”Zima wasza, wiosna nasza” – to hasło znane jeszcze z czasów stanu wojennego. Teraz jest nadzieja, że ”nasza będzie jesień”. Czy jednak na pewno? Sondaże przedwyborcze wcale nie są takie jednoznaczne, a polaryzacja w społeczeństwie nie jest mniejsza niż jeszcze podczas ostatnich wyborów parlamentarnych. Swoje zrobi – zapewne – polityczne przekupstwo 800+.
Sondażowe poparcie dla poszczególnych partii stanęło w miejscu. Wydaje się, że zarówno partia Kaczyńskiego nie jest w stanie przebić się przez ten szklany sufit 30%, a podobny sufit tkwi także nad Koalicją Obywatelską. Wszystko zatem zależeć będzie od tego, jak rozłożą się głosy pozostałych ugrupowań i które z nich staną się przystawkami dla dwóch najsilniejszych.
Polityczna polaryzacja jedynie się pogłębiła, a duża część społeczeństwa wcale nie chce zmian. Jak twierdzą psychologowie, to zjawisko powszechne: ludzie boją się zmian, bo niosą one odpowiedzialność. Psycholog i psychoterapeuta Andrzej Komorowski powiedział kiedyś, że jako społeczeństwa zalegamy w stereotypach, zwłaszcza, gdy sprzyja temu polityczna okazja. Ludzie ulegają zazwyczaj ”ogólnemu oczarowaniu”, a może ono być negatywne lub pozytywne. Kaczyński nie jest pierwszy, który z tej przypadłości społecznej korzysta. Zresztą… zwykły obywatel nie dostrzega ograniczeń, które mu fundują autorytarni przywódcy, gotów jest przymknąć oko na wiele spraw, bo demokracja, sprawiedliwość i wolność to pojęcia zbyt ”duże”, by dla nich poświęcić własny spokój egzystencji.
Tymczasem PiS w przedwyborczej wrzawie znowu sięga po stary scenariusz: zamiast merytorycznej dyskusji, znowu mamy granie emocjami. Znowu jest Smoleńsk, jest Papież, jest obrona wartości chrześcijańskich, jest straszenie Tuskiem, który (gdyby wygrał) odbierze 500+. Wszystko to już było, i mogłoby się wydawać, że nie powinno w taki sam sposób działać na wyborców. Ale ostatnie lata pokazały, że najlepiej wychodzi się na tym, gdy zarządza się emocjami – a to, niestety, niezbyt dobrze świadczy o wyborcach.
Może się oczywiście wydawać dziwne, że tak wielu wyborców daje Kaczyńskiemu społeczne przyzwolenie na dewastację Państwa i praworządności. I to pomimo, że gołym okiem widać, że Pisland ma tak wiele wspólnego z dawnym PRL-em. Znowu mamy obrzydliwą propagandę w mediach publicznych bądź przejętych przez proPiSowskie spółki, znowu mamy kult jednostki, znowu na państwowym mieniu tuczą się tłuste koty, znowu jest łamane i lekceważone prawo, znowu megalomańskie projekty lekceważą rachunek ekonomiczny, znowu rośnie zadłużenie jak za Gierka. I co? I nic.
Ktoś stwierdził, że od czasu wynalezienia Internetu i mediów społecznościowych świat zgłupiał. Nie trzeba się uczyć, bo odpowiedź na niemal każde pytanie da nam Wujek Google, zaś filozoficzne i egzystencjalne rozterki stają się tylko i wyłącznie przypadłością coraz węższej grupy elit. I jest to zjawisko globalne. To ma też wpływ na wyborców.
Długa lista afer związanych z rządami Kaczyńskiego oraz nepotyzm wcale jednoznacznie nie przekreślają jego szans na kolejne zwycięstwo wyborcze. Podobnie zresztą jak w ostatnich wyborach w Turcji: autorytarny i ultra konserwatywny program Erdogana – mimo, iż wywołuje w dużej części społeczeństwa sprzeciw – wcale nie skazał go na porażkę. Zresztą czasy, gdy z powodu Toblerone traciło się władzę, już dawno minęły. Dzisiaj nawet były prezydent Donald Trump oskarżony o gwałt, nadal może liczyć na miliony głosów swoich zwolenników, jeśli wystartuje w kolejnych wyborach.
Ktoś wyliczył, że od ostatnich wyborów parlamentarnych w Polsce umarło 1,3–1,4 mln starszych wyborców, a ponad 1,3 mln nastolatków zyskało prawa wyborcze. To jest czynnik, który, być może, spowoduje, że PiS przegra najbliższe wybory. Wydawać by się mogło, że strach przed trzecią kadencją partii Jarosława Kaczyńskiego powinien zmobilizować wyborców. Ale wcale to nie oznacza, że ”jesień będzie nasza”…
Tadeusz Nowakowski