O tym, że są wśród nas szarlatani, nie trzeba nikogo przekonywać. Wcześniej czy później opada z nich maska i mamią krzywo brzmiącym echem. Okradają przyzwoitych ludzi z energii. Czy zasługują na wybaczenie? Nie zasługują! W każdy razie tak długo, zanim podejmą wysiłek przemiany. Niestety, efekciarstwo,
a przede wszystkim chciejstwo, którym służą szarlatani, stawia tamę rozumowi i nie ma tam miejsca na żadną chwałę.Chwała? Ooo, stan wielkości! Niestety, stan obarczony wadą, której imię Przemijanie. Najlepiej działać i mówić wprost. Nie owijać w bawełnę, nie wyjaśniać i szminkować, nie usprawiedliwiać i szukać metafor, mówić krótko i wprost. Oczywiście, wszystko przeminie, ale miejmy nadzieję, że prawda się utrzyma. Sic transit gloria mundi, tak przemija chwała świata – pisał Tomasz z Kempis.
Do chwały wiele ścieżek, a jedną z nich wysiłek, praca jaką wkładasz w poszukiwanie sensu życia i, nie bacząc na niedostatki i stromość kamienistej drogi, nie ustajesz w poszukiwaniu Skały Chwały. Porzucając metaforę, oznacza to zrozumienie sensu istnienia.
Szukamy go (sensu) w książkach, w sztuce, w naukach ścisłych, w mistyce. I odpowiedzi nadchodzi wiele. Tylko cóż nam po nich? Starczają na krótko, ponieważ brak im kategoryczności. Nic nie wyjaśniają ostatecznie i tym sposobem pozostawiają nas w wiecznej niepewności – ale być może na tym polega sens życia.
Pastor Henry Drummod pisał o momencie ostatecznym: W tej najważniejszej dla człowieka chwili nie pada pytanie – Jak żyłeś?, ale – Jak kochałeś? Zdaniem pastora rozstrzygnięciem poszukiwań jest siła miłości. Bez znaczenia, co robiłeś/łaś, w co wierzyłeś, co osiągnąłeś – z tych rzeczy nikt cię nie będzie rozliczał. W niepamięć idą błędy, nie zostaniesz osądzony za popełnione zło i niegodziwości, odpowiesz tylko za dobro, którego nie uczyniłeś, odpowiesz za manko w kochaniu!
Bardzo mi się to podoba, nie ma żadnych sędziów i w chwili ostatecznej sam sobie wymierzasz karę. Za co? Za trzymanie miłości w zamknięciu! Przygnębiające to trochę, gdyż sugeruje, że pomimo relatywnie długiego ludzkiego życia, jeszcze wiele przed nami nauki.
Coś opowiem. Znakomity pianista, dyrygent i mój kolega z zespołu „Rhythm and Blues” Zbyszek Wilk, puścił mi kiedyś, dziesiątki lat temu, płytę z VIII Symfonią Beethovena, zwracając szczególną uwagą na Allegro. A tam, w 16 takcie, „zobaczyłem” pięknego ptaka szybującego nad wierzchołkami drzew. Była to nutka Cis. Odzywa się raz w całej Symfonii. Ale jak się odzywa! Zabrzmiała donośnie zachłyśnięta wolnością i ogarnęła ją zarozumiałość, bo uwierzyła, że jest piękna i tak wyjątkowa, iż nie będzie wchodziła w żadną harmonię, nie obchodzą ją interwały i nudzą akordy. Nie jest przecież codzienną, standardową i nudną nutą C – jest nutką Cis!
Czy muzyka ważniejsza jest od słowa? Zależy jak dla kogo. Dla mnie, z oczywistych powodów, ważne jest słowo, ale dla wielu – i nie będę się z nimi kłócił – muzyka. Uznaję gwoli sprawiedliwości, że z muzyką można zawędrować dalej, niż ze słowem i obrazem. W świecie muzyki nie ma horyzontu, o czym przekonuje nas pełna chwały nutka Cis.
Andrzej Szmilichowski