ANDRZEJ SZMILICHOWSKI: Łabędzi śpiew?

Wojsko otrzymało rozkaz wystrzelania wszystkich zdziczałych psów, żyjących na terenach czarnobylskiego pustkowia. Aby ułatwić sobie zadanie, któryś z sołdatów wpadł na pomysł gwizdania, i inni poszli jego śladem. Na komendę zapamiętaną z czasów, gdy żyły w przyjaźni z człowiekiem, psy podbiegały do żołnierzy… A ci do nich strzelali. Proste? Proste!

W Stanach Zjednoczonych w jednym z instytutów przeprowadzono test. Dano 256 studentom do przeczytani artykuły opisujące znęcanie się nad ludźmi i nad psami. Okazało się, że bardziej ich oburzał gwałt na psach niż na ludziach. Inne badania wykazały, że dzieci i psy wywołują największe nasilenie odruchu współczucia oraz protestu, dlatego że są zazwyczaj bezbronne i łatwe do skrzywdzenia.

Człowiek gwałtownie protestuje, gdy ogląda film, jak foki są zabijane kijem bejsbolowym, mniej, kiedy widzi je zaplątane w sieci, albo usłyszy, że w żołądkach martwych wielorybów znajdowane są dziesiątki kilogramów plastiku. Wychudły niedźwiedź polarny na niewielkiej krze budzi skojarzenia ze zmianami klimatycznymi, później niekiedy współczucie, a jeszcze rzadziej refleksję, że nasze działania pustoszą świat zwierząt. Psom łańcuchowym, w każdym razie człowiek polski, współczuje rzadko albo wcale. Gradacją odruchów sumienia?

Nigdy wcześniej w historii Ziemi tak wiele zwierząt i roślin nie znalazło się w strefie zagrożonej likwidacją (nie licząc transkataklizmów sprzed milionów lat). Według danych uzyskanych przez ekipy oenzetowskich naukowców badających rośliny uzależnione od zapylenia, większość znajduje się w obszarze pogłębiającego się szybko ryzyka. Katastrofa ekologiczna i wynikające z niej kolosalne koszty, ca. 2.750 miliardów złotych rocznie, jest w zasięgu jednego pokolenia.

Wielu i coraz więcej ludzi nauki (znacznie rzadziej polityków) porusza problem następujących szybciej niż się spodziewano zmian klimatycznych. Można odnieść wrażenie, że życie na Ziemi osaczane jest z dwóch stron: biologicznego wyniszczenia i za tym stoi człowiek; zmian klimatycznych, za które winą chętnie dzielimy się z… kosmosem?

Fascynujące i równocześnie godne podziwu oraz potwierdzające wielowątkowość istoty ludzkiej, że pomimo ewidentnych i widocznie nabierających tempa egzystencjalnych zagrożeń, nadal potrafimy zajmować się kulturalnymi implikacjami fauny. Na przykład badaniami nad językami, jakimi porozumiewają się zwierzęta.

Czy wiedzieliście, że samce wielorybów śpiewają pół roku? Mało tego, każda grupa rodowa ma swoje własne pieśni, śpiewane chóralnie przez wszystkie osobniki, i inne każdego sezonu. Jeśli tego mało, okazało się, że śpiewane przez wieloryby pieśni się rymują, każda pieśń kończy się zawsze na jednym i tym samym dźwięku!

Holenderska filozofka Eva Meijer przekonuje, że istnieje bezpośredni związek między sposobem, w jaki porozumiewają się między sobą zwierzęta poszczególnych rodzajów i ras, a uwagą, jaką człowiek im poświęca. Ludzie, niestety nie wszyscy, zmieniają swój stosunek do zwierząt, gdy dowiadują się, że zwierzę doznaje cierpień spowodowanych bólem w identycznym nasileniu, co człowiek.

Meijer pisze

zmieńmy perspektywę oceny mowy. Jesteśmy przyzwyczajeni uznawać mowę patrząc z perspektywy języka. W świecie zwierzęcym również istnieje język, jak i jego gramatyczne reguły, na równi z rozróżnianiem kolorów i zapachów.

Niezależnie od przyzwyczajeń, ocen i rutyn, z jakimi podchodzimy do zwierząt, powinniśmy okazywać im szacunek równy temu, jakim obdarzamy bliźnich. To niestety niełatwe i wielka tu wina chrześcijaństwa, z jego dogmatycznym stwierdzeniem, że zwierzęta istnieją po to, by służyły człowiekowi.

Obserwujmy zwierzęta, wsłuchujmy się w ich pieśni, kochamy je, tak wiele z nich już umilkło i zniknęło. Beznadziejnie bezmyślne (nie chcąc powiedzieć – złe) z nas istoty, niszczymy i pozbawiamy życia świat, którego jesteśmy cząstką.

Andrzej Szmilichowski

Lämna ett svar