Żaden mit. Jeszcze dziś można obejrzeć białe niezgrabne autobusy z wymalowanym na dachu i bokach czerwonym krzyżem. Ten znak, od czasu konwencji haskiej poprzez genewską, miał chronić obiekty i pojazdy.
Na początku lat pięćdziesiątych chodziłem do jednej klasy z Andrzejem Mrożewskim, synem znanego aktora Zdzisława. Andrzej koniec wojny spędził w Krakowie, gdzie przed wejściem Armii Czerwonej zaobserwował taką scenę. Nad Krakowem latały Kukurużniki (takie małe radzieckie dwupłatowce z czerwoną gwiazdą). Z samolocików tych piloci wyrzucali, jak chcieli, małe bombki. Tak dla postrachu. Otóż mój kolega, którego okna wychodziły na pawilon jakiegoś szpitala, na dachu którego wymalowany był wielki czerwony krzyż, zauważył, że z krążącego nad szpitalem Kukuruźnika pilot zrzucił bombkę, która wybuchła obok gmachu. Pilot ponowił próbę i znów nie trafił. Za trzecim razem bombka trafiła w sam środek krzyża i przebiła się do wnętrza. Pani nauczycielka, bo Andrzej tę historię opowiedział na lekcji, była oburzona … na niego, że tak zmyśla. „Ale ja to widziałem na własne oczy i moi rodzice także i mogą to potwierdzić”. „Wątpię” – zakończyła nasza nauczycielka. I zapewne miała rację. Rodzice Andrzeja byli dorośli i raczej wiedzieli co można, a czego nie należy mówić. Dlaczego to wspominam?
Białe autobusy z czerwonym krzyżem poruszały się po drogach III Rzeszy pod koniec wojny, w kwietniu 1945. Gdy absolutne panowanie w powietrzu miały samoloty alianckie, które ostrzeliwały lub bombardowały wszystko co się tam ruszało. A mimo tego żaden, że szwedzkich pojazdów nie ucierpiał.
Z punktu widzenia obywateli polskich, którzy w kwietniu 1945 roku przybyli z niemieckich obozów do Szwecji, białe autobusy były mitem. Polskie byłe więźniarki z Ravensbrück twierdziły zgodnie, że białe autobusy widziały tylko potem na zdjęciach. Ich załadowano do bydlęcych wagonów i dowieziono do portu w Danii, a tam załadowano na szwedzki statek Viktoria (wg nagranych przez Andrzeja Nilsa Ugglę relacji Kazimiery Lenkszewiczowej i Marii Winiarskiej). Pociąg po drodze był ostrzeliwany, szczęśliwie nieskutecznie.
Akcja białych autobusów to bardzo chętnie używany przez Szwedów kryptonim dyplomatycznej misji hrabiego Folke Bernadotte’a.
W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ub. wieku Polski Związek byłych Więźniów Politycznych w Szwecji był potęgą, (jak na nasze tu możliwości), liczył sobie prawie 300 członków w 1975 a jeszcze w 1985 powyżej 200. Daty to nie przypadkowe bowiem wtedy wypadały okrągłe rocznice przybycia do Szwecji polskich byłych więźniów hitlerowskich obozów koncentracyjnych. W ramach Akcji Bernadotte. Od syna Folke Bernadotte w 1975 Związek otrzymał portret jego ojca, który to portret znajduje się w archiwum PZbWP. A w 1985 Związek ufundował tablicę dziękczynną u Świętego Jana w Sztokholmie, którą zaprojektował znany grafik Stanisław Dobroniak, a którą odsłonił wymieniany już wcześnie syn naszego dobroczyńcy czyli hrabia Wisborgu Folke Bernadotte junior. I w 1975 i 1985 z okazji 30 i 40 rocznicy Związek wydał specjalne numery swojego periodyku. W obu wypadkach Tadeusz Kazimierz Matuszak pisał tak: „Rok 1945-ty. Tysiąc lat mająca trwać Trzecia Rzesza zbliża się ku końcowi. Klęska nie unikniona. Wykorzystując katastrofalne położenie Niemiec, pod koniec wojny. Hr. Folke Bernadotte, prezes Szwedzkiego Czerwonego Krzyża wytargował od Himmlera możność odtransportowania do Szwecji najpierw Skandynawów, potem Francuzek z Ravensbrück, a wreszcie uzyskuje zgodę na ewakuację całego obozu a częściowo i więźniów z innych obozów. Pierwszy transport Polek przybył do Szwecji 28 kwietnia 1945 roku”.
Ostatnie zdanie się zgadza. Reszta nie. Ale pan Matuszak podawał tylko wersję obowiązującą wówczas. Dużo później szwedzcy historycy – rewizjoniści, odpowiednicy naszych młodych wilczków z IPN, raczej za bardzo zaczęli kwestionować humanitarny charakter misji Hrabiego. Co nie zmienia faktu, że hrabia Bernadotte nie w celu targowania się z Himmlerem o zwolnienie więźniów jeździł wtedy do Niemiec. A poza tym Folke Bernadotte nie był prezesem Szwedzkiego Czerwonego Krzyża. Tylko na czas tej misji przyjął funkcję wiceprezesa tej organizacji. Ale do tego jeszcze wrócimy. Z naszej strony, na początku lat dziewięćdziesiątych, zajął się tą problematyką profesor Andrzej Nils Uggla, który opracował na podstawie dokumentów szwedzkich, niemieckich, polskich i angielskich, pracę wydana w języku szwedzkim i polskim. (I nordlig hamn Polacker i Sverige under andra världskriget Uppsala 1997 i Polacy w Szwecji w czasie II wojny Gdańsk 1994).
Żeby zrozumieć o co tu chodzi musimy cofnąć się w czasie. Po Stalingradzie i bitwie pod Łukiem Kurskim rozsądni ludzie w Europie wiedzieli, że Hitler swoją wojnę przegrał i bali się, że zwycięski Stalin napoi swoje konie przynajmniej w Sekwanie. Taki precedens już był. Po awanturach napoleońskich zwycięskie wojska rosyjskie doszły do Paryża. Nie przekroczyły jednak Sekwany, bo Aleksander I –szy był wybitnym Europejczykiem i swoich wojsk do ówczesnej stolicy świata nie dopuścił. Z tego okresu pozostała opowieść, jak to spragnieni oficerowie rosyjscy galopowali przez mosty wpadali do pierwszej lepszej kafejki wypijając szybko koniak lub calvados poganiali obsługę wołając: „Bystro, bystro” (szybko) i stąd bary szybkiej obsługi w Paryżu nazywają się do dziś Bistro.
Szansa, że po wizycie hord Stalina została by na Zachodzie tylko taka pamiątka, jest bardzo mała. Uzbrojona przez Amerykanów Czerwona Armia, pod koniec wojny, nie miała sobie równej. I gdyby nie odkrycie energii atomowej i wyprodukowanie bomby to losy świata potoczyły by się inaczej.
W roku 1943 przewidzieć tego nie było można. Więc rozsądni ludzie z krajów neutralnych, konkretnie ze Szwajcarii były prezydent tego państwa Jean Marie Musy za pośrednictwem swojego syna i ze Szwecji Król za pośrednictwem swego krewnego hr. Folke Bernadotte’a postanowili pośredniczyć pomiędzy III Rzeszą a Aliantami w celu zawarcia pokoju i zatrzymania Stalina na jakieś rozsądnej linii. Była to typowa mission impossible nie do zrealizowania. Bowiem Alianci żadnych pertraktacji nie chcieli stali na stanowisku bezwarunkowej kapitulacji Niemiec. Co naturalnie przedłużyło II Wojnę. Stefan Kisielewski uważał, że Hitler przegrał wojnę bowiem trafił na większego wariata od siebie to jest na Churchilla. Premier Brytyjski uważał, że wynik I-szej Wojny nie był taki, jaki być powinien i że zagrażające Imperium Brytyjskiemu Niemcy powinno się zniszczyć dogłębnie, przynajmniej gospodarczo. Udało mu się to połowicznie. Przy okazji zapoczątkował upadek Imperium o którego wielkość walczył całe życie. W zasadzie udało się tylko zniszczyć dogłębnie film niemiecki, ale o tym przy innej okazji.
W zaistniałej sytuacji, gdy dodatkowo Prezydent Roosevelt uważał Stalina za wielkiego demokratę i swego przyjaciela, żadne pertraktacje nie miały sensu. Ale próby były. Ze strony niemieckiej z upoważnienia Himmlera prowadził je Walter Schellenberg najmłodszy i najinteligentniejszy generał SS. Schellenberg był szefem wywiadu SS (konkurencyjnej placówki dla Abwehry) i był jednym z najlepiej zorientowanych w ogólnej sytuacji a’propos działań wojennych. Już w 1941, po uderzeniu Niemiec na Rosję i po przystąpieniu do wojny Stanów Zjednoczonych, nie miał on wątpliwości, że Niemcy wojnę muszą przegrać. Ale uważał, że w sytuacji, gdy imperium Hitlera rozciągało się od Pirenejów po Wołgę jest z czego ustępować i można wykroić granice niemieckie z przed I-szej Wojny. Schellenberg zaraził swoją ideą swego ówczesnego szefa Reinharda Heydricha. Jest teoria, że bojąc się ewentualnych rokowań Churchill wydał wyrok na Heydricha, którego wysłani z Anglii komandosi zabili w Pradze 4 czerwca 1942. Tak naprawdę dlaczego i po co zabito Heydricha nikt nie wie. Wybitni niemieccy generałowie z Wehrmachtu obudzili się później i też próbowali się dogadać z Aliantami. Bezskutecznie. W lipcu 1944 próbowali zabić Hitlera i przejąć władze w państwie. Próba ta się nie udała m.in. z powodu braku pomocy alianckiej.
Tu jeszcze warto wyjaśnić sytuację polityczna w Szwecji w czasie ostatniej wojny. Otóż w Królestwie Szwedzkim na czas wojny powołano rząd koalicyjny socjaldemokratów z konserwatystami i liberałami. Rząd starał się być, jak najbardziej neutralny. Drugi nieoficjalny rząd działał na Zamku Królewskim. Ten rząd był zdecydowanie pro aliancki i rolę ministra spraw zagranicznych pełnił tam człowiek światowy ożeniony z Amerykanką hrabia Folke Bernadotte. Szwecja przynajmniej od XIX wieku żyła w cieniu kultury niemieckiej. Konkretnie pruskiej. W czasie I-szej Wojny neutralna Szwecja sympatyzowała z państwami Centralnymi (z Niemcami i Austro-Węgrami). Szwedzka publicystyka zajęła się życzliwie tzw. kwestią polską dopiero wtedy, gdy dwaj Cesarze powołali w listopadzie 1916 roku na nowo Królestwo Polskie na ziemiach zdobytych na Rosji. W czasie II-giej Wojny sytuacja była bardziej skomplikowana. Dwór, jak żeśmy już pisali był pro aliancki konkretnie pro brytyjski. Sfery wojskowe i duża część socjaldemokratów była proniemiecka, ale antyhitlerowska. Sympatyzowali oni właśnie z tymi niemieckim oficerami, którzy dokonali zamachu 20 lipca. W wypadku wojskowych w grę wchodziły często względy rodzinne. Korpus wojskowy duński i szwedzki był spokrewniony poprzez żony z niemieckim. Tu jeszcze trzeba dodać, że uniwersytety szwedzkie ściśle współpracowały z niemieckim. Prace naukowe w Szwecji aż do maja 1945 były pisane w języku niemieckim. Duża część wykładów także był prowadzona w tym języku.
Pełni dobrej woli szwedzcy i szwajcarscy dyplomaci z różnych powodów rozpoczęli swoją akcję zdecydowane za późno.
Pod koniec 1944 Szwedzi bali się przede wszystkim o to by broniący się w Danii Niemcy nie zniszczyli tego kraju. Część Dani leży w depresji i groziło to jej zatopieniem. Po drugie Szwedzi czuli się odpowiedzialni za los ich pobratymców siedzących w obozach koncentracyjnych. Chodziło przede wszystkim o Norwegów, ale byli tam także Duńczycy. Do misji Folke Bernadotte dołączyli się też Amerykanie.
To temat aktualny. Po niefrasobliwej uwadze szefa FBI o polskiej odpowiedzialności za holokaust, jak zwykle w takich wypadkach zaczęto wymawiać Amerykanom i Żydom amerykańskim bezczynność w czasie zagłady. Nie jest to prawda bezwzględna. Warto przypomnieć, że chwalebna działalność Raoula Wallenberga na Węgrzech była wymuszona kanałami dyplomatycznymi przez Amerykanów mimo utrudnień ze strony dyplomacji szwedzkiej. Podobnie, gdy Folke Bernadotte przygotowywał się do kolejnej podróży do Niemiec to Światowy Kongres Żydów (z siedzibą w USA) mianował swoim przedstawicielem osiadłego w Szwecji polskiego Żyda Norberta Masura i polecił mu zabrać się z Bernadottem do III Rzeszy. Pan Masur opisał to później w wydanej u Bonniera broszurze: „En jude talar med Himmler”. W czasie spotkania Norbert Masur zablefował i powiedział, że „widział się z Mister Roosevelt i Mr. Roosevelt powiedział mu, że jak tylko terytorium Niemiec opuszczą wszyscy jeszcze żyjący tam Żydzi to zaczną się rozmowy pokojowe”. Himmler to kupił. Wprawdzie Mr. Masur widział Mr. Roosevelta tylko na fotografii, ale na podobny obrót sprawy przygotował Himmlera już Schellenberg, który uważał, że Żydzi mogą być materiałem przetargowym. W listopadzie 1944 Himmler zakazał dalszej eksterminacji Żydów. Rozkaz Himmlera nie wszędzie był przestrzegany, ale uratował część Żydów nadal deportowanych do obozów. Stąd w wyzwalanych przez Aliantów obozach przeważali Żydzi co stworzyło wrażenie, że to oni stanowili większość więźniów. Ale to znowu inna historia.
Po wojnie Folke Bernadotte wydał swoją książkę Slutet (Koniec), Mina humanitära förhandlingar i Tyskland våren 1945 och deras politiska följder (Moje humanitarne pertraktacje w Niemczech na wiosnę 1945 roku i ich polityczne skutki). Otóż w książce tej autor starał się bardzo pominąć polityczny charakter swojej misji. W podtytule mówił tylko o politycznych skutkach. Stalin i tak się orientował w działalności dyplomatycznej Szwedów podczas II-giej Wojny. O czym m.in. świadczy porwanie Raoula Wallenberga. Bernadotte opisuje dokładnie swoją pierwszą podróż do III Rzeszy. Była to dość dziwna trasa podróży do Berlina. Samolotem ze Sztokholmu do Londynu, z Londynu do wyzwolonego Paryża i wreszcie z Paryża do Berlina. W Londynie nie przyjął go Churchill w Paryżu w prawdzie uzyskał audiencję u generała Eisenhowera, ale ten ostatni rozmawiał z nim tylko o zestrzelonych przez Niemców lotnikach amerykańskich, których Niemcy uznali za terrorystów (bombardowanie miast otwartych) i którym groziło rozstrzelanie.
Himmler wiedział tylko, że Bernadotte odwiedził Londyn i Paryż więc myślał, że ten ostatni ma jakieś upoważnienia od Aliantów.
A teraz dochodzimy do sprawy dla nas najważniejszej – uratowanych i przywiezionych do Szwecji Polek.
Folke Bernadotte załatwił sprawę Danii i (bo to ważne) nie tyle uwolnienia co internowania w Szwecji do końca wojny więźniów z obozów koncentracyjnych. Pretekstem były alianckie bombardowania w wyniku, których więźniowie mogli stracić życie, a „humanitarni” Niemcy tego nie chcieli. Norbert Masur zagrał kartą żydowską. Himmler się zgodził. W tym samym czasie Młody Musy pertraktował o wypuszczenie Żydówek francuskich do Szwajcarii. Na temat tych i szwedzkich pertraktacji były jakieś przecieki do prasy szwajcarskiej. Gdy sprawę tę przedstawiono Hitlerowi ten wciekł się i powiedział, że ta cała wojna jest przez Żydów dlatego żadni Żydzi nie opuszczą III Rzeszy do końca wojny. I wtedy, jeśli wierzyć wspomnieniom Waltera Schellenberga, to on, ożeniony z Niemką polskiego pochodzenia zwrócił się do Himmlera, w żyłach którego żony płynęła też krew polska, by Himmler spytał się Hitlera o możliwość zwolnienia Polek. Hitler od razu się zgodził. Inna rzecz, że w jego kancelarii pracowała też Niemka polskiego pochodzenia z domu Darnowska. Słynna Dara przyjaciółka Ewy Braun. A dalej już było z górki. Polskie Żydówki z Ravensbrück przerobiono na Polki. Zabrano im żółte gwiazdy i dodano im, jako przyzwoitki prawdziwe Polki. I tak 28 kwietnia 1945 roku pierwsze polskie więźniarki znalazły się w Szwecji. Ten sam patent powtórzono z Żydówkami francuskimi i Francuzkami. W tym pierwszym transporcie do Szwecji było 5200 obywatelek polskich. Pół na pół Polek i polskich Żydówek. I zaraz nastąpił zgrzyt. Panie Żydówki poprosiły Szwedów by je odizolować od Polek. Jakieś obozowe zaszłości za tym stały. W sprawie tej, na prośbę władz szwedzkich, jeździł tam mediować radca Polskiego Poselstwa Wiesław Patek. Szwedzi, jak to Szwedzi do końca nie rozumieli o co chodziło. Zaraz po wojnie Szwedzi przyjęli jeszcze 8000 polskich byłych więźniów z różnych obozów. Tak, że z dnia na dzień grupa polska w Szwecji zwiększyła się prawie dziesięciokrotnie.
Ludomir Garczyński-Gąssowski