Stałą cechą człowieka, idącą przez całą historię ludzkości, jest migracja. Zaczęło się na afrykańskiej sawannie i poszło dalej, do nowych okręgów, regionów, kontynentów. Można śmiało powiedzieć, że jesteśmy stworzeni do przenoszenia się z miejsca na miejsce (chociażby podróż Józefa i Marii i narodziny Jezusa „w drodze”). Wędrówka z Afryki, migracja z Syberii do Ameryki, Turcy, Persowie, Hunowie, Wikingowie, szeroko zakrojone inwazje Arabów i Mongołów.
Wędrówka była (i jest) faktorem rozwoju i postępu homo sapiens. Wrodzone awanturnictwo (nazwijmy je elegancko ciekawością) gnało człowieka do próbowania się z sobą samym czy sąsiednim plemieniem, co reflektowało w zdobywane doświadczenia, wiedzy, techniki. Pięćdziesiąt tysięcy lat temu człowiek pojawił się na kontynencie, (który nazwał Sahul, dziś Australia i Nowa Gwinea). Jak sobie poradził? Przepłynął wpław, wynalazł tratwę albo łódź? Nie wiemy, ale jakoś pokonał dystans dziewięćdziesięciu kilometrów, jaki wówczas dzielił Australię od Azji.
Były i inne powody, dla których się przemieszczał tak wówczas, jak i dziś: głód, brak wody pitnej, wojny domowe, epidemie, naturalne katastrofy. Jakby nie było, nie marchewka a rózga pobudzała go dawniej i motywuje dziś do pokonywania pustyń, gór, mórz, wrogich terytoriów, w pewnym sensie również kosmosu.
Człowiek jest bez wątpienia najbardziej inwazyjnym stworzeniem ze wszystkich stąpających, fruwających, czy nurkujących na tej planecie, i wyprzedza zdecydowanie szczury, króliki, komary. Zaś wędrówka jednych, stanowi cierpienie i zagrożenie życia dla innych.
Oto parę przykładów. Gdy Portugalczycy zapędzili się na południe Afryki i zorientowali, że znaleźli źródło taniej siły roboczej, narodziło się niewolnictwo na masową skalę. Gdy Europejczycy dotarli do Ameryki, zniszczyli tubylców wykorzystując przewagę w uzbrojeniu, oraz dziesiątkujące Indian nieznane wcześniej na tym kontynencie choroby. Gdy rzymianie w 376 roku pozwolili Wizygotom uciekającym przed Hunami, przekroczyć granice cesarstwa na Dunaju, i tam się osiedlić (w okropnych warunkach, w głodzie, zimnie i terrorze), trzydzieści lat później przeżyli „rewanż”, kiedy Wizygoci splądrowali im Rzym.
Historia uczy i przedstawia liczne dowody na to, że gdy ludzie rozpoczynają wędrówkę, ich powstrzymanie i opanowanie jest niemożliwe.
Niezależnie od poglądów na temat migracji, klaustrofobiczne pomysły w rodzaju „America first” czy brexit, lub inne próby powstrzymania lub zapobieżenia migracji (chociażby decyzja rządu PiS o zamknięciu granic państwa przed uchodźcami), są na dłuższym dystansie nie do utrzymania, albowiem instynkt poprawiania swojego losu poprzez wędrówkę siedzi w genach, nie w głowie.
Andrzej Szmilichowski
Płyną do Europy Wizygoci z czarnego kontynentu. Czy jak kiedyś tamci, ci dzisiejsi też splądrują Rzym ? Wszak w chwili poczucia siły w Syrii, Iraku, zapowiadali, że na Placu Świętego Marka będą obcinać chrześcijanom głowy…