ANDRZEJ SZMILICHOWSKI: Wieczny kontrakt

W tym roku minie mi 82 rok życia. Na amerykańskiej webbsida odnalazłem horoskop, z którego wynika, że przede mną jeszcze siedem lat. Pożyjemy – zobaczymy, wszystko może się zdarzyć, orzeł czy reszka, kto dożyje zobaczy. Zgodnie z europejskimi, w tym polskimi statystykami, już przekroczyłem granicę.

Czas płynie szybciej niż by się chciało. Czuję się dzięki bogu dobrze, nieomal lepiej niż kiedykolwiek, tylko przeszłość stała się dużo większa od przyszłość. W mojej klepsydrze piasek przesypany w sześciu siódmych.

Za mną lata kolorowe i lata dramatyczne w proporcjonalnej, jak sądzę, ilości, więc narzekać byłoby przesadnym litowaniem się nad sobą. Wydarzeń dużo, jak na jedno życie może nawet za wiele a jeszcze nie koniec, mam chwilami wrażenie, jakby boskie palce zacisnęły mocniej węzeł czasu. Może stąd biorą początek moje od lat niezmiennie pogodne myśli o śmierci, o cieniu, który daje serdeczny nieustannie blask, uwypuklający efemeryczne piękno przemijania?

Mam ewidentnie talent do nieróbstwa i wyszukiwania ciągle nowych form zabawy, co trwało zdaniem osób mi bliskich o wiele za długo, ale zgasło dawno temu przemieniając mnie, zapewne za przyczyną Anioła Struża a może i innych aniołów w pracowitą, to radośnie skrobiącą po papierze, to tłukącą w klawisze „Łucznika”, to wpatrzoną w ekran komputera, mróweczkę.

Myśl o spokojnym życiu emeryta napawa mnie obrzydzeniem. Ajschylos nie wiedział, co mówi, a w każdym razie nie uzupełnił swego wyznania historią choroby, kiedy zwierzał się – Lepiej umrzeć raz na zawsze, niż cierpieć całe życie. Mylił się moim zdaniem gruntownie, biorące je (życie) śmiertelnie poważnie.

Tego błędu staram się jak mogę unikać i nie brać życia, w każdym razie tego kawałka, który mi pozostał, na serio, a pomaga mi w tym humor. Humor i refleksja są bardzo pomocne w złapaniu odpowiedniego dystansu do..,

Do wszystkiego, ale nie do miłości, bo miłość to osobny rozdział. Miłość czyni rany, miłość zabliźnia rany, miłość wiedzie. Miłość wielkim aczkolwiek kolosalnie wrażliwym motorem radości życia.

Czas to wielki nauczyciel, który zabija swoich uczniów, pisał Hector Berlioz. Mam przed sobą, jak dobrze pójdzie, jeszcze parę ofiarowanych mi w prezencie przez… /?/ lat. Gratisów, w których nie sądzę by spotkało mnie coś nowego, i wcale mnie to nie martwi, a to już jest coś nowego. Chciałbym dożyć jednego – Nie zostać uwięzionym w ciele starszym, niż moje myśli.

Korzystając z usług mózgu oraz daru wrażliwości, zajmuję się tym, co kocham, pisaniem, i odczuwam za to wielką wdzięczność. Komu wdzięczność? Tego nie wiem, ale się dowiem. Niestety parę marzeń już przede mną zamkniętych: nie nauczę się już porządnie łaciny ani żadnego innego języka, nie poprawię gry na flecie, nie zaśpiewam porządnie, nie będę lepszym tenisistą, nie doczekam wielu radości, jakie będą udziałem moich dzieci i moich wnuków.

Wziąłem w pacht to ciało. Stworzyliśmy razem wyspę czasu i dryfujemy po oceanie wszech świadomości. Gdy dotrzemy do granicy pożegnam je nie bez żalu, bowiem dało mi wiele radości. Przed tym niema ucieczki, kończy się życie w duecie, zaczyna istnienie solo. Jesteśmy swoimi świadomościami.

Lata biegną i odfiltrowują iluzje. Uczę się pokory i mozolnie uświadamiam sobie swoje miejsca. Czy to znamiona rezygnacji? O nie, przeciwnie, czekają mnie wielkie emocje! Stanę przed najwyższym areopagiem a gdy dopisze szczęście, może mój kontrakt zostanie przedłużony na wieczność?

Andrzej Szmilichowski

Lämna ett svar