W Szwecji zakończyło się w końcu maja precendensowe postępowanie sądowe przeciwko polskiej firmie transportowej. Sąd Rejonowy w Västerås uniewinnił jednak polską firmę, której postawiono zarzut, że manipuluje tachografami w swoich samochodach ciężarowych.
Szwedzcy inspektorzy samochodowi obliczyli, że firma transportowa może zarabiać dodatkowo około 700.000 SEK rocznie przy korzystaniu ze zmanipulowanego urządzenia tylko raz w tygodniu.
Sprawa stała się głośna 19 kwietnia 2018 roku, podczas kontroli jednej z ciężarówek polskiej firmy w okolicach Västerås. Wówczas inspektorzy ruchu drogowego zauważyli, że tachograf w ciężarówce został naruszony, a podczas bliższej kontroli przez policję okazało się, że kierowca ma w kieszeni specjalne urządzenie, którym może sterować tachografem. Sprawa trafiła do sądu, prokurator żądał od firmy zapłacenia kary w wysokości 200.000 koron.
Fakt, że sprzęt do manipulowania tachografem był używany, jest niewątpliwy, ponieważ raport z analizy wykazał co najmniej 255 kodów błędów, maksymalną liczbę, którą można zarejestrować w okresie od września 2017 r. do 19 kwietnia 2018 roku.
Właściciel firmy przewozowej twierdził jednak, że pojazd został po raz pierwszy wynajęty w 2014 roku, następnie zakupiony 1 września 2017 r., a 6 września tachograf został skalibrowany przez zewnętrzną firmę. Wyjaśniał także, że pojazdy są wyposażone w GPS, więc jeśli ktoś manipuluje tachografem, przewoźnik może to odkryć, ale nie w przypadku krótszych chwil postoju, więc nie jest w stanie całkowicie kontrolować kierowcy.
Sąd rejonowy zwolnił więc firmę przewozową z odpowiedzialności – prokurator nie był w stanie zakwestionować informacji przekazanych przez szefa firmy przewozowej na temat sposobu przeprowadzania kontroli i inspekcji w Polsce.
Można jedynie domyślać się, że kierowca ciężarówki z pewnością stracił pracę.
STREFA.SE