Odek. Zamiast wspomnienia

Odek przyjechał do Szwecji w dniu 22 lipca, a było to w tych ciekawych czasach, gdy dzień ten obchodzono w Polsce Ludowej niezwykle uroczyście. Wchodząc na prom w Gdańsku był przeświadczony, że mu się w Sztokholmie lub gdziekolwiek indziej na świecie, powiedzie, bo jest z niego chłopak przytomny i wie co to życie. Odek jakby podtrzymując tradycję nazwiska, rozpoczął swą karierę w Szwecji od szewstwa.

– A co miałem robić? – mówił – jak nie znałem szwedzkiego? Buty się stuka bez gadania. Z Łodzi jestem, z Bałut, jeszcze przed jaruzelską wojną przyjechałem. I zostałem szewcem, bo kto mi da pracę w moim zawodzie? Magister inżynier jestem. Szewstwo to dobry interes, nie bój się, ja mam głowę. Dwadzieścia pięć procent krwi żydowskiej, a przebija jak pięćdziesiąt!

– W wagonach „Warsu” robiłem, za kierownika. Dzwonią do mnie, że jeden się upił, babę ma w cupé na bazie i lata na golasa do drugiego wagonu po piwo. A pijany jak dzwon, to chyba nie może jechać w trasę. Poszedłem. Rzeczywiście, nachlany w półkoszulku. Mówię mu, że nie pojedzie, a on mnie brzuchem.

– Suń się! – mówi.

Cholera mnie wzięła, to trepem mu nastąpiłem na gołą nogę i mówię: – Suń się pan sam, panie Albin, a pijany w trasę nie pojedzie i szlus!

Jak zobaczył, że nie przelewki, to zmiękł: – Panie kierowniku, to może, żeby było w porządku, ja przyniosę flaszkę?

– Dobrze – mówię. – Czemu nie, ale w trasę pana nie puszczę. Damy kogo innego, a jak będziesz grzeczny, to się zapomni.

Nie minęła chwila, a znalazł pół litra. Wypiliśmy po jednym, przepalili i nudno. O czym będę z głąbem rozmawiał? Więc mówię: – Panie Albin, przyprowadź pan siostrę, co tam będzie w cupé marzła.

Wypił Albin jeszcze dwa, a że przedtem już był wypity, to padł, a ja się z siostrą też nie nudziłem. Na powodzenie nigdy nie narzekałem, mały jestem, ale żyła. Wszędzie. Jak się zrobi jakiś fest i na rękę idzie, to ja wtedy choć mały – fru! i facet leży, dźwignię mam dobrą.

-–W Łodzi to było życie! Jeszcze dzisiaj spytaj „Pod Siódemkami”, każdy pamięta. W życiu trzeba ostro iść i nie ma miejsca na sentymenty. Ja zawsze mówię różnym farmazonom: jak jesteś taki mądry, to dlaczego jesteś taki biedny? Znam jednego. Ryszard ma na imię. Artykuły pisze, dyskutuje, mądry jak cholera, a butelki zbiera. Siła jest w pieniądzu. Jak nawet jesteś mało inteligentny – tak teoretycznie mówię – to forsa wszystko przykryje. Kto cię będzie pytał, co masz w głowie, jak pokażesz to co masz w portfelu? Gruby portfel ma mądrala, a nie głupiec. To już Fenicjanie wymyślili. Trzeba umieć się przystosować, mocnych szanować, słabymi się nie przejmować, sami się wyruchają. To się nazwa naturalna selekcja i trzeba ponosić ofiary.

– Jestem człowiek oczytany, czytałem, że kiedyś we Wsparcie, czy Parcie, dokładnie nie pamiętam, żyły kobitki co sobie cycek obcinały, żeby było wygodniej strzelać z łuku. I rządziły całym narodem!

– A tu, u ślimaków? Co będę dużo mówił… Jestem od nich lepszy we wszystkim: i w interesach i u bab, i w pieniądzach. Ale głównie w kulturze. W kulturze to oni nie mają do nas żadnych lotów! U nas byle Potocki miał większy zamek niż ich król.

– Ja tu dopiero cztery lata, a zobacz, już mam szewstwo. I jak mówię po szwedzku, to mnie rozumieją.

Andrzej Szmilichowski

Lämna ett svar