Każdego roku ze Szwecji eksportuje się około 20.000 ton używanej odzieży. Z roku na rok ilość ta wzrasta. Zużyte tekstylia są sprzedawane na rynku światowym, a dochód ze sprzedaży trafia zazwyczaj na cele charytatywne za pośrednictwem organizacji pomocowych. Tak jest w teorii. Ale praktyka świadczy o czymś innym.
Do paru tysięcy ustawionych w całej Szwecji kontenerów, na których widnieją znaczki różnych organizacji charytatywnych informujące o szczytnych celach, Szwedzi wyrzucają średnio rocznie ponad 7,5 kg ubrań na osobę. Duża część tak zebranej odzieży jest sortowana w Europie i odsprzedawana na rynku światowym m.in. do krajów Europy Wschodniej i Afryki. W Europie głównym odbiorcą jest… Polska.
Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie fakt, że dochód ze sprzedaży używanych ubrań oddawanych bezpłatnie przez mających dobre serce Szwedów, nie trafia na cele charytatywne, lecz jest po prostu dochodowym przedsięwzięciem wielu oszustów. Proceder ten funkcjonuje już od wielu lat, nikt jednak nie potrafi temu zaradzić.
Zwyczajowo organizacje zajmujące się recyklingiem używanej odzieży i działające charytatywnie (od tego uzależniony jest opodatkowanie) powinny posiadać tak zwane konto “90”, które potwierdza, że organizacja jest kontrolowana pod względem wykorzystywania zebranych i zarobionych środków. Oznacza to bowiem, że jeśli pieniądze wpływają na konto „90”, to co najmniej 75 procent dochodu musi być przeznaczone bezpośrednio na cele organizacji.
Tylko pobieżna kontrola firm, które ustawiają na obszarze szwedzkich komun swoje kontenery wskazuje, że tylko niektóre posiadają konto “90”, a spora część organizacji zbierających w ten sposób używaną odzież, nie posiada żadnego stałego adresu, ani nawet telefonu. Już jakiś czas temu dziennikarze szwedzcy wykryli, że nawet podane na kontenerach informacje są fałszywe, adresy mailowe bądź telefony kierowały do związku bokserskiego w Rosji, albo emeryta na północy Szwecji.
Dzisiaj głównym problemem nie są już polscy oszuści, gdyż większość eksportowanej używanej odzieży trafia do krajów afrykańskich. Ale nie oznacza to, że proceder ten nie obejmuje już Polski. Sprawdziły to dziennikarki Szwedzkiego Radia Cecilia Gustafsson i Kristina Björkäng z P4 Sjuhärad.
Ktoś poinformował je, że z kontenera z napisem „Idrottshjälpen”, do którego można było wrzucać odzieży wspomagając tym lokalne drużyny sportowe, odzież zabierały samochody ciężarowe z rejestracją polską. Reporterki wpadły na pomysł prześledzenia drogi, jaką używana odzież odbywa dalej. Do kurtki, którą wrzuciły do kontenera, wszyły GPS-a z baterią działającą przez wiele miesięcy.
Najpierw nic się nie działo, aż wreszcie po wielu tygodniach kurtka „ruszyła” w drogę. Kontener opróżnił ktoś samochodem na polskiej rejestracji, kurtka trafiła do sortowni w Sjuhärad, a następnie dalej zapakowana do polskiej ciężarówki przez Trelleborg do Polski. Zatrzymał się pod adresem w północno-zachodniej Polsce. Przez Google Maps można było zobaczyć, że jest to sklep z używanymi rzeczami, ale dziennikarki miały trudność z ustaleniem do niego numeru telefonu. Pomocą służył dziennikarz z Polski, który udał się do sklepu z używaną odzieżą. Kiedy zaczął zadawać pytania dotyczące pochodzenia ubrań sprzedawanych w sklepie, właściciel sklepu zrobił się podejrzliwy, ale potwierdził że sprowadzają ubrania ze Szwecji, ale nie chciał powiedzieć jaką drogą i od kogo. Zapewniał jednak, że wszystko jest legalne.
Związki sportowe, które miały być w ten sposób sponsorowane, nie otrzymały jednak ani korony. A, jak się szacuje, tylko jedna ciężarówka z transportem używanej odzieży, to dochód około 50.000 koron. Może nie jest to suma zawrotna, ale przy tak wielkiej skali oszustwa, w ciągu roku może przynieść dochód nawet wielu milionów koron.
Kontenery z odzieżą, które znajdują się nielegalnie na terenie gminy, można usunąć. Po ostatniej medialnej burzy gminy zapowiedziały, że zaczną działać. W niektórych przypadkach po interwencji i po zgłoszeniu spraw na policję, czasami policja była w stanie sama je usunąć, ponieważ były niebezpieczne dla ruchu drogowego.
Problem z nieuczciwymi handlarzami używanej odzieży nie jest nowy. Lena Hörnblad, szefowa biura Svensk insamlingskontroll, szacuje, że od lat utrzymuje się mniej więcej na stałym poziomie i zaleca, aby przed przekazaniem darowizny sprawdzić, czy organizacja ma konto „90”.
W Nowej Gazecie Polskiej pisaliśmy o polskich oszustach już ponad 10 lat temu. Mieli wtedy oni swoją bazę w Jordbro, w południowej części Sztokholmu. I wówczas i teraz władze komunalne uważają, że nie mogą wiele zrobić, gdyż trudno sprawdzać każdy kontener do kogo należy.
Ale wszyscy są zgodni, że problem sam z siebie nie zniknie. Dopóki ludzie będą przekazywać ubrania, oszuści też nie znikną.
(ngp)