Dwie najważniejsze życiowe decyzje to wybór partnera i zawodu. Kto będzie naszym partnerem decyduje zazwyczaj przypadek, chociaż miałam w dzieciństwie pewne preferencje.
Naczytałam się opowiadań dyrektorów ZOO, Żabińskiego i Gucwińskich o zwierzątkach, które wychowywały się u nich w domu, bo porzuciły je wyrodne matki i zamarzyło mi się, aby mieć dyrektora ZOO za męża. Była by to wspaniała okazja do bliskiego kontaktu ze zwierzętami. Marzenie to nie zostało jednak zrealizowane. Mam męża architekta i nie narzekam. Nie za często, ale zdaniem Małżonka, z reguły bezpodstawnie. /…/
Wybór zawodu na ogół nie jest przypadkiem. Ważne są zainteresowania, czasem talent, tradycje rodzinne, koniunktura, a nawet intratność ekonomiczna. W moim przypadku zamiast wymarzonej medycyny poświeciłam się mikrobiologii. Namawiano mnie abym wybrała stomatologię, ale, dzięki Bogu, nie usłuchałam, ponieważ w moich oczach jest to jeden z bardziej odpychających zawodów, podobnie jak czyściciel ryb. Wnętrze jamy ustnej u osoby potrzebującej interwencji dentysty jest równie nieapetyczne jak filetowana ryba. Kolejnym zawodem, którego nie obiera się z zamiłowania tylko z wrodzonego sadyzmu to parkingowa policjantka, lapplisa, znienawidzona przez właścicieli samochodów. Nie rozumiem, jak można mentalnie znosić sytuację robienia kosztownej przykrości wszystkim klientom. Przedstawicielki najstarszego zawodu świata spędzają także dużo czasu na ulicach, ale ich klienci są zadowoleni nawet, gdy koszt usługi przekracza koszt mandatu.
Kiedyś wybierało się zawód w młodości i wykonywało się go aż do emerytury. Obecnie, zależnie od koniunktury i zapotrzebowania na rynku pracy, zmienia się zawód wielokrotnie. Znajoma, niespełna 40-letnia osoba, skończyła anglistykę, ale nie odpowiadała jej praca tłumacza i nauczyciela. Zatrudniono ją w Ministerstwie Spraw Zagranicznych i przez 9 miesięcy zgłębiała w Brukseli tajniki przewodnictwa w Unii Europejskiej, co niebawem czekało Polskę. Potem szkoliła polską kadrę, aż w końcu zatrudniła się w pewnej korporacji, gdzie organizowała kursy dokształcające dla personelu. W międzyczasie sama ukończyła kurs dyspozytora ruchu lotniczego i tam nareszcie z zadowoleniem pracuje.
A więc zmienia się zawody, a zawody zmieniają swoje nazwy. Kiedyś w każdym miejscu pracy była t.zw. personalna, osoba zajmująca się kadrą zatrudnionych i sprawami organizacyjnymi. Ten zawód zniknął, a jego miejsce zajął nic nie mówiący niewtajemniczonym skrót HR czyli Human Resourses. Powstał także nowy zawód – osobisty doradca w sprawie zakupów. Kiedyś uczynne ekspedientki doradzały klientkom w czym im do twarzy i nie pobierały za to dodatkowej opłaty. Bogu ducha winien asystent laboratoryjny awansował na biomedycznego analityka, a sprzątaczy zastąpili lokalvårdare (opiekunowie lokali). Adekwatnego polskiego odpowiednika brak.
Nazewnictwa przynależności etnicznych także uległy zmianie. Murzyni amerykańscy to obecnie Afroamerykanie. Neger podobno brzmi podejrzanie, a niger wysoce obraźliwie. Ale, o zgrozo, co robić z rzeką Niger i krajem Nigerią? Nawet sympatyczny Murzynek Bambo z wiersza Tuwima popadł w niełaskę. Astrid Lindgren została pośmiertnie skorygowana w nowym wydaniu opowiadania o Pippi, popularnej dziewczynce-rebeliantce. Ojciec Pippi przestał być królem Murzynów, pozostawiono mu nagi tytuł króla. Eskimosi przestali istnieć i zastąpili ich Inuici, a Cyganie to Romowie. Tylko co robić z operą „Cyganeria”, operetką „Baron Cygański” czy piosenką „Graj mi Cyganie?” A słowa Habanery z Carmen mówią, że miłość to cygańskie dziecię. Niektórzy, zaawansowani wiekowo mogą pamiętać cygańską restaurację Roma w Zakopanem, która poprawnością etniczną wyprzedziła swoją epokę. Laponia brzmi romantycznie, ale Lappland w uszach Szweda jest urągliwe. Lapończycy to obecnie Samowie, a nazwy ich terytorium jeszcze definitywnie nie ustalono.
Pewne jest, że nie wystarczy nazwać kapusty różą. Nie zacznie ona z tego powodu pachnieć esencją różaną.
Teresa Urban