Przykra sprawa

Przerzuciłem książkę Leifa GW Perssona ”Faller fritt som i en dröm”, dotyczącą zabójstwa premiera Szwecji Olofa Palme i powiem krótko: hucpa i zawracanie głowy! A ponieważ nie lubię gołosłowności, wyjaśniam.

Wiecznie rozczochrany, z prymką tabaki pod górną wargą, myśliwską terminologią na ustach i arogancką miną, słowem mnóstwo-za-bardzo-macho Leif GW Persson, popełnił książkę, ale ponieważ nie zwykły to „Svensson”, bo mianowany profesor i to policji, można było spodziewać się czegoś więcej.

Odnoszę wrażenie, że Persson, który od jakiegoś czasu popełnia jedną za drugą powieści, napisał – dając sygnały, że to co innego – kolejną powieść. Sam zresztą powiedział w wywiadzie dla DN, że jedna trzecia „dzieła” jest prawdą, jedną trzecią sam wymyślił, zaś trzecia część byłaby ewentualnie możliwa. Nie ma co, szczery facet, ale jak na profesorską książkę, poruszającą w dodatku bolesny temat, to ciutkę mało, bardziej besserwissowska jest niż prawdziwa. A powieść? Czytając jako powieść, jeden smutek i beznadzieja.

Nie mam sympatii do człowieka, bądź co bądź fachowca, który pisze zakłopotanemu bezsensownym zabójstwem premiera społeczeństwu, spekulatywne koszałki opałki i czcze fantazje, przeplatane ogólnie znanymi faktami. Książka podpisana przez profesora policji, dotycząca mordu głowy państwa, ma psi obowiązek dotyczyć faktów, faktów i jeszcze raz faktów, a nie konfabulować na temat sypialnianych sukcesów Olofa Palmego.

Zaś 552 strony to przykład totalnego braku krytycyzmu i autokorekty. Czytelnik tej „cegły”, opuszczając strony niekończącego się blablania, wykonuje pracę, jakiej powinny dokonać nożyczki samego Autora, jeśli już nie wydawcy.

Książka jest totalnie nie interesująca dla w miarę inteligentnego człowieka. Rozdział po rozdziale nie wnosi niczego nowego nawet w oczach laika, ale obserwującego uważnie telewizję i doniesienia prasowe w tamtych dramatycznych dniach. Zaś patrząc z perspektywy literackiej, popełnia najpoważniejszy błąd jaki może być udziałem Autora: Leifie GW Perssonie, znudziłeś mnie setnie!

Jedyną satysfakcją jakiej doznałem po zatrzaśnięciu „dzieła” było to, że książki nie kupiłem a pożyczyłem.

Przykra sprawa. Trochę smutna, ale bardziej śmieszna. Smutna bo mówi o wątpliwej zawartości niektórych niewieścich i nie tylko niewieścich głów, a śmieszna tak, że aż nieco żenująca. Otóż siły zbrojne szwedzkiej armii, Nordic Battle Group, mają w herbie lwa z pełnym wyposażeniem, co oburzyło wielce waleczne komandoski tej pokojowej formacji.

Gniew żołnierek spowodował, że heraldyczny lew z herbu przeżył dramat życiowy, wycięto mu bowiem… No co można wyciąć lwu, aby go unieszczęśliwić ze szczętem? Potężny symbol pierwotnej siły, król zwierząt, został otóż brutalnie wykastrowany, i na tarczy herbowej Battle Group widnieje teraz ni to ni owo, biedne owałaszone lwisko.

Stało się tak (nic nie przesadzam!), ponieważ komandoski złożyły na ręce Sądu Unii Europejskiej w Brukseli, stanowczy donos na jaja, upatrując w ich obecności w herbie jednostki, zamach na równouprawnienie żołnierek. Tu z kolei zaprotestował autor herbu, który uważa pozbawienie lwa klejnotów za bezprawne, gdyż nikt go o tym nie poinformował ani zapytał, czy pozwoli grzebać przy dziele.

Finalnie zabrał głos Wydział Tradycji Królewskiej Armii i w żołnierskich słowach poinformowano, że: Otrzymaliśmy bezpośredni rozkaz likwidacji rzeczonego obiektu!

Jaruzelski militaryzując swego czasu związki twórcze, nie przemyślał sprawy do końca.

Andrzej Szmilichowski

Lämna ett svar