Psychologowie twierdzą, że naszą tożsamość kształtujemy poprzez poczucie odmienności i specyficzności. Jeśli więc w swoim najbliższym kręgu – rodzinie, odnajdujemy osoby o wysokim statusie, charyzmie lub wyjątkowych zdolnościach, to chętnie się z nimi identyfikujemy, gdyż właśnie to buduje naszą wartość i nas wyróżnia. I nic w tym złego.
Z reguły zresztą pewne zdolności są przekazywane z pokolenia na pokolenie, więc ”podróż” w poszukiwaniu własnych korzeni, to podróż w poszukiwaniu samego siebie. To, kim byli nasi przodkowie, zawsze w jakiś sposób nas kształtuje.
Rosnąca potrzeba poszukiwania rodzinnych korzeni, zdaniem psycholożki dr Joanny Heidtman, wynika w dużej mierze, z czasów, w których żyjemy. – A żyjemy w czasach masowego indywidualizmu. Poprzez masowość upodabniamy się do siebie – to, jak wyglądamy, jak mieszkamy, jak funkcjonujemy. Ale jednocześnie zachodnia kultura podkreśla wyjątkowość, indywidualizm, niepowtarzalność. Odnalezienie przodków, zbudowanie niepowtarzalnej rodzinnej narracji, może być sposobem na zaspokojenie tej potrzeby wyjątkowości – uważa dr Heidtman.
Świetnym przykładem takiej narracji jest wydana niedawno książka Kajsy Andersson ”Polska strövtåg”. To pasjonująca historia rodziny autorki – historia, której zapisy sięgają drugiej połowy XVII wieku. Rozpoczynają ją dzienniki Zuzanny Otto-Trąmpczyńskiej Buchowskiej (nie bardzo potrafiłem określić stopień powinowactwa z autorką książki, ale to prawdopodobnie prapraprababka), w których roi się od rodzinnych koligacji. Centralnymi punktami tej rodzinnej sagi opracowanej przez Kajsę Andersson są rozdziały poświęcone rodowi Zielewiczów: doktorowi Ignacemu Zielewiczowi i Marii Zielewicz-Hammar , która w historii polsko-szwedzkiej zapisała się tłumaczeniami literatury oraz własną twórczością. Była m.in. autorką Wspomina ją Grażyna Kubica w książce ”Siostry Malinowskiego, czyli kobiety nowoczesne na początku XX wieku”. W tym wielkim dziele jest opis losów czternastu kobiet, które w jakiś sposób pojawiły się w życiu Bronisława Malinowskiego (słynnego antropologa i podróżnika), a punktem wyjścia jest konstatacja, że zawsze pozostawały one w cieniu mężczyzn, u boku których się pojawiały, z którymi żyły lub którymi były zafascynowane.
Historie rodzinne potrafią być zagmatwane i pełne niespodzianek. I tak jest w przypadku omawianej książki. Genealogiczne powiązania pokazują bowiem jak skomplikowana jest struktura powiązań z naszymi przodkami, jak z uwagi na wichry dziejów, historie polskich rodzin w ciągu ostatnich dwóch wieków były zagmatwane. Stąd też zarówno w wielu polskich jak i szwedzkich rodach krew się wymieszała, i dzięki temu odkrywanie własnych korzeni jest ciekawsze, ale i bardziej skomplikowane. Można czuć się na Szwedem, ale polskie pochodzenie staje się ważną częścią tożsamości.
Książka Kajsy Andersson to nie tylko podróż tropami rodzinnych powiązań. To także cenny dokument o historii mniej znanych polskich/szwedzkich rodów. Przygotowany z pasją i sercem. Dla szwedzkiego czytelnika to także okazja do zapoznania się z polską kulturą, o której sporo autorka pisze w swojej książce.
Mankamentem książki jest jednak niedbała korekta, zwłaszcza używanego w tekście nazewnictwa polskiego, co w przypadku akurat tej publikacji jest pewną edytorską nonszalancją. To nieco dziwne, gdyż autorka podczas swojej detektywistycznej i publicystycznej praca korzystała z pomocy wielu Polaków. (tn)