Spadam w dół! A może się podnoszę? Kto określa skalę wartości, kto nadaje znak? Każda kultura posługuje się swoimi symbolami, ale wszystkie mają jeden symbol, oko.
Oko pomiędzy rozpostartymi skrzydłami, Pallas Atena z mądrą sową na ramieniu. Atena promieniująca pięknością, ale czy sowie można zaufać? Ostrożnie z mądrością sów, mogą udawać, mogą grać swoją grę. Żadna mądrość nie daje gwarancji uczciwości, a tam gdzie się stabilizuje, blisko jej do nicości.
Człowiek ma tak, że jeśli nie wiąże go siła idei, łatwo się gubi. Nawet najbardziej przejmujące kontakty duchowe, czy zmysłowe, bez różnicy, jeżeli trwają długo, rozpływają się w mgłach znużenia.
Haftujemy życie uczuciami i tak gramy nasz spektakl. Trzymamy się życia, bo lubimy przyjemności jakie z sobą niesie, a ponieważ nie uczestniczę w decyzyjności, zwisa mi obojętnym kalafiorem jak Cezar podniesie kciuk.
12 września 2014
Przyjęcie jakiejś postawy automatycznie pociąga za sobą zawarte w niej skutki. Gdzieś to przeczytałem i jeżeli jest prawdą, wszystko zależy ode mnie. Umowę, w odniesieniu do wszystkiego, do świata, zawiera się ze sobą samym.
Relacja prowokująca do myślenia. Zwyczaje dominują u człowieka od długich wieków: samo-przymus, auto-perswazja, wiara, praca, higiena, agresja, oto znamiona niewolnictwa. W intelektualnym wydaniu również: gimnastyka umysłu, dbanie o godność, o przejście przez życie bez wstydu, to mutacje tego samego niewolnictwa.
Teza: Nic nie zależy ode mnie – jest nieprawdziwa. Wszystko zależy „ode mnie”! Mamy w rękach swoje życie i wspólny los. Ponosimy odpowiedzialność za swoje i innych życie, za swój i inne kraje, za Europę, za planetę. Zabrzmi wątpliwie, ale jedynym i wiarygodnym znakiem nadziei, jest wysiłek włożony w kontynuację. Przyszłość odwołuje się do doświadczeń przeszłości nie dlatego, że taka mądra, a dlatego że nie ma własnych.
Na pytanie: ”Czy wierzysz w Boga?” odpowiadam wymijająco. Uważam, że to obcesowość i wysoce nie na miejscu. Co ma odpowiedzieć dorosły człowiek dorosłemu człowiekowi? Szukam Boga, bo co może więcej? Zresztą, o czym my tu mówimy – Boga można wyrzucić z człowieka, człowieka z Boga w żaden sposób.
Zadziwiające doprawdy, że nie zauważamy swojego status quo. Przecież gołym okiem widać, że życie, ergo świadome istnienie, jest karą nałożoną na duszę. Coś kiedyś grubo przeskrobała i teraz (w ciele) odpokutowuje!
Kto rządzi światem? Wygląda na to, że jednak nie dobry Bóg, ale lepiej nie zaglądać za lustro. Powiedzmy, że światem rządzą okoliczności, ambicje i pieniądze… Ach ten świat! Ten nasz mały ciasny zastrachany, zafajdany, prowincjonalny świat!
Lipiec 2012
Czas nęka. Siedzimy w nim jak zwierzęta w klatce. Krążymy po celi i gdzie nie spojrzeć kraty czasu. Jesteśmy w nim zamurowani, a on się zachowuje jak kameleon. Dzisiaj potrafi mieć rozciągliwość harmonijki, jutro, gdy przebiera się we wczoraj, eliminuje i ścieśnia w kapsułkę.
Moja wiara ulega przemianom, dusza pulsuje różnymi rytmami i ulega różnym nastrojom. Jak serce, jak pory roku, jak miłość, jak obraz Boga. Świat nocny i świat dzienny, świat Boga i świat Nieboga, a pośrodku ja z kołaczącą się w piersiach duszą.
Jesteśmy w większości duszami lamentującymi, niepewnymi swego, tchórzliwymi. To cechy charakteru, ale nie chcemy się do nich przyznawać. Ale nawet najgorliwsi niewierni Tomasze dyskretnie marzą by Jezus pozwolił im dotknąć swoich ran.
Nie życzę nikomu by mu się rozmagnesował kompas. Gorąco życzę, aby czas buntu i niewiary – każdy go przechodzi, był jak najkrótszy. Aby próbując przebrnąć ważne pytania nie był za odważny, by okazywał mądrość a nie wiedział najlepiej.
Radzić łatwo, to prawda, łatwo radzić, nawet przyjemnie, ale lepiej się powstrzymać. Mogę mówić tylko za siebie, a na moim parapecie sikorki ćwierkają: Postępuj prosto! Wierz prosto! Słuchaj serca!
To nie oznacza, że mamy bez słowa akceptować naturalną obecność astralu, wierzyć, że to tylko włączenie do sieci poprzez urodzenie i nic więcej. O nie! Należy reagować. Pasywność to bezsilność, przyzwolenie na status quo. Nie protestować to dobrowolnie godzić się na wessanie, poddać bez oporu władzy Imperium Niepokoju.
”Jezus na krzyżu to ja!” W tym zawołaniu nie ma cienia zuchwalstwa. To nie obniżanie wielkości Pana Jezusa, to wskazanie własnej męki. Torturowane ciało Jezusa-człowieka, duch wielki, ale ciało, ciało mdłe! Nie potrafił się wznieść, nie umiał w chwili największego ludzkiego cierpienia uduchowić ciała uwięzionego w krzyżowym gabinecie tortur. Cierpiał, jak każdy narodzony z kobiety, ale w końcu przełamał swoją słabość, wygrał Boga i swoim zwycięstwem obdarzył człowieka nadzieją, że i jemu może się też udać.
A cierpienie? Cierpienie jest, ale tylko po części twoje, bo się rozkłada. Cierpisz, ale cierpi również człowiek cierpiący z powodu, że ty cierpisz. Cierpiący nie umiera ze wszystkim, nie odchodzi kompletnie i nieodwracalnie tak długo, dopóki na ziemi jest, choć jedna osoba, która rozpacza, że odchodzi.
Czas na konkluzję. Konkluzja? Nie będzie żadnej konkluzji. Toniemy w oceanie pytań bez odpowiedzi.
Ten wielbiony i podziwiany, uważany przez wielu za najwspanialszą maszyną, jaką kosmos potrafił skonstruować, ludzki mózg, służy tylko maskowaniu istoty rzeczy. Jest na pokaz, kręci się jak kurek na wieży.
Pracuje sprawnie i przynosi korzyści, wszyscy to wiemy, ale mamy problem, mózg możemy wykorzystywać w minimalnym stopniu. To uskrzydlone Ferrari, któremu nałożono dławik pozwalający jedynie na powolne spacery w cieniu. Każda historyjka, jaką mózg opowie jest prawdziwa tak długo, dopóki nie opowie następnej. Czemu służy peruka, jeśli nie maskowaniu niewystarczalności?
Pochodzenia mózgu i jego możliwości nie sposób pojąć środkami znajdującymi się w dyspozycji nauki z jednej prostej przyczyny – Istnienie mózgu w takiej postaci, w jakiej go mamy, przeczy prawu przyczyny i skutku. Znamy skutek – te znikome parę procent, nie znamy przyczyny, być może zawartej w niedostępnej większości. Summa summarum życie jest za krótkie, albo za długie, nigdy w sam raz.
Czerwiec 2011, pada
Jesień trzęsie duszą. W takich dniach jak te można czuć się trochę pusty i trochę samotny. Myśli jedna za drugą plądrują pamięć. Drobne sprawy, przypadkowe spostrzeżenia, nieważne obserwacje, zwykłe głupstwa i chimery, fanaberie, pomysły, domysły. Myśli ważne i nieważne, myśli o wszystkim prócz spokoju ducha.
Co ważne, mają tendencje przyczajenia, ukrycia się za małymi i nieistotnymi sprawami, które w gruncie rzeczy spełniają istotną rolę, bowiem pojawiając się, znikając okrywają (ukrywają?) rzeczy naprawdę ważne.
Najpoważniejsze materializują się pod abażurkiem lamki na nocnym stoliczku. Tam, w półmroku, najwygodniej zbierać myśli. Dumać, selekcjonować, poddawać życie, bliźnich i swoje, ocenie.
Jesienne dni budzą spokój i zadumę. Innymi słowy potrafią tworzyć nastroje, z którymi trudno sobie poradzić i do których jednocześnie się tęskni (ludzkiej naturze daleko do przejrzystości). Coraz rzadziej oceniamy – człowieka, naturę, szarego wróbelka – przez pryzmat spokojnej codzienności. Coraz częściej są przypomnieniem czegoś przykrego, ostrzeżeniem (?).
Gdy cudowne słoneczne dni pokrywają jesienne, pełne nieprzyjemnej wilgotności mgły, nadchodzą obawy i troski. Rozpycha się łokciami trwoga i człowiek poczyna czuć się jak dziecko pozostawione samotnie w ciemnym pokoju. Dziwne to trochę, ale rozstanie z jasnością potrafi obudzić, właściwie pozbawiony jakichkolwiek proporcji, lęk przed samotnością.
„Jesień przychodzi zawsze”. Tak brzmiał tytuł książki, którą przeczytałem w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Pamiętam tytuł, nic więcej. Może nie była warta zapamiętania? Może w ogóle jesień (jesień życia?) nie warta zapamiętania?
Stojąc naprzeciw morza, słowa z mojego młodzieńczego wiersza i znowu to samo, pamiętam tylko te trzy słowa. Może więcej nie było potrzeba, mieściły całe morze?
Jesień, po krótkiej i pięknej młodości, żółknie i opadając z drzewa wlewa w duszę nostalgię. I dobrze, czasem przyjemnie trochę powzdychać.
Wrzesień 2013, w Polsce
Fragment ksiażki Andrzeja Szmilichowskiego ”… z wewnętrznej potrzeby”, która ukaże się niebawem nakladem krakowskiego wydawnictwa MINIATURA