W liście do przyjaciela – Maryjana Sokołowskiego, Cyprian Kamil Norwid pisał: „My pochodzimy ze społeczeństwa jedynego na globie, w którem niema ani jednego czemkolwiekbądź wyższego obywatela któryby zelżonym od rodaków albo upoliczkowanym czy nawet obitym nie był: Król Jan III zdrajcą Ojczyzny przez Sejm – Zygmunt Krasiński w twarz na ulicy, Mochnacki Maurycy w twarz na ulicy, Lord Dudley Stuart kijem dito, Generalissimus Bem: dwa razy, kulą z pistoletu, jako łotr i sprzedany, Mickiewicz Adam – jako agent – Moskiewski, Czartoryski Adam – Skrzynecki – wszyscy!… (pisownia oryginalna, dawna).
Norwid pisał to w roku 1864. Później można jeszcze dodać Stanisława Brzozowskiego i Józefa Piłsudskiego jako pierwszych z brzegu z tej bardzo później wydłużonej listy. Naturalnie, że Brzozowski i Piłsudski coś tam za paznokciami mieli. Co nie niweluje ich zasług dla kultury i historii Polski. Ale znamiennym jest, że szkalująca polskich bohaterów prawica, działa wybiórczo. Wybacza się Romualdowi Trauguttowi karierę w wojsku rosyjskim i tłumienie zrywu wolnościowego na Węgrzech (w 1848), gdzie nota bene walczył z Polakami służącymi pod wspomnianym wyżej generałem Józefem Bemem i za co otrzymał od Imperatora (Cara) wysokie odznaczenie i majątek ziemski. Podobna sytuacja była z Tadeuszem Kościuszką, który po zwolnieniu z Twierdzy Pietropawłowskiej złożył przysięgę wiernopoddańczą Imperatorowi Pawłowi I i przyjął od niego majątek ziemski pod Moskwą, który to majątek sekretarz Kościuszki, Ursyn Niemcewicz, spieniężył, a uzyskaną niebagatelną kwotę panowie zabrali na emigrację. Otóż Traugutt i Kościuszko byli dalecy od poglądów nadmiernie liberalnych czy nie daj Boże socjalistycznych.
Trwająca od lat ”afera” z Lechem Wałęsą brzmi jak scenariusz kiepskiego filmu. Pani Maria Teresa Kiszczakowa – wdowa po znanym Generale –zgłosiła się jakiś czas temu do Instytutu Pamięci Narodowej z ofertą sprzedaży pozostałych jej po zmarłym mężu dokumentów. Podobno zażądała za całość 90 tysięcy złotych polskich, bo dzieci się zadłużyły, a i ona sama potrzebuje opiekunki Ukrainki i nie ma pieniędzy na jej opłacenie. Łatwo było przewidzieć, jak to się skończy. IPN zgodnie z ustawą o przechowywaniu tajnych dokumentów państwowych zrobił kipisz w wilii Pani Generałowej i skonfiskował wszystko co tam znalazł, łącznie z prywatnymi zapisami zmarłego Generała. Czy rzeczywiście tak było? Nie wiem. Ale pamiętam inne, związane z Kiszczakową, wydarzenie.
W 1982 roku Redaktor Giedroyć otrzymał list od pani Kiszczakowej z prośbą o wydrukowanie go w „Kulturze”. Wyglądało to jak żart lub prowokacja. Gdy jednak udało się stwierdzić autentyzm listu, został on wydrukowany w „Kulturze” bez komentarza. Sam się ośmieszał. Otóż Pani Generałowa brała w obronę swego męża i tłumaczyła konieczność wprowadzenia Stanu Wojennego w Polsce, sugerując zagrożenie interwencją z zewnątrz. Podobno Generał był wściekły na Małżonkę. Pani Kiszczakowa była pilną czytelniczką „Kultury”, którą jej Małżonek dostawał, jak i inni dygnitarze, z przydziału.
W tym samym 1982 roku redakcja „Jedności” – pisma, które wówczas redagowałem, dostała anonimową przesyłkę. Było to pięć czy sześć fotokopii dokumentów związanych z „agenturalną działalnością” Wałęsy. Jak dowiedziałem się później, przesyłki takie dostały też i inne emigracyjne redakcje. Były to prawdopodobnie kopie tych fałszywek przygotowanych dla norweskiej Fundacji Nobla. Z tego co wiem, nie to spowodowało odroczenie nagrody dla Wałęsy, tylko obawa życzliwych Polsce Norwegów, że ten akt mógłby spowodować zaostrzenie sytuacji w Polsce i zwiększenie ofiar. Gdy rok później społeczeństwo było już spacyfikowane, Pokojową Nagrodę Nobla Wałęsie przyznano. Czy rzeczywiście tak było? Może.
A wracając do tych kwitów. Nie zrobiły na nas wówczas większego wrażenia. Choć były dość wiarygodne. Po pierwsze dotyczyły lat 1970-1974. Te „nowe” znalezione u Kiszczaka dochodzą do 1976 czyli czasu, gdy po wydarzeniach z Radomia i Ursusa powstał KOR i eksperci z tego Komitetu uczyli ludzi zaplątanych we współpracę, jak się z tego bezpiecznie wycofać. Wałęsie podobno doradzał w tej materii późniejszy premier Jan Olszewski.
Po drugie wiedzieliśmy, że osadzony w Arłamowie Wałęsa odmawiał wszelkich kontaktów z przedstawicielami władzy. Nie przyjął nawet premiera Rakowskiego, który daremnie się tam pofatygował. Więc nawet jeśli Wałęsa coś tam kiedyś podpisał i z kimś tam rozmawiał do połowy lat siedemdziesiątych, to i tak w latach osiemdziesiątych był czysty i bardzo skuteczny.
10 listopada 1918 roku został Józef Piłsudski przywieziony do Warszawy przez niemieckie wojskowe służby specjalne. I opanował grożącą rewolucją sytuację w Kraju. Datę kolejnego dnia (11 listopada) obchodzimy (i słusznie) jako Dzień Niepodległości. Gdy później pytano Piłsudskiego, czy musiał coś tam podpisać Niemcom, to odpowiadał, że w zaistniałej sytuacji podpisał by im wszystko, ale nie było na to czasu. Chodziło oto by, jak najszybciej przybyć do Polski. Tylko zacietrzewieni wrogowie Marszałka, z kół zbliżonych do dzisiejszej polskiej prawicy, używali określeń takich, jak dzisiaj politycy i sympatycy PiS-u.
Tacy jak profesor Andrzej Zybertowicz. Profesor Zybertowicz, doradca Prezydenta Andrzeja Dudy, dostrzegł w marszach protestacyjnych KOD-u solidaryzujących się z opluskiwanym Lechem Wałęsą, zarzewie rosyjskiej wojny hybrydowej i mówił tak:
„Z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa trzeba rozważyć scenariusz, że mamy do czynienia z wojną hybrydową prowadzoną przez Rosję. (…) Nie zabija się ludzi, nie zatruwa się wody w wodociągach. Ale można zatruwać umysły. Obserwując marsz KOD (…) niezależnie od intencji uczestników, zastanawiam się, czy to nie jest posunięcie w wojnie hybrydowej. (…) teraz demonstruje się w obronie kapusia, donosiciela, (…) wzywamy tysiące ludzi do obrony człowieka, który łamał i wciąż łamie podstawowe zasady logiki? Wzywanie ludzi do solidarności ze złem, kłamstwem i pogardą dla słabych, może wywołać szkody psychiczne”.
O co tak naprawdę Profesorowi – Doradcy Prezydenta – chodzi, dokładnie nie wiadomo. Niemniej z grubszej rury już się nie da.
A wracając do materiałów zabranych z wilii Kiszczaków, to między innymi znaleziono tam listy grzecznościowe Osieckiej, Bartoszewskiego i innych. Pokazano je zaraz w TVP jako sensację, zapominając, że były już opublikowane w 1991 roku w książce „Generał Kiszczak mówi … prawie wszystko”.
Tak, jak nie można napisać historii polskiej drogi do niepodległości bez Piłsudskiego, tak też nie można wygumkować roli Wałęsy w dziele wyzwolenia się Europy Wschodniej i Środkowej z objęć Komunizmu.
Brońmy osiągnięć Trzeciej Niepodległości. Brońmy dobrego imienia Ikony tych przemian.
Ludomir Garczyński Gąssowski
Na szczerskie żalki
fogle, mullery
zybertowicze
szefernakery
sposoby cztery:
Kogo tu słuchać
PiS jego mać
Wyjść na powietrze
I w piłkę grać
O czym tu słuchać
PiS jego mać
Usiąść do stołu
I w karty grać
Nie ma co słuchać
PiS jego w mać
Kto lepiej od nich
Potrafi łgać
Więc po co słuchać
PiS jego mać
Iść do wychodka
I na nich s… puścić wodę