Tytuły podrozdziałów tego maszynopisu brzmią chłodno i oficjalnie: “Kolacja”, “Żal do całego świata”, “Trzeci rok w szkole zawodowej”, “Powrót do Polski”, “Choroba”… A jest tych rozdziałów kilkadziesiąt. Tytuł oryginału może nie całkiem oddaje treść tych zapisków: “Za chlebem do Szwecji”. Ale pewnie właśnie o tym myślała autorka, gdy poznawszy przyjezdnego Szweda, zdecydowała się na wyjazd z Polski. Czytając wiele lat temu ten maszynopis odkrywałem nowy, nieznany mi świat, o którym słyszałem, ale z którym nigdy wcześniej się nie spotkałem. Podziwiałem odwagę i determinację autorki, która nie bała się opisać najbardziej przykrych doświadczeń ze swojego życia, ale z drugiej strony dziwiłem się, że tak bardzo pozwoliła innym na manipulowanie własnym życiem. To nie jest lektura ani łatwa, ani przyjemna. Ale nasze polskie życie w Szwecji nie jest zbudowane tylko i wyłącznie na biografiach szlachetnych i zasłużonych. To także biografie zwykłe, mroczne i skomplikowane, na które nie można zamknąć oczy. To zapiski wstrząsną pewnie niejednym Czytelnikiem. Ale taki wstrząs czasami jest nam potrzebny. Na stronie tytułowej maszynopisu znalazła się dedykacja: “Te wspomnienia dedykuję moim kochanym dzieciom”. Imię i nazwisko autorki zostało zmienione. (red.)
/…/ Przyszedł koniec szkoły i zostałam kelnerką. Pierwszą pracę dostałam w wytwórni oranżady. Tam musiałam myć butelki za 700 zł na miesiąc. Po trzech miesiącach pracy dyrekcja Zakładów Gastronomicznych przeniosła mnie do kawiarni koło Sądu Wojewódzkiego. Przychodzili tam adwokaci, prokuratorzy, no i wszyscy pracujący w sądzie. Chytrzy byli, kupowali małą kawę, herbatę, a rzadko napoje alkoholowe. Miałam tam pensję 850 zł. A było tak marnie i skąpo, i aż się dziwiłam, że niby kelnerki dobrze zarabiają, mają napiwki, a ja nie mogłam sobie nawet kawy kupić, bo napiwków nie było. Po dwóch miesiącach, przeniesiono mnie do Hotelu Piast i pracowałam tam w kawiarni. Wtedy zaczęło mi się dobrze powodzić. Do Hotelu przyjeżdżało wielu Szwedów i innych obcokrajowców.
Pamiętam mój pierwszy dzień w Piaście. Konsumentów było zatrzęsienie, a ja pracowałam na szybkich obrotach, byłam skołowana. Pod koniec dnia pracy zaczęłam robić rozliczenie, no i zostało mi 150 zł, aż nie mogłam uwierzyć. Liczyłam i liczyłam, a tu ciągle zostawało 150 zł. Na drugi dzień, jak przyszłam, to tylko czekałam jak kierowniczka mi powie, że mam manko, ale nikt nic nie mówił. Tak się cieszyłam z takiej dobrej pracy i z tego, że w końcu moja biedna mama nie będzie się już martwiła, że nie starczy na jedzenie i na węgiel na zimę. Przypominam sobie, że pensja miesięczna wynosiła 850 złotych. Pracując w Piaście z napiwków i z dopisywanych Szwedom do rachunków koniaków zarabiałam 30 tys. miesięcznie. A była to pensja dyrektorska, bo tylko na takim stanowisku można było tyle zarobić.
Pewnego razu obsługiwałam stolik ze Szwedami i siedział przy nim Szwed, który się do mnie zalecał. Przychodził codziennie przez cały tydzień i zawsze siadał w moim rewirze. A potem dał mi pierścionek z białego złota z małym brylancikiem. Wtedy pierwszy raz zobaczyłam białe złoto, bo przedtem myślałam, że to srebro. Któregoś dnia pracowałam do godziny dwudziestej trzeciej i po rozliczeniu kasy i sprzątnięciu stolików, pojechałam do domu. Wchodząc do domu, już na klatce schodowej, usłyszałam jakąś głośną rozmowę w języku angielskim. Gdy weszłam do mieszkania zobaczyłam tego Szweda, który mi dał pierścionek. Na imię miał Håkan. Dowiedział się od kogoś gdzie mieszkam i wziął ze sobą tłumacza, „cinkciarza”, u którego wymieniał korony szwedzkie na polskie złotówki. Gdy weszłam do mieszkania, to zobaczyłam mnóstwo prezentów dla całej rodziny. Okazało się, że Håkan prosił moich rodziców o moją rękę. Oczywiście, był podpity i szczęśliwy.
Ponieważ w domu nadal bałam się mojego ojca, no i również dlatego, że moje siostry nie miały w Polsce żadnej przyszłości, zgodziłam się wyjść za niego za mąż. Moim celem było wyjechanie do Szwecji by cała rodzina mogła poprawić swój byt. I tak też się stało. Będąc mężatką czekałam w Polsce na paszport trzy miesiące. W tym czasie zrobiłam prawo jazdy. No i przyszedł w końcu ten upragniony dzień wyjazdu. Gdy przyjechałam do Sztokholmu pierwsze trzy miesiące mieszkaliśmy u teściów. Potem Håkan załatwił mieszkanie „z drugiej ręki” – dwa pokoje w Tyresö. Mieszkanie trzeba było urządzić. Dostałam trochę gratów, garnków i pościeli od mojej teściowej Annealizy. Mieszkanie było biednie urządzone, a najgorsze było to, że w oknach nie było żaluzji. Byłam w ciąży, było lato i w domu gorąco. Słońce świeciło, a ja nie miałam gdzie się schować w te upały. Więc zamykałam wszystkie drzwi i kładłam się na podłodze w przedpokoju. Prawdę powiedziawszy było biednie.
Do Szczecina często jeździli Polacy, a ja tak chciałam pomóc mojej rodzinie. Każde uzbierane pieniądze wysyłałam mojej mamie. Ale niedługo miałam urodzić dziecko. Nie miałam ani wyprawki dla dziecka, ani łóżeczka, ani wózka. No i nosiłam go w takiej torbie przez cztery miesiące. Gdy leżałam w szpitalu to podkradłam trochę ubranek dla syna, tak że jakoś go ubierałam. Mój małżonek niczym się nie przejmował i zaczął popijać wódkę. Na alkohol były pieniądze. Kupił używany wózek, ale kiwał się tak, że niebezpiecznie było zostawić w nim dziecko same.
Nagle dowiedziałam się, że znowu jestem w ciąży. Wtedy poprosiłam Håkana, żebyśmy zmienili mieszkanie na większe. Ale on mówił, że nie dostaniemy. W końcu jednak pojechaliśmy do biura mieszkaniowego i dostaliśmy trzypokojowe mieszkanie. Później dowiedziałam się, że mój małżonek nie płacił podatków i dlatego bał się, że nie dostaniemy większego mieszkania. Sama przeprowadzka odbyła się szybko, bo prawie nic nie posiadaliśmy. Nawet odkurzacza nie miałam.
Gdy rodziłam córkę, to prosiłam Håkana, żeby został ze mną w szpitalu. Ale dla niego najważniejszy był Midsommarafton, najdłuższa noc w lecie. Bardziej spieszyło mu się do domku letniego, gdzie byli znajomi no i wódka. Po urodzeniu córki, ze szpitala odebrały mnie siostry. I tak zostałam sama z dwójką dzieci. Bardzo byłam szczęśliwa, gdy przyjechała moja mama, żeby mi pomóc przy dzieciach. To były ciężkie czasy: ani telewizji polskiej, ani książek, no i nie było z kim porozmawiać po polsku. Z mamą robiłyśmy polską kiełbasę, piekłyśmy polski chleb, bo w Szwecji był tylko słodki. Po siedmiu miesiącach ja zostałam z Andrzejkiem, a mama zabrała Angelikę do Polski. Odwiózł ją Håkan z kolegą Georgem, który tak pił wódkę i bawił się z polskimi dziewczynami, że było tego za dużo. Pogotowie odwiozło go na statek, który odpływał do Szwecji. Tam trafił do szpitala, a potem umarł. W tym czasie Polska była jeszcze komunistyczna i szwedzkie korony były dużo warte. Za 100 koron można było zaprosić dziesięcioro gości do restauracji: pić, jeść i jeszcze na dodatek grała orkiestra.
Nie napisałam, że wypożyczyliśmy dom na wsi. Håkan tam królował; ciągle zapraszał gości, kupował wódkę i befsztyki. A ja nie wiedziałam co to jest kino, teatr, restauracja. Całe lato, jesień, a nawet zimę, spędzałam w tej chałupie na wsi. Zjeżdżała się tam cała jego rodzinka z dzieciakami i koledzy. Ja wszystkim gotowałam, piekłam ciasta, sprzątałam, dogadzałam. Potem wszyscy się rozjeżdżali, a ja cały wór prania woziłam do domu. I tak to trwało 8 lat. Do tego miałam na karku jego mamusię i teścia, których Håkan żywił. Ludzie mieli tak ładnie umeblowane mieszkania, a ja miałam stare graty. Prosiłam Håkana, żeby kupić kanapy, to przywiózł jakieś stare od kolegi. Znowu w życiu miałam biedę.
W końcu postanowiłam się rozwieść i założyłam sprawę w sądzie. Poszłam do pracy i zaczęłam sobie radzić finansowo. W tym czasie musiałam budzić dzieci o godzinie piątej rano. Było mi ich szkoda, więc po roku znowu wróciłam do Håkana. Ach, jak ciężko pisać te wspomnienia. Aż mnie serce rozbolało.
Mój mąż lubił grać w Tipsa, w „Ligę Angielską”, no i trafiliśmy trzynastkę. Kupiliśmy domek, bliźniak, i nareszcie zaczęłam żyć jak człowiek. Kupiliśmy meble, urządziliśmy dom, no i wreszcie biedne dzieci nie musiały wstawać tak wcześnie. Ja pracowałam, sprzątałam klatki schodowe. Wszystko to trwało tylko 9 miesięcy. Postawiłam Håkanowi warunek: ja albo wódka. Wybrał wódkę.
Będąc w Polsce poznałam Polaka. Miał na imię Leszek. Pamiętam, jechałam przez centrum Szczecina samochodem Volvo, a za mną dwóch facetów. Jeden zaczął się do mnie zalecać, a ja sobie pomyślałam, że go wyswatam z moją młodszą siostrą. Pojechaliśmy do siostry, która pracowała w kawiarni i pijalni piwa. Tam umówiliśmy się na godzinę dwudziestą pierwszą do dyskoteki Wenus. Leszek zaczął zalecać się do mnie. W czasie mojego pobytu w Polsce spotykaliśmy się przez dwa tygodnie. Leszek nie był kawalerem, miał żonę i trzyletnią córeczkę, ale nie mieszkał z nimi. Po powrocie do Sztokholmu nie mogłam już patrzeć na Håkana. Gdy był pijany, to był obrzydliwy. Ciągle spadały mu spodnie z tyłka. Najgorsze było to, że musiałam udawać, że wszystko jest w porządku. Dobrze, że ciągnął mnie do łóżka tylko raz na dwa tygodnie. Leżąc z nim w łóżku odczuwałam taki wstręt, jakbym była gwałcona. Wtedy nastawiałam radio i słuchałam jakiejś muzyki i myślałam o czymś innym. Czasami myślałam, że wezmę nóż i wbiję go w jego plecy – takie to było wstrętne. Potem szłam spać do dzieci. Håkan się pytał: „Dobrze było, mamuśka?”, a ja odpowiadałam, że tak. Właściwie byłam zadowolona, że taką robotę odwaliłam i że z dwa tygodnie będę miała spokój.
Powrót do Polski
Już dłużej nie dawałam rady mieszkać razem z Håkanem pod jednym dachem. Nie mogłam znieść jego dotyku i wzroku. W tym czasie utrzymywałam kontakt z Leszkiem, w którym byłam zakochana. Leszek był wysportowany, miał ładne ciało i nie pił wódki. Chciałam odejść od Håkana, bo mieliśmy rozwód, więc myślałam, że on przyjedzie do Szwecji i będziemy razem. Ale okazało się, że Leszek nie miał rozwodu, a jego żona musiałaby wyrazić zgodę na jego wyjazd. W Szwecji i tak nie mógłby zostać, bo nie mogliśmy wziąć ślubu. W Polsce było takie prawo, że na rozwód bez zgody żony trzeba było czekać trzy lata. Więc powiedziałam Håkanowi, że ja bardzo tęsknię za Polską i że chcę wrócić z dziećmi do kraju. Håkan myślał, że będzie do nas przyjeżdżał i że będziemy razem. Musiałam udawać, bo co miałam robić, żeby się od niego odczepić. Inaczej nie dałby mi zezwolenia na wyjazd dzieci, ponieważ miały obywatelstwo szwedzkie. Sprzedaliśmy dom i podzieliliśmy się pieniędzmi. Kupiłam sobie samochód. Część pieniędzy zostawiliśmy dla dzieci, żeby mogły nimi dysponować, gdy ukończą 18 lat. Później po 11-stu latach okazało się, że na koncie nie było nic. Håkan wybrał im te pieniądze. Po prostu ukradł, gdy poznał inną Polkę. Spakowałam swoje nowe meble i wszystko przewiozłam samochodem do Polski.
W kraju wybuchła dopiero bomba, gdy Håkan się dowiedział, że ja z nim nie chcę żyć i mam już kogoś innego. W Szczecinie kupiliśmy z Leszkiem dom, duży, ładny i tam z dziećmi zamieszkaliśmy. Leszek miał duży garaż, prawie jak zakład mechaniczny. Na początku pracował, był zakochany i dobry. Po trzech miesiącach zaczął pokazywać rogi. Nie był punktualny, zdradzał mnie i zaczął kłamać. Po prostu był alfonsem. Zabrał mi samochód, jeździł po Szczecinie i udawał pana. Po roku takiego życia zaszłam z nim w ciążę. Wtedy Leszek znikał nocami, w dzień wylegiwał się, a potem z kolegami grał w piłkę nożną. Już miałam tego dosyć. Poszłam i usunęłam ciążę. Teraz tego bardzo żałuję. Musiałam płacić alimenty teraźniejsze i zaległe na jego córkę Gabrysię.
Gdy Håkan już się pogodził z tym, że mam innego faceta i że mu uciekłam do Polski, przyjeżdżał i odwiedzał dzieci. Pewnego razu przywiózł mi w prezencie złotą afrykańska monetę, żebym sobie ją sprzedała i miała pieniądze na życie. Håkan z Leszkiem pojechali na miasto, Leszek zabrał złotą monetę do sprzedania, a ja zostałam z dziećmi. Długo ich nie było. O godzinie dwudziestej pierwszej wrócił Håkan pijany. Gdy zapytałam go, gdzie jest Leszek, odpowiedział, że został w Hotelu „Reda”, z kilkoma prostytutkami. Drugiego dnia też nie wrócił, dopiero trzeciego dnia o godzinie szesnastej. Dobrze, że Håkana w tym czasie nie było, pojechał z dziećmi na lody. Leszek wyszedł z taksówki, miał na sobie podarte ubranie, był zarośnięty i miał na sobie pełno ran od bijatyki. Nie mogłam na niego patrzeć, taki był okropny i brudny. Nie rozmawiając z nim poszłam na górę i napuściłam wody do wanny, żeby się wykąpał. Podarte ubranie wrzuciłam do pieca. Po złotej monecie nie zostało ani śladu. Gdy go zapytałam, gdzie był i co robił, powiedział, że go milicja woziła tam i z powrotem, tak że nie wiedział gdzie był. Moja wersja była zupełnie inna. Na pewno obiecał jakiejś prostytutce złotą monetę, a potem jej ją zabrał. Może wybuchła jakaś awantura, zaczęli się bić i pobił prostytutkę, wtedy przyjechała milicja i go zgarnęli. Przetrzymali go dobę i chcieli założyć mu sprawę za pobicie, ale on, jak zawsze, wyplątał się z tej sprawy, bo dał milicjantowi moją złotą monetę.
Chcę wrócić do Szwecji
Wróciłam do Polski w 1978 roku. Mieszkałam w kraju już dwa lata, a korony szwedzkie ciągle miały dużą wartość. Dom ładnie urządziłam, wyposażyłam w zamrażarki, lodówki, pralkę automatyczną i kolorowy telewizor. Mając pieniądze mogłam kupować żywność na zapas i wkładać do zamrażalnika, z niczym nie było problemów. Kiedy nie było artykułów spożywczych za złotówki, kupowałam je w „Pewexie” za szwedzkie korony. Potem zaczęły się gorsze czasy.
W 1981 zabrałam dzieci i razem z Leszkiem pojechaliśmy do Szwecji. W Sztokholmie mieszkaliśmy u Håkana, ale on był przeważnie na wsi. Gdy skończyło się lato, a z nim wakacje szkolne, postanowiłam, że sprzedamy dom i wrócimy do Szwecji. Andrzeja i Angelikę zostawiłam Håkanowi, a sama z małym Lesiem i Leszkiem wróciłam do Polski, żeby sprzedać dom i z całym dobytkiem przenieść się do Szwecji. Jednak po powrocie do Polski zaczęły się zmiany. W kraju rozpoczęły się strajki i komuniści zaostrzyli wszelkie przepisy. Gdy złożyłam podanie o wyjazd na stałe do Szwecji, to otrzymałam decyzję odmowną. W tym czasie Leszek próbował sprzedać dom. Gdy go sprzedał wszystkie pieniądze zabrał dla siebie, a ja nie zobaczyłam złamanego grosza. Dom sprzedał pewnemu Jurkowi, który miał matkę w Niemczech. Pojechał z nim do Niemiec po pieniądze i tam sobie kupił najnowszego Mercedesa, którego mi nigdy nie pozwolił prowadzić. Resztę pieniędzy schował. W związku z tymi pieniędzmi zrobiono rewizję u mojej mamy w domu, ponieważ ktoś doniósł, że dom został sprzedany, a Mercedes kupiony za niemieckie marki. Milicja – tajniacy przeszukali cały dom i zabrali mojemu ojcu 6000 koron, które przesyłały mu córki ze Szwecji. Powiedzieli, że córki muszą przysłać poświadczenie, że te pieniądze były od nich. Poświadczenie musiało być podpisane przez konsula w Sztokholmie. Łajzy robiły wszystko, żeby ludziom życie utrudnić. Wiadomo było przecież, że ojciec ma prawo mieć szwedzkie korony od dzieci. Pomimo tego, że udokumentował ich pochodzenie, musiał czekać na ich zwrot jeszcze dwa lata. W czasie rewizji przetrząsnęli cały dom, a ojca Leszka i mnie zabrali do aresztu. Powiedzieliśmy, że samochód był kupiony za moje szwedzkie korony, które miałam w banku w Sztokholmie, więc musieli się wycofać.
Trzynastego grudnia nastał stan wojenny. Bardzo przeżywałam rozłąkę z moimi dziećmi – Andrzejkiem i Angelunią, tym bardziej, że wiedziałam, iż Håkan często jest pijany. Ponownie złożyłam podanie do biura paszportowego o wyjazd na stałe do Szwecji i połączenie się z moimi dziećmi. Milicja powiedziała, że mnie wypuszczą z Polski z Leszkiem i moim Lesiem, jeżeli weźmiemy z Leszkiem ślub. Ale i tak nas nie wypuścili. W tym czasie mieszkałam u moich rodziców wraz z małym Lesiaczkiem. Leszkowi to nie odpowiadało, bo nie mógłby mnie zdradzać, więc zamieszkał u swoich rodziców. Ten stan bardzo mu odpowiadał, a ja nie miałam nad nim żadnej kontroli. W końcu było mi już wszystko jedno i myślałam tylko o tym, żeby się połączyć z moimi kochanymi dziećmi w Sztokholmie. Każdego prawie tygodnia chodziłam do biura paszportowego z nadzieją, że uzyskam zgodę na wyjazd. Codziennie myślałam o dzieciach i zawsze wieczorem modliłam się do Pana Boga o połączenie mnie z dziećmi. Pojechałam też do Warszawy, do Ambasady Szwedzkiej, w nadziei, że może tam uzyskam pomoc. Chciałam nawet rozpocząć głodówkę na znak protestu. Byłam też w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, ale tam potraktowano mnie bardzo despotycznie, musiałam dosłownie stać na baczność.
Odchodziłam od zmysłów i chwilami chciałam sobie już życie odebrać z tęsknoty za dziećmi. Tylko mnie mój kochany syn Lesiaczek od tych zamiarów powstrzymywał. Czasami myślałam co stało by się z dziećmi, gdyby mnie zabrakło. W końcu przestałam się modlić i wierzyć w Pana Boga. Tęsknota i brak pieniędzy dały mi się ostro we znaki, bo byłam z dzieckiem na utrzymaniu mojej mamy. A ten mężulek Leszek posprzedawał wszystko co się dało: meble, dwa samochody, złoto. Gdyby nie moja mama, to nie wiem co bym zrobiła. Po przeszło dwóch latach chodzenia do Biura Paszportowego poinformowano mnie, że jeżeli wezmę rozwód z Leszkiem, to mnie i Lesia wypuszczą do Szwecji. To zdarzyło się w czasie, kiedy komuniści zaczęli tracić władze w Polsce. Natychmiast złożyłam pozew o rozwód, ale procedura trwała 4 miesiące.
I tak, kiedy już prawie zwątpiłam w Pana Boga, to On wyciągnął do mnie rękę. Wreszcie otrzymałam upragniony paszport i mogłam wyjechać.
Józefa Płotnicka