ANDRZEJ OLKIEWICZ: Przestraszony

Zdarza się, że czasami coś nas przestraszy. Przyczyny są najczęściej błahe – może to być niespodziewany głośny dźwięk albo niezauważone przez nas wejście kogoś do pokoju. Jesteśmy zaskoczeni i czasami reagujemy bardzo silnie. Nie lubimy tego odruchu, ale opanować go nie potrafimy. Odruch ten jest reakcją obronną, prymitywną pozostałością z naszej zwierzęcej przeszłości, kiedy każdy nieoczekiwany szelest czy przelotny cień był kwestią życia lub śmierci.

Zdarzyło się to w którymś z lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, gdy pracowałem jako geolog w dzikich ostępach Laponii. Szedłem przez rozległy i trudny do przebycia teren. Obszar, który musiałem przemierzyć, był pokryty niezliczoną ilością gęsto i chaotycznie rozrzuconych stromych pagórków. Był gęsto porośnięty szaro-srebrnymi krzakami lapońskiej wierzby. Jego ukształtowanie i gęste krzaki ograniczały widoczność tak, że tylko dzięki kompasowi mogłem iść we wybranym kierunku.

Jakiejkolwiek ścieżki wydeptanej przez człowieka nie było. Aby móc przedrzeć się przez gąszcza, musiałem wykorzystywać zawiłe ścieżki zwierząt, które czasami prowadziły do nikąd. Wiły się one przez teren, czasami wspinały się na pagórki, czasami je omijały.

Wdrapując się na kolejny z rzędu stromy pagórek, gdy moja głowa wychyliła się nieco ponad jego wierzchołek, nagle – pół metra przede mną – stanąłem oko w oko z reniferem. Był okazały z potężnym porożem. Oboje stanęliśmy jak wryci – oboje okropnie przestraszeni. To trwało chwilę. Renifer, opanowany paniką, zawrócił w miejscu i wpadł na renifera, który szedł za nim. Całe stado wpadło w popłoch. Na wąskiej ścieżce nie było miejsca dla więcej niż jednego zwierzęcia. Powstał nie do opisania tłok i zamęt. Przerażone zwierzęta wskakiwały jedno na drugie usiłując uciec.

Mimo, że moje spotkanie z reniferem trwało bardzo krótko, nigdy go nie zapomniałem. Przestraszyliśmy się wzajemnie. Całkiem niepotrzebnie, bo przecież ani ja dla niego, ani on dla mnie nie byliśmy groźni.

Andrzej Olkiewicz

Lämna ett svar