Empatia cieszy się niezasłużenie dobrą opinią, twierdzi niemiecki kognitywny badacz Fritz Breithaupt w swojej książce „The dark sides of empathy”. Czy empatia może być odruchem negatywnym, wzmacniającym złe strony charakteru?
Przyzwyczailiśmy się uważać empatię za królewską drogę do zaopiekowania potrzebujących, kwintesencję moralności, czystości, słowem zdrowego odruchu duszy. Empatie można by zdefiniować tak: Drgnięcie duszy ku ludziom biednym, odtrąconym, ofiarom wojny lub innej przemocy.
Breithaupt jest innego zdania, pisze:
Empatia nie czyni świata lepszym. Niemcy w czasie dramatycznej wiosny 2015 roku, odkręcili kurek empatii pochopnie i za szybko, nie dając potrzebnego czasu by podstawowy kanon – dobro zwycięża zło, został zrozumiany i zaczął działać powszechnie.
Studia nad empiryką wskazują – przekonuje badacz – że okazujemy zaangażowanie i inwestujemy pieniądze w sytuacji, gdy ludzie stają się ofiarami sprecyzowanych „winowajców” (reżim Assada, państwo islamskie, talibowie, ofiary przemocy, powodzie), i istnieje możliwość ulżenia cierpieniu. Rzeczywistość niemiecka obudziła więcej empatii dla strony zaangażowanej w pomocy, niż dla nienajlepiej spisujących się owej pomocy biorców, i narodził się mocny ładunek emocjonalny. Okazałem współczucie, otwarłem dom i portfel, otrzymałem w zamian nie wdzięczność, a kłopoty!
Breithaupt idzie dalej i zajmuje się przestrzenią bardziej intymną – rodziną. Wskazuje objawy empatii, którą nazywa empatią wampirzą, rodziców okazujących ponad aktywność swoim dzieciom (w USA nazywają takich rodziców – helikopterowi). Rodzice wampirzący identyfikują się ze swoimi dziećmi i odczuwają ich sukcesy i porażki, jako swoje własne. To powoduje, że próbują wpływać na oceny stawiane przez nauczycieli, awanturują na trybunach stadionów i boisk.
Breithaupt twierdzi, że w empatii wampirzej pobrzmiewają również elementy narcystyczne rodziców. Uważa, że rodzice, na podobieństwo pirani, wysysają ze swych dzieci energię, czyniąc je pasywnymi i w późniejszym wieku niedojrzałymi do przeciwstawiania się przeszkodom i podejmowaniu samodzielnych decyzji, gdy przychodzi na to czas.
Pytanie, czy takich rodziców w ogóle można nazwać empirycznymi? Jest zasadnicza różnica między wczuciem się w inną osobę i wyobrażeniem sobie, jak się ona czuje, niż utożsamienie z nią. Czy ojciec wie, co czuje syn rozgrywający mecz, czy raczej przeżywa frustrację biorąc jego niepowodzenia za własne?
Znamienne, że Breithaupt odnajduje w swojej krytyce empiryzmu sojusznika w osobie Fryderyka Nietzsche. Nietzsche krytykuje chrześcijaństwo wskazując, że okazywanie współczucia i litości, czynią ludzi słabszymi i mniej samodzielnymi. Słabi pozbawiają mocnych siły i to nie dzieje się przypadkiem, mówi Nietzsche, a raczej jest genialnym odkryciem Kościoła. Zachowawcze aranżacje kleru biorą się między innymi z obawy przed działaniami dusz wyzwolonych: różnych branż artystycznych, pisarzy, wolnych i niezależnych badaczy, bojowników, pionierów.
Breithaupt bierze tę część filozofii Nietzsche i używa w charakterze grunt-mechanizmu dla budowania swoich rozważań o empatii dowodząc, że czyni nas (empatia) mniejszymi niż w istocie jesteśmy.
Pozwolę sobie mieć nieco inne zdanie. Kto uważa odczuwanie empatii za klucz do moralności, do szlachetnych myśli i czynów, zapewne przyzna mi rację, gdy powiem: Poprzez wczuwanie się w los innych ludzi, czynimy świat i siebie lepszymi. Stajemy się bardziej sobą poprzez innych. Chodzi o to, żeby żyć, zanim się umrze.
Andrzej Szmilichowski