Coimbra, średniowieczna stolica Portugalii, jest dziś miastem na wskroś akademickim. Założony w 1290 roku uniwersytet przenoszony był z Coimbry do Lizbony i z powrotem, by w połowie XVI wieku definitywnie pozostać w Coimbrze. Miasto zostało przekazane akademikom w XVII wieku przez słynnego modernizatora Lizbony Markiza de Pombal, kiedy piastował ważne funkcje państwowe.
Z racji swego położenia Coimbra niepodobna jest innym miastom formowanym wokół akademii. Gród ulokowany na wzgórzu, z zabudową zajmującą całe jego zbocze, można podzielić na miasto górne i dolne. Najważniejszy i nadający charakter miastu jest Universidade de Coimbra, zaliczany do najstarszych w Europie. Kompleks budynków ułożony jest w formie podkowy na … szczycie wzgórza, zbudowany został bowiem na fundamentach pierwszej na Półwyspie Iberyjskim maoryskiej fortyfikacji. Wierzchołek tego wzgórza jest zatem płaski jak stół, zajęty przez akademicki dziedziniec Paco das Escolas. Obok głównego gmachu z eksponowaną kolumnadą, w którym mieszczą się sale wykładowe, postawiono architektoniczne cudo: Biblioteca Joanina, jedną z najbardziej okazałych bibliotek na świecie. Na trzech piętrach budowli znajdują się sale z licznymi ornamentami i freskami na sufitach. Biblioteka słynie z mistrzowsko uchwyconego barokowego klimatu, co zawdzięcza licznym malowidłom i rzeźbionym szafom z 300 tys. książek i ponad 5 tys. rękopisów. W pobliżu kompleksu uniwersytetu zbudowano Torre de Cabra ( Kozią Wieżę), widoczną nawet z oddali dzwonnicę, będącą rozpoznawalnym znakiem miasta. Nieopodal budynków akademickich założono ogród botaniczny.
Zbudowane u stóp uniwersytetu miasto górne rozłożyło się na zboczu wzgórza Alcacova. Strome uliczki uformowane są w długie pasaże kamiennych schodów. Mówi się o nich, że są katorżniczymi. Nie dawałem wiary, póki sam nie zacząłem nimi wchodzić na szczyt wzgórza, czyli rozległy dziedziniec uniwersytetu. Najmocniej czułem zmęczenie nóg stąpając kamiennymi schodami ulicy Quebra – Costas. Mimo to, przechadzka sprawia przyjemność. Idzie się wzdłuż republicas, czyli przywartych do zbocza kamienic bursy o fasadach pokrytych charakterystycznymi dla Portugalii azulejo. Są to stosowane powszechnie ceramiczne płytki o rożnych wzorach i w rożnych kolorach, pokryte nieprzepuszczalnym i błyszczącym szkliwem. Czynią miasta Portugalii kolorowymi, miłymi dla oka.
Rozłożone u nasady wzgórza miasto dolne dotyka brzegu rzeki Mondego, zwanej Rzeką Poetów. Lubię spacer jego główną ulicą handlową, pnącą się ku miastu górnemu. Łatwo tam ulec złudzeniu optycznemu, które przydaje miastu uroku. Otóż, spoglądając na nieodległe kamienice, trudno oprzeć się wrażeniu, że na ich dachy nałożone są następne domy, na te kolejne, i tak aż ku wieńczącej wzgórze dzwonnicy, jako że wszystkie uliczki wspinają się ku szczytowi, czyli kompleksowi uniwersyteckiemu.
Efektownie uformowane miasto samo się prosi, by uznać je za wymarzony temat dla malarzy i fotografów. Miasto dwóch katedr, licznych kościołów, z widowiskowym układem opadającej zboczem zabudowy, przy całej swej malowniczości, nie jest bynajmniej farbkowanym cackiem. Sporo tam nadszarpniętych zębem czasu budynków, liszai na murach. Mowa o mieście które jest ”moją poziomką”, acz to nie żaden disneyland dla turystów z bogatą ofertą gastronomiczną. Ze względu na położenie i styl zabudowy, jak i ową naturalność, czy też zwyczajność, jest Coimbra miejscem miłym i pięknym. Chce się tam być, chce się tam wracać. Za każdym pobytem tam znajduję nieodkryty wcześniej punkt z widokiem na miasto i okolicę, który zachwyca.
Lubię przekroczyć płynącą nieopodal wzgórza rzekę mostem Santa Clara, stanąć przy klasztorze Santa Clara-a-Velha, by z przeciwległego brzegu objąć wzrokiem amfiteatralnie ułożone na zboczu miasto i potwierdzić sobie po raz kolejny, że obraz to kunsztowny. Miejscowi wychwalają swoje miasto śpiewem. Nawet jeśli nie sposób zliczyć ile pieśni pochwalnych spadło na Lizbonę, to Coimbra, o wiele mniejsza, równie jest afektowana, jeśli mierzyć ilością nagrań songów reprezentujących ich własne fado.
Miasto studenckie pulsuje życiem biegnącym po stromiznach. Pamiętam spacer na szczyt wzgórza poprzez Porta Ferrea ku bibliotece uniwersyteckiej, idąc schodami wspomnianej już ulicy Quebra-Costas. Jest słoneczny dzień przedwiośnia. Przede mną idą wolno dwie kobiety z koszami na głowie wypełnionymi wiktuałami. Nagle, z jednego z republicas, wynurzyły się i zbiegły schodową uliczką rozświergotane studentki w czarnych pelerynach a z otwartych okien bursy dobiegł śpiew a capella. To coimbrańskie fado (chyba jakaś próba się akurat tam odbywała), które po chwili mojego marszu w górę ulicy, wyparte zostało przez gęste od fraz solo na klasycznej gitarze dochodzące z głębi ogrodu botanicznego.
Tyle może się wydarzyć podczas krótkiej acz biegnącej stromym szlakiem przechadzki przez to miasto.
Zygmunt Barczyk