Problem dzisiejszej Emigracji to brak autorytetów. Tę opinię słyszy się coraz częściej, więc warto zastanowić się nad przyczynami takiej sytuacji. Czy jest to diagnoza słuszna? Czy rzeczywiście emigracja posiadała kiedyś własne autorytety? Czy mieliśmy takie także i w Szwecji?
Gdy czyta się internetowe dyskusje, obraz Polaka na emigracji ma dwa oblicza. Jedno prezentuje się jako grupa ludzi pracowitych, zyskujących uznanie pracodawców, szybko asymilujących się i nie bojących się nowych wyzwań. Drugie – najczęściej dominujące (dlaczego?!) – opisuje nas jako ludzi charakteryzujących się przede wszystkim wzajemną zazdrością.
Przeszkadza nam awans kolegi, większy zarobek, lepsza praca, czy nawet sama obecność Polaków – pisze ktoś anonimowy na blogu onet.pl. – Nie tworzymy jedności, nie pomagamy sobie wzajemnie, a spotkałem się z opinią, że z Polakami za granicą lepiej nie pracować!!!! Szkoda, że na ten wizerunek sami sobie zasłużyliśmy, że nie potrafimy jak inni pomagać tylko deptać podstawowe, wydawać się by mogło, wartości. Pozostaje mi wierzyć, że nowa emigracja będzie to zmieniać…
Jak było kiedyś? Kiedyś mogło się wydawać, że prawdziwe Autorytety żyły i mieszkały na Emigracji. Autorytetami była spora grupa polskiej inteligencji, polscy pisarze, którzy byli sumieniem Narodu (różnych formacji ideowych: Wierzyński, Gombrowicz, Czapski, Garliński, Łobodowski, Józef Mackiewicz, Tadeusz Nowakowski, Mieroszewski, Herling-Grudziński…); dziennikarze i wydawcy (Jan Nowak-Jeziorański, Grydzewski, Wierzbiański czy Giedroyć); działacze polityczni i emigracyjni (prezydent Raczyński, prezydent Sabat, prezydent Kaczorowski, gen. Anders, Ciołkoszowie…); czy wreszcie postaci z życia publicznego jak Jan Karski, biskup Wesoły, ks. Blachnicki…. Nie sposób wymienić wszystkich. Może się wydawać, że kiedyś świat był prostszy, chociaż i wtedy nie brakowało mu różnych odcieni. Ale znaczna część emigracji miała wspólny cel i marzenie: było nim Wolna Polska.
Jak było w Szwecji? Na skalę lokalną również i w Szwecji nie brakowało nam Autorytetów. Już w dawnych czasach był nim Alf de Pomian Hajdukiewicz, później działacze emigracyjni i osoby publiczne jak np. Wiesław Patek, Michał Lisiński, Kazimiera Lenkszewicz, gen. Zygmunt Przyjałkowski, małżeństwo Adeli i Jarosława Pieniężnych, Norbert Żaba, Bożysław Kurowski, Zofia Stadfors, Roman Koba, Adam Heymowski… Nie oznacza to, że wszystkie te osoby w równym stopniu budziły uczucia ciepłe u wszystkich. Tak nie było. Ale miały charyzmę, by przewodzić emigracji.
Dzisiaj, podobnie jak w innych skupiskach emigracyjnych, Szwecja przeżywa kryzys autorytetów. Może dlatego, że szuka się ich według dawnych kryteriów, a więc wśród działaczy polonijnych. A być może należy ich szukać gdzie indziej? Socjologowie uważają, że kryzys autorytetu przekłada się na kryzys tożsamości. Zupełnie samodzielnie, bez punktów orientacyjnych człowiek nie jest w stanie zbudować swojej pełnej osobowości.
Powszechnie uważa się, że współcześnie nie można się stać znaczącą postacią bez pomocy mediów. Odgrywają one rolę podwójną. Z jednej strony, zgodnie ze swoją pierwotną funkcją, pokazują świat, a więc pośredniczą w dostarczaniu informacji szerokiemu odbiorcy. Z drugiej strony, coraz bardziej kreują otaczającą nas rzeczywistość, w tym znaczące jej postacie. Obie te role zaczynają się coraz bardziej przenikać, pogłębiając medialny zamęt współczesnego świata. – napisał dawno temu we „Wprost” Bronisław Wildstein.
To po części prawda.
Uniwersalność problemów tożsamościowych powoduje, że Polonii szwedzkiej nie są potrzebne własne/lokalne autorytety, ale nie oznacza to, że nie potrzebujemy w naszej bliskości osób z charyzmą i ludzi sukcesu, których działalność i życiowa postawa jest warta naśladowania. Dzisiaj takich Polaków w Szwecji jest mniej niż wcześniej. I dużo trudniej nam zdefiniować, kto może być dla nas autorytetem.
STREFA.SE