ANDRZEJ SZMILICHOWSKI: Sprawy bolesne

Stare włoskie, bliżej mówiąc sycylijskie, przysłowie mówi, że świat jest trudny i okrutny, dlatego dziecko potrzebuje dwóch ojców: biologicznego i chrzestnego. Budzą się skojarzenia: No tak, Sycylia, mafia, camorra! Owszem, ale to tylko część jednego kraju, Włoch, a problem ma szerszy, globalny zasięg.

Żyjemy w świecie, który jest straszny i gdyby nie mechanizmy obronne, jakimi na całe szczęście człowiek dysponuje, pewnie pękłoby nam serce, albowiem ilość cierpienia na świecie jest nie do zniesienia. To jedno. Drugie – perfidia działań i manipulacje czyniące życie gehenną, ciążąca na człowieku – nie waham się użyć tego słowa – zbrodnia. Cierpienie zwierząt, ludzkie bestialstwo o takim czasowym i strukturalnym zakres, że odbiera życiu jego pozytywną rolę i sens.

Ogłuszamy się, aby móc żyć i funkcjonować różnymi perswazjami i tłumaczeniami, będąc – na szczęście – równocześnie stworzeniami zdolnymi do empati. Protestujemy wobec bezmyślnej wycinki Puszczy Białowieskiej, czy tropikalnych brazylijskich lasów, cieszy nas zakaz pokazywania i tresury zwierząt w cyrkach. Gdybym mógł mieć na to wpływ, klatki ze zwierzetami w ogrodach zoologicznych natychmiast by zniknęły.

Niestety, jako społeczeństwo jesteśmy fatalnie nieuporządkowani, i tu – początkowo z pomocą – przychodziła religia, odpowiadając na potrzeby porządku duchowego oraz leczenia lęków. Religia wprowadziła, swoistego rodzaju, ale jednak, porządek w uczuciach, skanalizowała pierwotną potrzebę wiary w ikonie bóstwa, siły wyższej.

Pomimo niewątpliwych zasług religii, nie można jej traktować jak recepty zabezpieczającej duchową stronę człowieka. Jest na to zbyt zachowawcza oraz łasa na sprawowanie kontroli, na „rząd dusz”. Pojęły to i wprowadziły w życie państwa o okrzepniętych strukturach demokratycznych, kraje Europy Zachodniej czy Stany Zjednoczone Ameryki Północnej.

Chrześcijaństwo, w szczególności katolicyzm, nie radzi sobie ze współczesnością i wchodzi z nią w konflikt, gdyż nie potrafi zaakceptować sekularystycznej rzeczywistości, faktu, że współczesnym społeczeństwom budującym swoją przyszłość, nie jsa potrzebne organizacje religijne o masowym charakterze.

Poskromienie przez państwo instytucjonalnych ambicji religii, nie stoi na przeszkodzie potrzebom metafizycznym ludzkich społeczności, ale to już osobna historia. Religia, by sprostać potrzebom współczesnego społeczeństwa, wymaga „sprywatyzowania”, jeśli tak można powiedzieć, uintymnienia jej oraz rezygnacji z powszechności wiary. Innymi słowy: religia, by przeżyć, musi odnaleźć dla siebie nowy sens, a problemy napotyka już i napotka więcej, choćby samo nazwanie zmian.

Postęp – we wszystkich wartwach społecznych, w religiach również – to wykluczanie, które następuje poprzez brak dostępu do zmian. Zmiany zaś by się powiodły, muszą być radykalne. Tak było zawsze i jest dziś. Budowanie przyszłości zaczyna się od bólu.

Kończąc przytoczę myśl mojej ulubionej polskiej pisarki Olgi Tokarczuk. Interesująca i  zmusza do myślenia:

Gdyby człowiek kiedyś przekroczył nieskończoność, przestałby tworzyć i zniknąłby.

Jeszcze fragment antycznego poematu Ajschylosa „Oresteja”, tragicznej opowieści o klątwie ciążącej nad rodem Atrydów.

Nawet we śnie ból

– który nie zapomina

Kropla po kropli drążący serce

 aż do pogrążenie w rozpaczy

 wbrew  własnej woli

Z przerażającej łaski Boga

przychodzi mądrość

Andrzej Szmilichowski

Lämna ett svar