TERESA URBAN: Szczęście rodzinne, ciąg dalszy

Wśród naszych bliskich mieliśmy krewnych będących uosobieniem rodzinnego szczęścia. Pokrewieństwo było podwójne, zarówno po mieczu jak i po kądzieli. Seniorem rodziny był wuj zwany wujkiem Jankiem, zamożny i hojny szwagier babci. Przed wojną zarządzał jedną z kopalń węglowych na Śląsku, a po wojnie był chyba jedynym, który zachował to stanowisko. To on sponsorował naukę mojej mamy, ponieważ dziadkom nie powodziło się najlepiej, zarówno czesne w gimnazjum z internatem jak i późniejsze studia na uniwersytecie w Poznaniu. Dzięki niemu mama zaznała w młodości nieco luksusu.

Małżeństwo z siostrą babci, piękną Marychną, było udane i szczęśliwe. Urodziła im się córka, Alinka, a później jeszcze syn. Alinka wyrosła na kobietę wielkiej uro­dy. W ro­dzin­nym albumie zachowało się jej zdjęcie z okresu młodości. Wsparta o niski stolik, z ciem­nymi lokami spły­wającymi na ramiona i w jas­nej sukni przypo­minającej grecką tunikę wygląda jak gwiazda filmowa.

Wydawało się, że los jest dla nich wyjątkowo łas­kawy. Stanowili nie­zwy­kle kochającą się, pogodną i szczę­śli­wą rodzinę. A może potrafili znosić jego przeciwności z pogodą ducha i uśmiechem. Bo lata wojny, podobnie jak w przypadku wielu Polaków, nie by­ły dla nich lekkie. Historia tej rodziny za­słu­giwałaby na własną kronikę; ja, z konieczności, muszę się ograniczyć do garstki znanych mi fak­tów.

W czasie wojny wujek Janek, będący wtedy w podeszłym wieku, spędził pewien czas w niemieckim obozie pracy na Śląsku, który wtedy anektowano do Rzeszy. Ślązak, imieniem Konrad, pełnił tam funkcję blokowego. Zdarzyło się, że pewnego ranka na apelu za­bra­kło jednej osoby, za co Konrad został przez Niemców suro­wo uka­­­­ra­ny. Rozgoryczony postanowił odnaleźć niesubordynowanego więźnia i dać mu odpo­wied­nią reprymendę. Ale kiedy zidentyfikował go w osobie pogodnego sta­ru­sz­ka o łago­d­nych, błę­kit­nych oczach, cały gniew zniknął. Zaczęli rozmawiać i ta rozmowa za­po­czą­tkowała przy­­jaźń na re­sztę życia. Siwy staruszek był owym wujkiem mamy, przed­wojennym mi­ljone­rem. Opo­wiedział młode­mu blokowemu o swej córce Alince, mając wi­do­cznie w tym cel. Po wojnie męż­czyźni powrócili do domów. Wujek miljoner obdarzony był specy­ficz­nym po­czuciem hu­mo­­­ru. Zanim pokazał się rodzinie przebrał się w przedpokoju w damskie ciuszki, aby wszy­s­tkich nie tylko zaskoczyć, ale i rozśmieszyć.

Kiedy po wojnie Konrad odwiedził wujka na­tychmiast zako­chał się w pięknej Alince. Musiała mu być wzajemna bo wkrót­ce wzięli ślub. Konrad ubóstwiał żonę. Niezwy­kle sympatyczny i wesoły, mówiący zabawnie brzmiącą śląską gwarą potra­fił być duszą towarzystwa. Grali namiętnie w brydża i Alinka zwykła mawiać, że nie straszna jej starość. Będzie całymi dniami grać w karty.

Najpierw uro­dziła się im córeczka, a w parę lat później syn. Dziewczynka, Ewu­nia, była nieco młodsza ode mnie. Dzieci okazały się niezwykle udane, urodziwe, zdolne i wysportowane. Obo­­je grali w tenisa, Ewunia była podobno jedną z lep­szych rakiet w swoim regionie. Nie interesowałam się nigdy sportem, ale podziwiałam urodę Ewuni, jej samodzielność, przedsiębiorczość i inte­lekt. Była równie uro­dziwa jak jej matka, ale niezupełnie do niej podob­na. Za­zdro­ściłam Ewu­­ni gęstych falujących wło­sów koloru mio­du, ciemnej oprawy oczu o głę­­­bokiej błę­kitnej barwie, brzoskwiniowej cery i pełnych, natural­nie różowych warg, które nie wymagały szminki. Zadziwiała mnie jej gos­podarność, gdy opowia­dała, że będąc studentką i mieszkając czasowo w aka­demiku, postanowiła z koleżankami upiec placek, ale brakowało im wałka. Pełna inwencji Ewunia wpadła na pomysł by zamiast wałka użyć butelki.

Ale naj­bar­dziej fascynowała mnie jej inteligencja. Będąc na stu­diach z du­żym wysiłk­iem opanowa­łam złożone biochemiczne reakcje cy­klu ener­ge­tycznego Kreb­sa. Młodsza ode mnie Ewunia chodziła wtedy do gimnazjum, gdzie Krebs był w programie, z łatwo­ścią re­cy­towała wszy­stkie eta­py i nazwy związków chemicznych ca­łe­go cyklu. Ja­ko kie­runek stu­diów wybrała fi­zy­kę ją­d­ro­wą, ukończyła je z wynikiem celują­cym i pozostała na uczelni jako pracownik nau­kowy. Tam poznała młodego człowieka z tą sama specjaliza­cją, zakochali się i pobrali. Oboje odno­sili sukcesy zawo­dowe i wkrótce osią­gnęli zaszczytne ty­tuły profesorów.

Niestety, los po­sta­no­wił ich doświadczyć. Ewunia uro­dzi­ła córeczkę ze znie­kształconą rączką. Nie widzia­łam na­ocznie tego kalectwa, ale podobno przy jednej dłoni bra­kowało paluszka. Była to pierw­sza tra­gedia w tej dotychczas niezwykle szczęśliwej ro­dzinie. Zniekształcenie próbowa­no tłu­ma­czyć promieniowa­niem, na które narażeni byli ro­dzi­ce w swym zawodzie. Nie od­ważyli się na drugie dzie­c­ko. Ale kiedy najbliższa przyja­ciółka zginęła tragicznie osieraca­jąc có­­re­czkę, Ewunia z mę­żem zaadopto­wali dziew­czynkę, aby ich córka miała rodzeństwo. Na tym jednak nie koniec. Kaleka córeczka wy­rosła na piękną kobietę. Podziwiałam ją na zdjęciu zrobionym podczas nominacji rodziców na profesorów. Nominację wręczał ówczesny prezydent Lech Wałęsa. Być może znudziła go powaga ceremonii i dla odprężenia pozwolił sfotografować się z urodziwą dziewczyną.

Mimo swej, w grun­cie rzeczy, drobnej ułom­ności, znalaz­ła mężczyz­nę, który ją pokochał. Pobrali się i wte­dy przyszedł następny cios. Pierwsze dziec­ko z tego mał­­­­żeństwa, dziewczynka, urodziło się z zespo­łem Dow­na.  Rodzice i dziadkowie niepokoją się o jej los, ponieważ dotknięci tym syndromem żyją krócej. Drugie dziecko, chło­piec, jest, dzięki Bogu, zdro­wy. Konrad już nie żyje, ostatnie lata spędził na wózku in­walidzkim. Alin­ka postarzała się mentalnie i fizycz­nie, stra­ciła cu­downą pogodę ducha, po­padła w depre­s­je, zapomniała o brydżu i kontakt z nią był coraz trud­niejszy aż do samego końca.

Ewunia dziel­nie znosi swój los. Karierę naukową godzi z obowiązkami rodzinnymi. Ma już 5-cioro wnu­ków, trójka z nich to dzieci adoptowanej córeczki. Od niedawna przeszła na emeryturę, ale nadal jest aktywna zawodowo i wygłasza popularno-naukowe pogadanki. Czy jest szczęśliwa? Nie wiem. Dokonała w  życiu tak wiele, że prawdopodobnie czuje się spełniona.

Teresa Urban

Lämna ett svar