Tytułowe pytanie felietonu „Czy mamy powody zazdrościć Szwedom?” (STREFA, 11 czerwca 2019) pióra Andrzeja Szmilichowskiego, przynosi odpowiedź: (Szwedzi) poradzili sobie, jak dotychczas, ze swoją historią dość dobrze. Można im tego pozazdrościć”. Może i tak, bo jak mawiają niektórzy, każdy naród ma taką historię, na jaką zasłużył. Autor skomentował protestantyzm szwedzki i historię powierzchownie, aby udowodnić, że Polacy mają powody do zazdrości.
Fakt, że w Szwecji „nie widać” wiary, nie jest aż tak doniosły. Wiemy o tym od lat, a także o tym, że wiary nie widać w podobny sposób w Finlandii, Norwegii, Danii, części Niemiec… To, że po Szwecji „nie krążą pielgrzymki, nie obnosi się świętych obrazów, pastorzy nie chodzą do domów „po kolędzie”, nie roztrząsa się potrzeby wprowadzenia do szkół nauki religii, nie buduje się ogromnych katedr” – to są też fakty oczywiste.
Czy może mi autor podać jakiś kraj protestancki, w którym „roztrząsa się” potrzeby nauczania religii w szkołach? W rewanżu sprostuję już teraz, że szwedzka oziębłość religijna sprawiła, iż zamiast szkolnych lekcji religii, w szkołach istnieje przedmiot jak religioznawstwo, którego naucza się od 3-ciej klasy szkoły podstawowej aż do pierwszej klasy gimnazjum, czyli ok. 7 lat. To wystarcza uczniowi do zaznajomienia się z religiami świata, jak i z myślą, że w Portugalii, Hiszpanii, Polsce, Włoszech i np. Ameryce Łacińskiej krążą pielgrzymki i obnosi się święte obrazy…
„Ich chrześcijaństwo sprawia wrażenie chłodu religijnego, co nie jest chyba prawdą, bowiem Szwedzi w swej większości są w ogóle w kontaktach – a więc i z Bogiem – trudni i bardzo intymni. Ale także wolni od służebności”.
To bardzo odważne stwierdzenie o tej intymności religijnej Szwedów, skoro tylko 5% jest praktykującymi protestantami. I znów pytanie, czy Hiszpanie, łatwiejsi w kontaktach, mieliby mieć mniej intymny stosunek do katolicyzmu? Bo co? Bo pielgrzymują obnosząc posągi i obrazy? A co to znaczy być wolnym od służebności? Czy to jest powściągliwość w dawaniu datków na tacę czy tylko niechęć do przyklęknięcia przed ołtarzem?
Wydaje mi się, że protestantyzm i katolicyzm dawno odchodząc od siebie, stworzyły w swoich enklawach odrębne modele społeczne. Felieton, to spóźniona reakcja na porównywanie takich społeczeństw.
Autor felietonu domniema, że chłód religijny Szwedów bierze się z faktu „iż w ich historii nie było pańszczyzny. Szwedzki chłop był zawsze wolny. Szedł do armii z prawa dziesięciny, ale służył w „swoim” regimencie i było to dla niego ważne”.
W polskim znaczeniu „dziesięcina”, to od średniowiecza danina na rzecz Kościoła katolickiego w wysokości 1/10 plonów. To, że w Szwecji brano do wojska co dziesiątego mężczyznę, nie jest „prawem dziesięciny” jak się autorowi napisało.
Struktura szwedzkiej wsi, była inna od polskiej, ale chłop chociaż nie odrabiał pańszczyzny, nie był wolny na swojej prywatnej ziemi, a do tego nie on był mięsem armatnim!
Do wojska powoływano, mając na względzie nieformalne kryterium zamożności. Najpierw włóczęgów, później najbiedniejszych bezrolnych, na-stępnie najmłodszych z najbiedniejszych zagród i tak dalej, aż do bogatych chłopów. Wszyscy oprócz ostatnich, byli przypisani do ziemi bogatego chłopa czy pana. Właśnie ci bezrolni parobkowie, najczęściej maszerowali drogami Europy z muszkietem na ramieniu. Ten system parobków ziemskich zlikwidowano dopiero w połowie XX wieku.
Autor sugeruje wysoka świadomość narodową chłopa i chyba dumę, że mógł walczyć w „swoim” oddziale. Przepisy ściśle określały ilu żołnierzy dana parafia ma dostarczyć, było bez znaczenia czy w szeregu stanie Svensson czy Johansson. Bogatsi chłopi często wykupywali się, by na wojaczkę za nich szli inni. Zatem, nie było dla nich „ważne” w jakim regimencie służą i czy w ogóle służą. Takie niepatriotyczne samoluby!
Według Andrzeja Szmilichowskiego, chłop szwedzki korzystał z tej swojej wolności i „idąc do kościoła szedł do swojego Boga wolny, nie padał na kolana, nie chlipał Jezusowi w rękaw, patrzył na krzyż i mówił głośno: – Fader min (Ojcze nasz). Był wolny w życiu i w wierze”.
Z całą pewnością można stwierdzić, że Szwedzi przez 350 lat byli niewolnikami wiary, którą wybrało za nich państwo. Nie byli zatem wolni, ani w wierze ani w życiu!
Po Reformacji, Kościół Ewangelicki Obrządku Luterańskiego w Szwecji, prowadził rejestry ludności i nie dawał szansy wyboru religii. Katolicyzm zaczął być wiarą niewłaściwa, a szwedzki parobek, chłop i pan, musieli zmienić wiarę chcąc zachować życie. Wszelkie sekciarstwo i odłamy religijne były zwalczane, np. skazaniem na banicję, co ostatni raz zostało zasądzone w 1855 roku. Dopiero w 5 lat później, ustanowiono prawo wolności wystąpienia z kościoła państwowego.
Na początku XIX wieku na wygnanie skazano duże grupy kalwinów czy baptystów, a masowa emigracja do Ameryki, nie była spowodowana wyłącznie biedą, ale miała podłoże religijne. Jeszcze w latach 20-tych XX wieku, chodziły po parafiach komisje pastorów (prawie jak po kolędzie!) odpytujące dorosłych i dzieci z Biblii i katechizmu, co nazywało się oficjalnie „przesłuchaniem domowym”.
Autor leczy swoje poprzednie katolickie, a teraz polskie kompleksy stwierdzeniem: „Ich półwysep leży na uboczu odwiecznych europejskich intryg, konfliktów i wojen. Mieli więc czas i możliwość doświadczalnie sprawdzić parę rzeczy sami na sobie. Zrobili to i zrobili przyzwoicie”.
W konflikty wojenne Szwedzi wplątywali się sami, gdy w Europie z mieczem w ręku szukali poprawy losu państwa. Doświadczalnie mogli sprawdzić sami na sobie, że wojny rabunkowe również kosztują. Półwyspem Skandynawskim rzadko maszerowały zaborcze armie, ale nie było tam jak u pana Boga za piecem!
I tak na przykład, w obawie m.in. przed wpływami Rewolucji Francuskiej, szwedzka arystokracja w 1792 roku ręką płatnego zabójcy pozbyła się króla Gustawa III. Później, Szwecja była zaangażowana w koalicję antynapoleońską, jako państwo była izolowana, zdetronizowano Gustawa IV, zmieniono konstytucję (1809), dziedzicem korony został książe duński, aż na szwedzkim tronie zasiadł jako król Karol Jan, były marszałek napoleoński Bernadotte.
Ładna pętla europejskiej historii, jak na leżenie na uboczu?
Tadeusz Urbański