Bidet mojej mamy

W naszym współczesnym życiu mamy wiele dowodów na to, że nowy sprzęt, nowe maszyny, nowe instalacje, mogą psuć się w równej mierze jak stare. Bywa często tak, że stary piecyk kuchenny, stara maszyna do szycia, czy np. stary samochód a nawet meble i masa innych ”staroci” (niesłusznie tak nazywanych) są bardziej odporne na niszczące działanie różnych czynników i samego czasu.

Czy to genialna prostota i nieskomplikowana konstrukcja, stanowią tajemnicę ich wytrzymałości? Czy solidne podejście wykonawców do swojej pracy? Chyba jedno i drugie. Na przykład domy. Mieszkaliśmy w Magnarp w domu drewnianym, który liczył zaledwie 25 lat, czyli nie tak dawno wybudowanym. Wnet zrozumieliśmy to, że czeka nas dużo wydatków i pracy przy doprowadzeniu budynku i garażu do stanu używalności. Podłoga pod prysznicem zgniła i zapadnięta, podmurówka domu z odpadającym tynkiem, przeciekający dach w garażu i dużo drobnych wad budowlanych. Sprzęt kuchenny jak zmywarka do naczyń i lodówka okazały się nieczynne; więc nawet sprzęt techniczny nie wytrzymał, krótkiej próby czasu. Jedyne zalety to dobrze wykonany, suchy strych i niska cena zakupu. Po siedmiu latach ciągłych remontów i ulepszeń doszliśmy do wniosku, że nie stać nas na generalny remont kuchni i unowocześnienie domu. Marzeniem naszym był nowy domek, który nie będzie wymagał remontów.

Magnarp, jako dzielnica położona nad zatoką przylegającą do Ängelholmu, jest bardzo atrakcyjnym miejscem i wielu ludzi pragnie się tam osiedlić. Nawet ostatnio rozpoczęto budowę domków jednorodzinnych, gdzie ceny budowy na wyznaczonych działkach dochodziły do 5 milionów koron. To był dobry moment do sprzedaży naszego domku. Poszukaliśmy taniej firmy budowlanej, ”zamówiliśmy” domek i sprzedaliśmy nasz w Magnarp, za prawie taką samą sumę co kupno nowego. Czyli trochę ponad 2 mln. Działka na wsi kosztowała nas ca 100.000. Czyli sukces!

Mamy nowy dom, świeży, większy, wygodny, nie stłoczony wśród innych. Miła wiejska atmosfera, mimo bliskości ruchliwej szosy 113. Jest wiele powodów do radości, choć zakupiona, nowoczesna kabina z prysznicem okazała się nieszczelna i pochłonęła trochę dodatkowych pieniędzy i wysiłków na reperację. Pewne części do prysznica w małej łazience należy wymienić. Na strychu trzeba było uszczelnić folię plastykową, w miejscu gdzie prze-dostawały się kropelki wody podczas deszczu. Folja plastykowa zamiast desek lub papy? Tego nie wiedziałam. Czy zgodziłabym się na zakup takiego ”nowoczesnego” domu? Czyli i tu, w nowym domu…. zaczyna się!

Ostatnio coś nowego, to stałe opadanie wody w agregacie ogrzewczym Nibe. Miły hydraulik przeszukał agregat i zabrał się do przeglądu kaloryferów. Ku naszemu zdziwieniu znalazł, w najmniej oczekiwanym miejscu przeciekające łącze rurki doprowadzającej gorącą wodę do grzejnika. Przyczyna: niedokręcona mutra, która powinna uszczelniać łącza. Ukryta w cieniu podłoga nie wskazywała żadnych zmian. Dopiero w silnym strumieniu światła latarki ukazała się mokra plama na podłodze. Dokręcanie mutry, usuwanie zniszczonej podłogi, suszenie płyty pilśniowej. Stan obecny: oczekiwanie na stolarzy, aby usunęli płytę pilśniową, sprawdzili stan izolacji pod płytą i doprowadzili to miejsce do stanu jaki istniał na początku naszego zamieszkania tutaj.

Na podstawie tego, może przydługiego opisu, ale niezbędnego do sformułowania konkluzji, dochodzę do wniosku, że człowiek nie może się ochronić przed koniecznością ”walki” z przedmiotami, które sam stworzył. Które jednak nie dają mu poczucia szczęścia, choćby ułatwiały mu życie, nie wiem jak. Bez względu gdzie mieszka.

Przypomniał mi się ten miły hydraulik, który przeglądał, po kolei wszystkie radiatory i ich łącza w naszym domu a my towarzyszyliśmy mu w tym przeglądzie. Gdy w pewnym momencie zatrzymał się przy bidecie i zapatrzył w kącik przy oknie, gdzie znajdują się tylko dwa przedmioty, nie mogłam się domyślić co go wprowadziło w taki stan zadumy. Oczekiwałam, że za chwilę zapyta nas, np. po co czarna szczotka klozetowa w czarnym statywie tuż przy porcelanowej, podłużnej misce z ręcznym prysznicem. Nurtowały go chyba dwa pytania: po co szczotka skoro nie stoi przy sedesie, logiczne bo nie musiał wiedzieć, że jako czarna spełnia, w tym wypadku, rolę dekoracji. Drugie pytanie, mogłoby go skompromitować, jeśli jako fachowiec nie wie do czego służy bidet. Na wszelki wypadek nie zadał żadnego pytania i opuścił milcząco łazienkę.

Bardzo często spotykam się z pytaniem do czego służy bidet. Czasem z ironiczną uwagą, że do mycia stóp. Nie widzi się obecnie w łazienkach bidetów. Nie było ich też w mieszkaniach socjalistycznych budowli w Polsce. Całemu programowi oczyszczania ciała służy teraz prysznic. Zanurzanie się i przesiadywanie w wannach wypełnionych wodą nie jest już tak popularne jak kiedyś. Nie łączę tego ze SPA.

Niezmiennie od czasów mojego dzieciństwa uważam bidet za ważny element ułatwiający utrzymywanie ciała w czystości. Oczywiście chodzi o intymne miejsca, znajdujące się ”pod brzuchem”, jak to określił jeden dawny wirtuoz, i w kroku, wymagające czasem częstszego ich mycia, niż się komuś może wydawać. Dotyczy to kobiet i mężczyzn. Niesamowicie trudno jest podczas dnia a nawet to jest przeważnie nie możliwe, rozbierać się w wchodzić pod prysznic gdy można skorzystać, w razie potrzeby, bez większych komplikacji z bidetu. Należy oskarżać projek-tantów, budowniczych domów, biur i fabryk o niedostateczny sposób pojmowania potrzeb ludności. To tak jakby społeczeństwo składało się tylko ze ”zdrowych gieroi”, którzy nie mają większej potrzeby przejmować się czystością swojego ciała i prysznic im, od czasu do czasu, wystarczy. A równocześnie potrafią czyścić zęby po każdym jedzeniu.

Już od najmłodszych dni, bidet w łazience był rzeczą oczywistą nawet w naszym wiejskim domu, gdzie nie było wodociągów ani kanalizacji. W rogu maminej ”łazienki” stał niepokaźny przedmiot, na którym widniała wyszywana serwetka, ułożona na  emaliowanej pokrywce. Pod przykrywką znajdował się sam bidet o kształcie owalnej miski, zwężonej po środku, tak że przypominała ósemkę. Ta też emaliowana miska tkwiła w dopasowanej ramie metalowej, połączonej z żelaznymi nóżkami ustawionych w krzyż. Miskę można było unosić gdy trzeba było napełnić wodą albo opróżnić.

Aby się umyć siadało się na bidecie jak na koniu. Był to bardzo wygodny sposób na dokonywanie potrzebnych czynności higienicznych, bez skomplikowanych, wyszukanych metod czy aparatury. Myślę o dzisiejszych kabinach prysznicowych z radiem, koloroterapią, telefonem i masażem, czy np. o ”jacuzzi”, których sama obsługa i utrzymanie w sprawności wymaga więcej wysiłku niż pożytku. My mieliśmy w naszym wiejskim domu wszystko to za darmo, w obcowaniu z naturą.

Ten mały bidet mojej uroczej i wyzwolonej mamy, reprezentuje nasze najlepsze czasy, gdy wszystko było takie proste i równocześnie takie solidne, gdzie zapewniało nam szczęście, bez zbytecznej wygody. Zaletą prostych przedmiotów jest też to, że dają się łatwo przemieszczać i właśnie tej zalecie zawdzięczam ”spotkanie” z bidetem mamy, już po wojnie u naszych przyjaciół z Wilna. Gdy w 1943 roku zostaliśmy napadnięci i obrabowani przez sowieckich bandytów, wyjechaliśmy do Wilna i zamieszkaliśmy u naszych przyjaciół, w ich dużym mieszkaniu na Placu Napoleona, pod filarami. Część naszych rzeczy przewieźliśmy do Wilna. Gdy uciekaliśmy z mamą przed frontem sowieckim, nasi przyjaciele postanowili pozostać. Dopiero po wojnie ”repatriowali się”, (tak przewrotnie to się wtedy nazywało) i zamieszkali w Oliwie. W ten sposób, gdy nasza trójka znalazła się na Gdańskim Wybrzeżu, spotkaliśmy się znowu z naszymi przyjaciółmi. Jakież było moje zdziwienie, radość i rozczulenie gdy w ich łazience ujrzałam skromny przedmiot okryty wyszywaną serwetką, niby maskotka ustawiona przy ścianie — był to bidet naszej mamy. Długą drogę przebył, służył nadal, był potrzebny. Dla mnie przedstawiał cenną pamiątkę, był częścią mojego utraconego domu. Bidet, właśnie bidet!  Patrzyłam z czułością na ten przedmiot, który urósł do symbolu wolności, statusu naszego dawnego życia i stylu ówczesnego życia naszej wyzwolonej i postępowej matki.

Pozostało, na zawsze, uczucie sympatii do wszystkich bidetów, nawet tych porcelanowych. Są pożyteczne, sprzyjają kobietom, nie są tak skomplikowane, jak inne urządzenia. Choć przenosić, te porcelanowe, na inne miejsca już, tak łatwo, się nie dadzą.

Nobla temu, kto opracuje formułę:

  1. Jak daleko uproszczony może być produkt myśli ludzkiej aby był jeszcze pożyteczny, i odwrotnie:
  2. Jak daleko produkt może być skomplikowany aby nie stwarzał zamieszania, bałaganu i trudności w użytkowaniu. To co się teraz dzieje z mnogością rożnych produktów ich wariacjami i tandetą, to zaczyna być już zastraszające i grozi załamaniem. Ktoś może powiedzieć, że mnogość prowadzi do rozwoju, ale czy daje szczęście człowiekowi? Czy rozwija czynnik człowieczeństwa?

Teresa Järnström Kurowska

Tekst publikowany był w NGP w 2010 roku.
FOTO: © CC0 Public Domain

Lämna ett svar