Myślałem wczoraj o Dakocie Johnson, odtwórczyni głównej i baaaardzo rozbieranej roli w filmie „Fifty shades of Gray”. Filmu jeszcze nie widziałem, ale zobaczę.
Dakota zabroniła rodzicom obejrzenie filmu. Pikanterii tej decyzji dodaje wiadomość, kim są jej rodzice. Otóż ni mniej ni więcej, tylko gwiazdami światowej kinematografii Melanie Griffith i Don Johnson, których przebieg kariery czyni decyzję Dakoty mało zrozumiałą, gdyż oboje z niejednego pieca…
Dodam, że nie z uwagi na pięćdziesiąt wariacji na powszechnie znany temat o filmie pomyślałem a tylko, dlatego że Johnson ma na imię Dakota, że można dziecko nazwać imieniem miasta.
To czysto amerykański fenomen, że można nosić imiona jak: Houston, Lincoln, Phoenix, Florida, Savannah, Orlando, Montana. Pionierzy muzyki gospel nazywali się Washington Phillips i Arizona Dranes, a gwiazda soul Dallas Austin.
Rzadko się słyszy, aby Anglicy dawali dzieciom imiona Shropshire albo Nottingham, choć Kent i owszem. Ale nie amerykanie, tu hulaj dusza! – Cuba Gooding Jr., India Arie, Paris Hilton, Chelsea Clinton, Brooklin Beckham (jednak Anglia), Moon Unit Zappa…
Myślę, że mamy wielkie szczęście, iż urodziliśmy się w Polsce. Bowiem trudno mi sobie wyobrazić, choć na fantazji mi nie zbywa, żeby redaktor Tadeusz Nowakowski mógł się nazywać na przykład – Sztum Pabianice, kolega redakcyjny Ludomir Garczyński-Gąssowski – Knurów Mysłowice, mój odeszły już przyjaciel Michał Moszkowicz – Nowy Sącz, Dana Plater – Mszana Dolna, pewien Nadzin – Proncie Otmęcin, Mariusz Pierzyński – Grzmot Siekierki, Aleksander Kwiatkowski – Oscar Tychy…
Piszę te żartobliwe parę słów, by poinformować Szanownych PT Czytelników, że z dniem 3 marca 2015 roku weszła w Polsce w życie ustawa, iż można dzieciom nadawać imiona obcego pochodzenia.
A imię Dakota bardzo mi się podoba. Tak mogłaby mieć na imię moja wnuczka.
Pozostaję z szacunkiem Ryki Rzepin
(vel. Andrzej Szmilichowski)