2001. Stałą i obowiązującą w całym świecie literackim zasadą powinno być iż każda autobiografia ma być opatrzona obowiązkowym podtytułem: – „O wszystkim prócz prawdy”. Każdy pisarz – wybitny, przeciętny, czy kiepski, żyje w świecie własnej wyobraźni i tworzy swoją rzeczywistość, odsuwając z reguły w cień zapomnienia wszelkie niewygodne motywy. Powstające w ten sposób „obiektywne raporty z życia” – jak chciałby to co pisze nazywać, są niczym innym jak lepszą czy mniej dobrą fantazją, prozą literacką. Ale trzeba obiektywnie/!/ przyznać, że to też niemało.
Czas nadaje perspektywę i przynosi zastanowienie. To jest stwierdzenie banalne, ale nic innego nie przychodzi mi do głowy jako wprowadzenie do ciekawego cytatu, który znalazłem u nieżyjącego już, znanego amerykańskiego eseisty Ralpha Waldo Emersona. Emerson pisał: –Mów co myślisz dzisiaj w słowach twardych jak kule armatnie, a jutro mów co będziesz jutro myślał w słowach równie twardych, chociażby przeczyły wszystkiemu co powiedziałeś dzisiaj!
Niektóre myśli, niektóre sposoby myślenia, tak jak i niektóre uczucia, przetrwają, inne ulegną zapomnieniu, przedawnieniu, ustąpią nowym. Co by nie mówić – stałość jest najnudniejszą z cnót, symptomem zastoju umysłowego. Jeżeli ktoś z moich Czytelników znajdzie w tym co napisałem kiedyś, zdania przeczące temu co piszę teraz, niech wie, że szafa gra, tak ma być! Nie wierzę ani przez chwilę aby krowa nigdy nie zmieniała poglądów, trawa smakuje inaczej na każdej łące.
Między innymi dlatego powinniśmy dbać o mity. Niewiele więcej co piękne i spokojne, co do niczego nie zmusza, nam zostało. No i dlatego, że mity są jedynymi jakie znamy prawdami których substancja się nie zmienia.
Doktor Faust jest tu znakomitym przykładem, twórcą mitu uruchamiającego ludzką fantazję i wyobrażnie, ludzkie nadzieje. Był rzekomo lekarzem w XV-wiecznym Krakowie, gdzie zajmował się z wielkim powodzeniem astrologią i magią. Gdy umarł został porwany przez Innego, któremu zresztą wcześniej zapisał duszę. Mit o Fauście jest opowieścią o ryzyku tkwiącym w silnych pragnieniach. Zupełnie być może, że mity są ściśniętymi do kapsułki naukami jakich mamy doświadczyć w kolejnych ziemskich wcieleniach, przekazami od bogów.
Nie trudno znaleźć podobieństwa do Fausta w „Wielkim Gatsby” F. Scotta Fitzgeralda. Amerykańskie lata dwudzieste ubiegłego wieku przykładały życie do miary sukcesu. To właśnie wtedy amerykanie dopisali Mojżeszowi do Dziesięciorga Przykazań jedenaste: – Bądź bogaty!
Wszystkie mityczne historie – Śpiąca Królewna, Kopciuszek, Czerwony Kapturek, mają jednego bohatera – nas, odzwierciedlają odwieczną tęsknotę do miłości, tworzą z marzeń osobiste story. Zaś owe klasyczne i nietykalne mity greckie idą nawet dalej, gdyż niezauważalnie wytyczają drogę, stają są – ku zaskoczeniu samych bogów! – wprost drogowskazami, nieuświadomionym celem westchnień i tęsknot całej naszej pysznej, zadufanej w sobie do granic szaleństwa i pędzącej ostatnim tchem nie wiadomo dokąd, cywilizacji.
Nie jestem pewien czy zdajemy sobie wystarczająco klarownie sprawę z tego jak ważne są dla nas, jak niezbędne dla higieny duszy ludzkiej, owe stare i najczęściej niedoceniane mity. Bez nich, bez ich mistycznego lustra, jest człowiek jak zagubione we mgle niemowlę. Bez mitów zagubilibyśmy ostatecznie psychiczną busolę, stracili kontakt z własnym wnętrzem, z naszym mistycznym ja. Mity są bowiem nosicielami najgłębszych marzeń i najprawdziwszych prawd, odzwierciedlają ludzką świadomość i nieświadomość, są promykiem solidarności, tak potrzebnej w czasach mroku i samotności. Mity, gdy je napotykamy, mają zadziwiającą umiejętność oczyszczania ludzkiej duszy.
Czy nie jest wspaniałe zawołanie: – Trollu, bądź sobą! Henryk Ibsen mylił się uważając, że jego Peer Gynt jest tak nasiąknięty skandynawską filozofią, że nie będzie dla innych zrozumiały. Bernard Shaw uważał, że Peer Gynt mógłby być równie dobrze Francuzem lub Anglikiem. Sam Ibsen tak tłumaczył sens tego dramatu: – „Żyć, znaczy walczyć z trollem buszującym w twoim sercu, w twoich zmysłach”. A to, iż mit Peera Gynta wydaje się być bardziej na czasie dziś niż wtedy, gdy Ibsen go pisał mówi tylko o tym, że narcyzm osiągnął wśród nas moc samozniszczenia.
Przyzwyczailiśmy się do myśli, że mity to coś bardzo odległego, dalej nawet niż starożytność, że rodziły się w oparach legend ogromnie odległej przeszłości. Pozwolę sobie być innego zdania.
Russell Schweickart, amerykański astronauta ze statku kosmicznego Apollo 7, wystrzelonego w kosmos w 1968 roku, tak opisywał swoje przeżycia, gdy w czasie lotu przyglądał się naszej planecie: – „Tam jesteście – tysiące ludzi na Środkowym Wchodzie, którzy zabijacie się nawzajem za jakąś granicę, wyimaginowaną linię której nawet nie sposób zobaczyć. A stąd, tu gdzie jestem, wszystko jest całością i jednością. I jest takie piękne!”. I dalej: – „Nad księżycowym modułem widzę słońce. Wschodzi właśnie nad Oceanem Spokojnym. Wszystko jest takie piękne. Piękny i spokojny widok”. Oto narodziny mitu!
I już na koniec – osobiście absolutnie wierzę, iż myszki zamieniły się we wspaniałe rumaki.
Andrzej Szmilichowski
Most nr 1/2004