha
STREFA.SE