Nawiązując do klasyka filmu grozy – ”Piątek 13-go” (1980) – poświęćmy chwilę uwagi dwóm wchodzącym na ekrany filmom szwedzkim.
Pierwszy warto zasygnalizować, bo tu szykuje się faworyt do nagrody Guldbagge dla najlepszego filmu roku, lub/i najlepszej reżyserii. Po udanym i docenionym debiucie ”Jätten” (2016) – zob. NGP 18/2016 – Johannes Nyholm tworzy jakby zwielokrotnionego turystę, z filmu pod tym tytułem, 5 czy 6 razy przeżywającego to samo zagrożenie ze strony wychodzącej z lasu tajemniczej trójki (nie licząc psa – agresywnego ludojada, być może wyrywającego jądra, i drugiego psa, może zabitego w samoobronie przez ofiary poprzednich agresji).
Początek jest stereotypowy: żona boi się wyjść z namiotu za małą potrzebą, bo komary. W końcu spotyka trójkę prześladowców i każdy finał, nie do końca spełnionego zagrożenia, akcentuje nieruchomy kadr, przed powrotem da capo al fine. Próby ingerencji męża (jego ostrożność, tchórzostwo i instynkt samozachowawczy rosną, maleje natomiast instynkt odruchu w obronie żony) uzbrojonego w nóż, są nieproporcjonalne do zagrożenia. Kilkakrotnie odbieramy to jak senny koszmar, ale pod koniec to już chyba jawa, a rozwiązania – tradycyjnie – nie zdradzimy. Ta w sumie błaha narracja kryje w sobie jednak niebagatelne ambicje formalne.
Mniej udany jest ”Svart cirkel”. Ten niby to psychedeliczny horror w stylu op-artu szeleści papierem, widz ani przez chwilę nie daje się zahipnotyzować i w końcu nie wiadomo, czy ta nowa Alicja w Krainie Czarów odkryje coś poza lustrem i czy sobowtór wróci w ciało oryginału. Dawna seksbomba, Christina Lindberg, gra silną kobietę w mocno średnim wieku, nie kryjąc zmarszczek.
Aleksander Kwiatkowski