MIASTA POZIOMKOWE: Słodkie życie w Lubece

Smultronställe to dobry szwedzki wynalazek. Lubimy miejsca „tam, gdzie rosną poziomki”. Intymne, poniekąd przywłaszczone. Moje smultronställen to miasta, które lubię odwiedzać,
niewielkie ale misterne, same w sobie będące dziełem sztuki. Przywłaszczyłem je sobie. Moje miasta poziomkowe.

Niegdyś metropolia handlowa, królowa Hanzy, najsłynniejszego w historii związku miast, dziś niewielki gród leżący nieopodal Hamburga. Miasto noblistów: Tomasz Mann, Gunter Grass, Willi Brandt. To tutaj rozgrywa się akcja słynnej powieści Thomasa Manna „Buddenbrookowie”, ukazującej nie tylko dzieje upadku wielkiej rodziny, ale i Lubekę (choć nazwa miasta nie pada w powieści), jako symbol starego dobrego mieszczaństwa. Dodać trzeba, że współcześni autorowi wytykali mu, że ich miasto przedstawił w niekorzystnym świetle.

Lubekę, Miasto Siedmiu Wież, jak się ją nazywa ze względu na sylwetę znaczoną smukłymi wieżami kościołów, otaczają wody rzek Trave i Wakenitz. Miasto uformowane zostało na wyspie o długości dwóch i szerokości jednego kilometra. Dzięki średniowiecznej zabudowie, strukturą podobnej szkieletowi płastugi, widziane z oddalenia (z wieży, z balonu, czy z samolotu), kojarzy się z warownym grodem otoczonym fosą. Urbanistyczne stemple historii pokazują nam, gdzie mieściły się domy i przybrzeżne magazyny kupców, a gdzie mieszkali i pracowali rzemieślnicy, których kamienice również zwrócone są ku rzece. Ulice miasta wiją się pod dyktando ustawionych w ciasne szeregi ceglanych kamienic: gotyckich, renesansowych, a z czasem nawet barokowych. Za każdą z nich podwórko, zaułek, przesmyk. Znaczne zmiany w architekturze historycznego centrum nastąpiły dopiero w XIX wieku, kiedy to wyburzono część klasztorów i kościołów. Nastąpiła częściowa regotycyzacja zabudowy, w jej ramach powstało szereg ceglanych budynków przystosowanych do współczesnych funkcji. Mimo niszczących nalotów brytyjskich w Niedzielę Palmową 1942 roku odbudowano miasto na tyle pieczołowicie, że wszystko w tym wpisanym na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO grodzie, wydaje się autentykiem.

Idziesz miastem pełnym zaułków, placyków, sklepików, knajpek i wiesz że znalazłeś w miejscu zadziwiająco przytulnym. Tylko pasaż centralny wydaje się nudny, po zniszczeniach wojennych odbudowany jakby bez pomysłu. Za to ratusz prezentuje się wspaniale. Możesz też dokonać wygodnej inspekcji grodu opływając miasto stateczkiem. Możesz cieszyć się kolejnym wejrzeniem w uliczkę czy w podwórko; wrażenie, jakby mijało się obrazy w stylu flamandów, odmalowujące krzątaninę mieszczan. Możesz też zanurzyć się w tym na wskroś mieszczańskim mieście nie ruszając się z fotela (np. siedząc w Forum Literatury im. Guntera Grassa), spoglądając przez okno na ulicę Glockengiesrstrasse i poczuć atmosferę skłębionych emocji dynamicznego miejsca kupieckiego sukcesu i upadku. Możesz przemierzyć miasto wraz z Buddenbrookami, odwiedzając ich dom, podążyć ich śladem po mieście, przewracając kolejne stronice powieści na własnych nogach.
Najbardziej lubię tajemne, a w rzeczy samej bajkowe w swej oprawie, przesmyki biegnące podwórkami, gdzie zrozumiała w tej oprawie miejsca prywatność domowników, bardziej chyba onieśmiela intruza niż ich samych w zetknięciu z obcym. Owe „klimatyczne” przejścia w logice średniowiecznej zabudowy zastępowały przecznice, które tu są raczej rzadkie. Wchodzisz w przypadkową bramę, przemykasz podwórcami, wewnętrznymi skwerami, ogródkami, by nagle wyjść na nieznaną ulicę, w mig zamieniając się w zbłąkanego przechodnia. I znów chcesz wcisnąć się w kolejny przesmyk między kamieniczkami, dając się wyprowadzić na kolejną nieznaną ulicę. A i tak podłączoną do głównej osi ulic Breite Strasse i Königstrasse, łączących północny z południowym końcem starówki. W tym sensie nie sposób się zgubić, acz można się mile zawieruszyć.

Lubeka znana jest z „pigułki błogostanu”, „słodyczy haremu”, przybyłej z Orientu, od wieków bowiem jest niekwestionowaną stolicą marcepanu. I dziś marcepan czyni to miasto wyjątkowo lubianym poprzez kiermasze adwentowe pełne wyrobów dających rozkosz podniebieniu. Nawet jeśli stosunkowo łatwo dziś o marcepan gdziekolwiek, to najsłynniejszy jego sort firmy Niederegger, pod postacią finezyjnych figurek i „chlebków”, wędruje w świat wciąż z Lubeki.

Miasto stało się nadmorską siedzibą, od kiedy leżące u ujścia Trave miasteczko Travemunde, z szeroką plażą i pięknymi klifami, zostało oficjalnie jego dzielnicą. Nad morzem można się znaleźć szybko miejskim autobusem bądź statkiem płynącym rzeką Trave, wzdłuż byłej granicy światów, czyli oddzielającej NRF od NRD. Na sporym odcinku drogi wodnej mija się zielone głusze z rezerwatem ptaków, gdyż przez wiele lat była to strefa zaporowa.

Można zatem wyskoczyć na plażę nie opuszczając miasta, które iluzję słodkiego życia za sprawą marcepanu, urok przytulnego miejsca z racji starannie odtworzonej, średniowiecznej zabudowy, uzupełniło idyllą kurortu nadmorskiego.

Zygmunt Barczyk

Tekst publikowany był w NGP w maju 2017 roku.

Lämna ett svar