W poprzednim odcinku omówiłem dzieje Rady Uchodźstwa Polskiego w Szwecji od jej powstania 30 sierpnia 1946 roku do momentu nabycia przez niepodległościowe uchodźstwo polskie w Szwecji nowego lokalu i ”wielkiego rozłamu” spowodowanego sporem o własność tego lokalu.
Osobą, która odegrała bardzo pozytywną rolę w okresie pozyskiwania funduszy na zakup lokalu był inż. Tadeusz Głowacki. On to uzyskał czterokrotnie większą kwotę odstępnego za poprzedni lokal (ok. 100.000 skr) (oraz, jako majętny człowiek sukcesu, z własnych funduszy dał 15.000 skr co stanowiło jedną piątą całej zebranej przez emigrację sumy. Na 73.000 zebranych koron (o dzisiejszej wartości ok. 500.000) złożyło się 92 z 15.000 zamieszkałych ówcześnie w Szwecji Polaków oraz 7 organizacji w tym najwięcej dały PKP, SPK, RUP i Pro Polonia – założona przez min. Wiesława Patka organizacja grupująca przyjaznych Wolnej Polsce, wpływowych Szwedów z kręgów dyplomacji i biznesu.
Za uzyskane i zebrane pieniądze (na dzisiejsze ponad milion koron) kupiono i wyposażono lokal przy Östermalmsgatan 75 i nazwano go Ośrodkiem Polskich Organizacji Niepodległościowych, w skrócie OPON-em.
Po tak udanej transakcji inż. Tadeusz Głowacki został wybrany prezesem RUP. Poprzednio Tadeusz Głowacki zajęty był sprawami zawodowymi i czynnego udziału w życiu polskich organizacji niepodległościowych nie brał. Uaktywnił się na początku lat siedemdziesiątych, gdy zwrócił się do nie go, o pomoc w sfinansowaniu pomnika katyńskiego, ówczesny prezes bardzo bojowego Koła Lwowian – Stanisław Tokarzewski. Trafił na dobry moment. Mając już ustabilizowaną sytuację finansową Tadeusz Głowacki postanowił zrobić coś dla Polski.
W liście z dnia 8 listopada 1970 roku pisał Tadeusz Głowacki do prezesa Koła Lwowian co następuje:
”Po 25-ciu latach dobrowolnego odizolowania się od wszystkiego co polityka i emigracja, obecnie jako nieuk w sprawach politycznych, zacząłem się zastanawiać nad problemami naszych granic wschodnich. Po wejściu do Koła Lwowian i przestudiowaniu kilkudziesięciu książek na te tematy, zaczyna się rozjaśniać. (…) Po przesortowaniu tych wiadomości, (…) Stan realny przedstawia się następująco: (…) Sowiety bez wojny naszych terenów nie opuszczą, ani Polski rdzennej. Ani USA ani nikt inny nam nie pomoże. (…)Niemcy podzielone, są dla nas lepsze niż połączone. (…)Polska w obecnych granicach posiada b. mało mniejszości narodowych, jest czysta. (…) Słabe strony Sowietów: Chiny z tą samą historią granic co Polska. Sybir, niezamieszkały i nieuprzemysłowiony. Polska prasa emigracyjna, niekontrolowana przez Sowiety. (…) Nationalizm polski u komunistycznych władców w obecnej Polsce.” – pisownia według oryginału.
A dalej: ”Jest tak teoretyczna jak i praktyczna możliwość odzyskania w niedalekim czasie samego miasta Lwowa. (…) Na przesunięcie granicy o kilka kilometrów na wschód (? – LGG) Sowiety zgodzę się za cenę spokoju w Polsce.” I jeszcze dalej: ”Dziś w Polsce (AD 1970 – LGG) mamy ok. 1 000 000 ludzi bezrobotnych, W tym masę inżynierów i techników. (…) (Możemy) pomóc Sowietom uprzemysłowić Sybir. (…) Atut propagandowy na Zachód i Wschód, poznanie psychiki sowieckiej, zmniejszenie nienawiści między Polakami i Rosjanami.(…) Lepsze zarobki niż gdzieindziej.”
Nie cytował bym tak obszernie listu Tadeusza Głowackiego, gdyby on, późniejszego rozłamu, nie sprowadzał na łamach „Wiadomości Polskich” do animozji osobistych. Spór o to, kto ma przewodzić niepodległościowej emigracji polskiej w Szwecji miał podłoże polityczne. Szwecja była krajem frontowym. Najlepsze kontakty informacyjne z Polską miała emigracja (a i wywiady anglosaskie) poprzez Szwecję. Dr Michał Lisiński – szef biura Wolnej Europy w Sztokholmie, red. Norbert Żaba – korespondent Kultury (paryskiej), min. Wiesław Patek, ppłk. Witold Szymaniak oraz red. Tadeusz Norwid-Nowacki mieli najlepszy kontakt z Polską w całym wolnym świecie. Czy to poprzez kontakty ”z turystami” (Lisiński i Żaba), czy z dziennikarzami szwedzkimi, jeżdżącymi bez przeszkód do PRL (Patek i Norwid), czy wreszcie przez kontakty ze szwedzkim wywiadem i kontrwywiadem (ppłk. Szymaniak). Wszyscy ci ludzie mieli doskonałą orientację co do stosunków w Polsce oraz w świecie. A także o polskich możliwościach w neutralnej Szwecji. Żadnemu z tych ludzi nie przyszłoby do głowy, że w tym czasie Szwedzi np. zgodzą się na postawienie pomnika upamiętniącego zbrodnią katyńską w publicznym miejscu w Sztokholmie. A Tadeusz Głowacki – w tej i innych sprawach – popisał się zupełną ignorancją. To, czy na czele wielkiej wówczas i poważanej nie tylko w Szwecji organizacji stoi ktoś kompetentny czy nie – miało wielkie znaczenie m.in. właśnie z tego powodu, że Szwecja była krajem przyfrontowym i że na początku lat siedemdziesiątych nastąpiło otwarcie PRL na Szwecję (przyjazne stosunki Palme’go z Gierkiem, zniesienie wiz, najazd studentów polskich na Szwecję).
W roku 1968 w Polsce miały miejsce zajścia, które określamy dziś mianem: wydarzeń marcowych. Nie wątpliwie kryła się za tym polityka, walka o władze w PZPR, rywalizacja o wyższe i niższe stołki. Zakończyło się to masową emigracją z Polski, tych – jak to określił Gomułka – ”którzy nie czują się Polakami”. Cała sprawa była znacznie bardziej skomplikowana. Ci co wyjechali w dużej części czuli się Polakami i jak tylko zdobyli jakąkolwiek pozycję na Zachodzie, zaangażowali się czynnie w pomoc polskiej opozycji demokratycznej. Szwedzi, którzy nie bardzo się w tej marcowej awanturze orientowali, oburzyli się tylko na wzrost antysemityzmu w Polsce i specjalną uchwałą parlamentu zaprosili do Szwecji 2 tysiące rodzin pokrzywdzonych uchodźców. Wywołało to popłoch w RUP, bowiem nie było wiadomo, kto i po co tu przyjedzie. Krążyły pogłoski, że wyjeżdżają z Polski przeważnie byli dygnitarze, w tym byli pracownicy UB (Urzędu Bezpieczeństwa), którzy utracili ciepłe posadki. Inne pogłoski głosiły, że wyjeżdżają studenci; bici na ulicach i wyrzucani z uczelni za to, że żądali podstawowych praw obywatelskich. Przyjechali do Szwecji jedni i drudzy. W jakiej proporcji – trudno było ustalić. Wśród wspomnianych studentów byli też tacy, którzy przeszli przez brutalne śledztwa i więzienia. By nie paść ofiarą prowokacji, RUP zmienił swój dawniej bardzo liberalny statut. Dodano klauzule, jakie miały uniemożliwić zdominowanie Rady przez nowych uchodźców. Ci ostatni wcale nie palili się do wstępowania w szeregi starych polskich organizacji. Założyli własne. Wydawali też własne pismo o charakterze rozrachunkowym.
A ten ulepszony statut Rady posłużył do usunięcia z RUP niewygodnych ludzi i organizacji. Usunięto wchodzących do Prezydium RUP z urzędu: rektora Polskiej Misji Katolickiej (wówczas) prałata ks. Czesława Chmielewskiego, przedstawiciela Rządu RP w Londynie Wiesława Patka. Radę opuścił też prezes PPS Łukasz Winiarski. Usunięto także z Krajowego Oddziału SPK, a tym samym i z RUP, zasłużone Koło SPK z Västerås (prezes Roman Koba). Oraz nie dopuszczono do OPON-u Towarzystwa Przyjaciół „Kultury” (paryskiej), a prezesa tej organizacji red. Norberta Żabę usunięto z prezydium RUP. Nie dopuszczono do Walnego Zebrania RUP delegatów Polskiego Związku b. Więźniów Politycznych – organizacji założycielskiej. W tej sytuacji odeszły z Rady i inne organizacje: Polski Komitet Pomocy (organizacja założycielska i właściciel więcej niż połowy lokalu), Komisja Skarbu Narodowego i Samodzielne Koło b. Żołnierzy AK (z wyjątkiem dwóch akowców, którzy pozostali w RUP). Z dnia na dzień RUP stało się organizacją parasolową tylko dla SPK i tych 2 akowców. Zawłaszczyła lokal i zaczęła na gwałt tworzyć nowe organizacje: Komitet płatników na pomnik katyński (który w międzyczasie postawiono na podwórzu kamienicy, w której RUP miał siedzibę). Dość tajemniczy Komitet Wolnej Polski w Skandynawii (o tajnym zarządzie i tajnych członkach) oraz z żon działaczy powołano Polsko-Szwedzkie Stowarzyszenie Kobiet (nie wszyscy działacze mieli żony Polki). Ta ostatnia organizacja z biegiem lat przekształciła się w organizację wiodącą w RUP i zmieniła nazwę na Stowarzyszenie Polek w Szwecji.
Inne z powstałych wówczas organizacji miały krótki żywot. Dłużej utrzymały się organizacje, które przystąpiły do RUP w drugiej połowie lat siedemdziesiątych: Związek Wolnych Polaków i Towarzystwo Przyjaciół „Kultury”, które wstąpiło do RUP po odejściu z Rady rozczarowanego prezesa Głowackiego. Wtedy to Tadeusz Głowacki w wydawanym przez siebie Biuletynie Informacyjnym Komitetu Katyńskiego wydrukował taki aforyzm: „Na pustych OPONach daleko nie zajedziesz…” A lokal rzeczywiście był prawie pusty. Organizacjom nie należącym do Rady odmawiano tam gościny. Polskiemu Komitetowi Pomocy RUP „skonfiskował” bibliotekę i ustalił czarną listę czytelników, którym nie wypożyczano książek. PKP zastanawiał się poważnie, czy nie oddać sprawy do szwedzkiego sądu. Przeważyła (i słusznie) opinia, że stawiało by to w bardzo złym świetle grupę polską w oczach Szwedów. Sytuację uratowało powstanie (dziś jednego z filarów RUP) Towarzystwa Przyjaciół Biblioteki Polskiej w Sztokholmie i objęcia patronatu nad biblioteką przez tę organizację. Nie mogące korzystać ze „wspólnego” polskiego lokalu organizacje postarały się o własny i po jakimś czasie zjednoczyły się w Federacje Uchodźstwa Polskiego w Szwecji, która otrzymała od Szwedów statut riksorganisation (organizacji krajowej).
Prezesem RUP był przez wiele lat Henryk Malinowski, niegdyś przyjaciel Tadeusza Głowackiego. Przez parę lat toczyły się pertraktacje o zjednoczenie całego uchodźstwa. Pod koniec 1977 nastąpiły w Radzie korzystne zmiany. Prezesem został Jakub Święcicki przedstawiciel KOR na Szwecję, sekretarzem Rady Maria Borowska z PSS, a w skład prezydium weszli też inni działacze związani z opozycją demokratyczną w Polsce jak np. Kazimierz Gruszka, ale wiceprezesem pozostał Henryk Malinowski.
Ponieważ w organizacjach zjednoczonych później w FUP też dominowali działacze związani z pomocą opozycji w Kraju, nic na stało na przeszkodzie, by połączyć wysiłki. Co zresztą nieformalnie czyniono już wcześniej – ściśle współpracowała ze sobą młodzież obu ugrupowań. Zwołano zjednoczeniowe walne zebranie na dzień 11 lutego 1978. Ale do tego zebrania nie doszło. Na dzień 17 grudnia 1977 członkowie poprzedniego zarządu Rady zwołali zupełnie nieformalnie pseudo-walne zebranie (wybranych członków) i odwołali prezesa Święcickiego, z którym solidarnie ustąpił Gruszka, a nieobecna wtedy w Szwecji pani Borowska nie mogła dokonać tej demonstracji. Jakub Święcicki nie bronił swojej pozycji, chociaż miał możliwości prawne, wygłosił tylko krótką mowę pożegnalną i ustąpił miejsca wiceprezesowi Malinowskiemu, który powrócił na miejsce prezesa RUP. Jakub Święcicki zaznaczył, że uważa to zebranie za prywatne i pożegnał zebranych tymi m.in. słowami:
„Rada urządza sobie po prostu kpiny z akcji niepodległościowej. Członkowie Rady pochłonięci są niekończącymi się dyskusjami o interpretacje statutów. Członkowie Rady zabawiają się zwoływaniem zebrań, by przeszkodzić inicjatywom zmierzającym do naprawy sytuacji. Rada uwikłana jest w niekończące się konflikty organizacyjne i osobiste. Ci, którzy sądzą, że w ten sposób ratują Radę przed jakimś niepojętym niebezpieczeństwem, mylą się głęboko. W ten sposób ratują Radę przed jej lepszą przyszłością, skazują ją na wegetację, na niebyt. W najlepszym razie na trwanie na pozycjach sprzed 20 lat. Dlatego ustąpiłem”.
Święcicki niestety miał rację. Jeśli mogliśmy się spierać z Tadeuszem Głowackim, to jednak musieliśmy docenić jego zaangażowanie oraz sukcesy np. postawienie Pomnika Katyńskiego, czy czynny udział przedstawicieli Rady w powołaniu Kongresu Wolnej Polski w Świecie. (Głowacki sfinansował lot do Kanady na ten kongres młodym działaczom RUP). Głowacki też w czasie wizyty Gierka w Szwecji wynajął samolot, który ciągnął za sobą antygierkowskie hasło i rozrzucił ulotki. Działalność Głowackiego było widać. Za drugiej kadencji Malinowskiego była już tylko wegetacja i marazm. A podział emigracji niepodległościowej się utrwalił. Gdy nie doszło do zapowiadanego zjazdu zjednoczeniowego, organizacje stojące poza RUP, zwołały własny zjazd zjednoczeniowy, na którym Polski Komitet Pomocy, Polski Związek b. Więźniów Politycznych, Samodzielne Koło b. Żołnierzy AK, Wolni Polacy i Koło Polskich Kombatantów z Västerås, Stowarzyszenie Polskiej Młodzieży, Polska Grupa Młodzieżowa i Polsko-Skandynawski Komitet Opieki i Pomocy utworzyły wspomnianą już wcześniej Federację Uchodźstwa Polskiego.
Ta druga, wymuszona kadencja Henryka Malinowskiego, była najgorszym okresem w dziejach RUP. W tym czasie prezydium i organ Rady „Wiadomości Polskie” opanowali Jerzy Kleban, Tomasz Strzyżewski i inni młodzi radykałowie z nie wiadomo przez kogo inspirowanych organizacji takich, jak: Wolna Polska – radykalna grupa z Chicago usunięta przez FBI z terenu USA i emigracyjna KPN o podobnym charakterze. WP nie poprzestały już, jak poprzednio, na atakowaniu miejscowych działaczy, ale poszły dalej i zarzucały działalność agenturalną Wolnej Europie i paryskiej Kulturze, Janowi Nowakowi i Jerzemu Giedroyciowi oraz członkom polskich władz na uchodźstwie. A sam prezes RUP wydawał orędzia Do Narodu Polskiego przepisane z tekstów KPN, ale podpisane przez niego osobiście. Było to żałosne, a robione na taką skalę, że znalazło odbicie w korespondencji Nowaka z Giedroyciem z tego okresu. (Patrz NGP Nr 17/379).
Wprowadzenie stanu wojennego w Polsce położyło wreszcie kres temu stanowi rzeczy. Powstanie w styczniu 1982 roku Kongresu Polaków w Szwecji zjednoczyło polskie uchodźstwo. Wprawdzie trwało to parę miesięcy nim organizacje RUP i FUP przystąpiły do Kongresu, niemniej po zreformowaniu Kongresu to nastąpiło. FUP się rozwiązała i poleciła organizacjom członkowskim wstąpienie do Kongresu, co większość organizacji uczyniła. RUP zachowała swoje stare struktury i przystąpiła do Kongresu jako jedna organizacja mająca pod sobą inne. Co stworzyło pewne niedogodności. SPK w pewnym momencie przystąpiła do Kongresu bezpośrednio, nie rezygnując ze swojego członkostwa w Radzie. Stowarzyszenie Polek w Szwecji poszło tą samą drogą. Natomiast PZbWP będąc już członkiem Kongresu, powrócił po wielu latach do Rady.
Kolejni prezesi – już tego kongresowego okresu Rady – Zygmunt Kraczkowski, Wiesław Smoleński i dr Zygmunt Stankiewicz – robili dużo, by zatrzeć złe wrażenie po rządach Malinowskiego i radykałów. Z drugiej jednak strony nie potrafili się pogodzić z drugorzędną rolą Rady, co powodowała zadrażnienia z Kongresem. Po powrocie do RUP Polskiego Związku b. Więźniów Politycznych układ się zmienił; prezesem została Jolanta Halkiewicz, która potrafiła uregulować stosunki z Kongresem co zaowocowało harmonijną współpracą. Rządy Jolanty Halkiewicz przecięła kadencja Bohdana Peczyńskiego, która znów wprowadziła pewne zgrzyty na linii RUP – Kongres. Potwierdziła się reguła, że nawet ludzie jak najlepszej woli, gdy zostaną wybrani na prezesów, a nie mają przedtem doświadczenia organizacyjnego w konkretnych warunkach, w jakich działają nasze organizacje, przeceniają swoje i tych organizacji możliwości.
60-lecie Rady obchodzono już za ponownej kadencji Jolanty Halkiewicz.
Niestety, za dobrze było. W ostatnim dziesięcioleciu poważne podziały w Polsce zaowocowały podobnymi na emigracji. Nie ma już podstawowego wroga – to jest PRL – więc wróciły dawne upiory, częściowe rodem z Polski przedwojennej. Uchodźstwo znowu się zantagonizowało. Tak, jak w latach siedemdziesiątych zamykano OPON dla inaczej myślących i w czytelni lokalu nie tolerowano wydawnictw Federacji Uchodźstwa Polskiego, tak i dzisiaj nie ma wstępu do lokalu Nowa Gazeta Polska oraz wydawnictwa krajowe inne niż super prawicowe.
Ale to już materiał na zupełnie inny artykuł.
Ludomir Garczyński-Gąssowski